10 lat po śmierci Barbary Ślązacy nadal ją szanują. Co tak naprawdę stało się 10 lat temu? Dlaczego Barbara Blida popełniła samobójstwo? Co było tego bezpośrednim powodem? W rozmowie z Agatą Pustułką z Dziennika Zachodniego mówi jej syn Jacek Blida.
„Młode wilczki” z prokuratury, ze służb, za wszelką cenę chciały udowodnić, że znaleźli „układ węglowy”, o którym mówili w czasie kampanii wyborczej. No i jeszcze pojawiły się w prasie insynuacyjne artykuły wiążące mamę z Barbarą Kmiecik, która ostatecznie złożyła obciążające zeznania. Proszę jednak pamiętać, że oprócz pani Kmiecik wsadzono do aresztu także jej córkę, co niewątpliwie miało wpływ na zachowanie pani Kmiecik. Miał być także zatrzymany jej mąż. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale też było to obrzydliwe i obliczone na osiągnięcie konkretnego celu - mówi Jacek Blida.
Kogo obciąża za śmierć mamy?
Atmosfera, zastraszanie, narastały od wielu tygodni. My nie wiedzieliśmy, że ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro „wydał na mamę wyrok”, że odbyły się spotkania z premierem Jarosławem Kaczyńskim, podczas których mówiono o „wyjściu na lewicę”. Moja mama była znana, popularna, miała nieposzlakowaną opinię - mówi Jacek Blida.
CZYTAJ TAKŻE:
TWARÓG: FATALNY PORANEK W SIEMIANOWICACH
Po dekadzie wrócił minister Ziobro. Znów jest ministrem sprawiedliwości.
To było ciężkie przeżycie, ten jego powrót. Nie ukrywam, że byłem tym zbulwersowany. Teraz dodatkowo minister wraca lepiej „uzbrojony” we wszelkie przepisy, ustawy, jest prokuratorem generalnym i ma wgląd do każdej sprawy na każdym etapie jej prowadzenia. Ma wpływ niemal nieograniczony na wszelkie nominacje. Poza tym zostawił za sobą emocje 30-latka. Jest dojrzalszy. Ma wszelkie narzędzia, by teraz swoje akcje przeprowadzać bezbłędnie. Zresztą o tym, jak zmieniła się sytuacja, świadczy fakt, że ten sam prokurator, który wniósł apelację w naszej sprawie, by oskarżyć szefa akcji zatrzymania mamy o niedopełnienie obowiązków, sam swoją apelację potem wycofał.
Jacek Blida ma głos:
OTO CAŁY WYWIAD Z JACKIEM BLIDĄ
Jak przypomina pan sobie tamten dzień? Minęło w końcu już dziesięć lat.
Nie pamiętam wszystkich szczegółów. Dostałem wcześnie rano telefon od ojca, co już było dziwne. Mówił takim pustym głosem. Domyślałem się, że stało się coś złego. Później okazało się, że wykonał ten telefon około 20 minut od wejścia służb do domu. Nie zdradził przez telefon nic, takie miał polecenie, tylko poprosił mnie, żebym jak najszybciej przyjechał do domu. Nie zadawałem mu pytań. To były chwile. Działałem mechanicznie.
Przypuszczał pan, że może chodzić o mamę?
Byłem całkowicie skoncentrowany na tym, by jak najszybciej dojechać do domu. Mieszkam blisko. Mówiąc szczerze, niczego nie starałem się sobie wtedy wyobrażać. Kiedy podjechałem pod dom, już widziałem wozy policyjne, karetkę pogotowia. Po wylegitymowaniu mnie, razem z tatą zostaliśmy poproszeni o pozostanie w pokoju. W łazience kilka metrów dalej trwała akcja reanimacyjna.
Kto poinformował państwa o zgonie mamy?
Lekarz pogotowia. Pokręcił tylko głową. Ale akcję reanimacyjną rozpoczęli agenci ABW. Byli wtedy sami.
Jak zachowywali się funkcjonariusze?
Czuć było potężne zdenerwowanie. Wypowiadali jakieś pojedyncze słowa, zdania. A potem, kiedy ciało mamy zostało wyniesione, zapanowała okropna cisza.
DOKOŃCZENIE WYWIADU POD TYM LINKIEM
JAK BLIDA O KULISACH NAGONKI I ŚMIERCI BARBARY BLIDY