Rozprawie towarzyszyło ogromne zainteresowanie mediów. Na ogłoszeniu wyroku pojawił się Janusz Szymik. Jeszcze wczoraj w rozmowie z „DZ” mówił, że jest spokojny i oczekuje sprawiedliwej kary. Domagał się zadośćuczynienia w wysokości 3 mln zł. Na tę kwotę składały się: 1 mln zł za krzywdy będące skutkiem nadużyć seksualnych, jakich dopuścił się wobec niego w latach 80. ks. Jan W., a także 2 mln zł za cierpienia, które powstały wskutek braku reakcji ordynariusza bielsko-żywieckiego bp. Tadeusza Rakoczego na zgłoszone mu nadużycia.
Diecezja musi zapłacić odszkodowanie
10 stycznia tuż po godz. 10 sędzia Marzena Buszka zaczęła odczytywać wyrok. Według sądu pierwszej instancji, diecezja bielsko-żywiecka powinna wypłacić Szymikowi zadośćuczynienie w wysokości 400 tys. zł wraz z ustawowymi odsetkami od września 2021 roku. W drugiej części powództwo zostało oddalone.
W uzasadnieniu ustnym sędzia Buszka podkreśliła, że z zebranego materiału dowodowego bez wątpienia wynika, iż w latach 80. nieletni Janusz Szymik był wielokrotnie wykorzystywany seksualnie przez księdza proboszcza parafii w Międzybrodziu Bialskim Jana W.
- Wykorzystał on swoją pozycję duchownego, osoby publicznej, mającej autorytet u małoletniego ministranta, który miał do niego wielkie zaufanie – wskazała.
Parafia międzybrodzka należała wówczas do archidiecezji krakowskiej. Przypomniała, że diecezja bielsko-żywiecka powstała w marcu 1992 r. Po utworzeniu diecezji księża pracujący na jej terenie przeszli pod jej władanie. Podkreśliła, że Szymik zwracał się do bp Tadeusza Rakoczego, ówczesnego ordynariusza diecezji bielsko-żywieckiej, o zajęcie się sprawą wykorzystywania seksualnego, ale bezskutecznie. Działania podjął dopiero nowy ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej bp Roman Pindel.
- W ocenie sądu w niniejszej sprawie pozwana diecezja bielsko-żywiecka nie ponosi odpowiedzialności za winę podwładnego – powiedziała sędzia Buszka.
Według sądu, za nadużycia księdza Jana W. w latach 1984-89 odpowiada diecezja, której podwładnym był wówczas Jan W. i w stosunku do tej diecezji powód powinien kierować swoje roszczenia.
Zdaniem sądu, Kościół bielsko-żywiecki ponosi natomiast odpowiedzialność za brak reakcji na doniesienia o nadużyciach seksualnych ks. W. Szymik dwukrotnie - w 1993 i 2007 roku – informował o tym jej zwierzchnika biskupa Tadeusza Rakoczego.
Sędzia przywołała opinię biegłych z Akademii Medycznej w Łodzi, z której wynikało, iż brak reakcji hierarchy doprowadził do wtórnej wiktymizacji Szymika.
- Oprócz pierwotnego pokrzywdzenia doznał dodatkowej krzywdy i cierpienia. Brak reakcji spowodował (…) powracanie do traumatycznych wspomnień i znaczny uszczerbek na zdrowiu psychicznym – wskazała.
Janusz Szymik: Spodziewałem się innego rozstrzygnięcia
- Spodziewałem się trochę innego rozstrzygnięcia. Sąd uznał za tylko za zasadne wzięcie odpowiedzialności diecezji bielsko-żywieckiej za zaniechania biskupa Tadeusza Rakoczego. Natomiast co do wykorzystywania w latach 80. mojej osoby przez księdza Jana W., proboszcza parafii w Międzybrodziu Bialskim i byłego sekretarza kardynała Macharskiego sąd uznał, że archidiecezja krakowska powinna odpowiedzieć za te czyny. Tutaj sąd podzielił argument strony pozwanej. Najprawdopodobniej złożymy apelację w tym zakresie - powiedział tuż po ogłoszeniu wyroku Janusz Szymik.
Janusz Szymik przyznał, że poniekąd czuje się rozczarowany wyrokiem.
- Myślałem, że diecezja bielsko-żywiecka ponosi odpowiedzialność za swojego pracownika, za księdza, który był księdzem archidiecezji krakowskiej, ale w momencie utworzenia diecezji bielsko-żywieckiej z mocy prawa wszedł w skład jej pracowników. To ona powinna ponosić za niego odpowiedzialność – powiedział Janusz Szymik. Przyznał, że trwający trzy lata proces był dla niego bardzo stresujący. - Dla mnie pocieszajace jest to, że wszystkie przestępstwa jakich dopuścił się na mojek osobie ksiądz Jan W. są bezsprzeczne, zostały udowodnione. To dla mnie sukces. Nie możemy mówić, że ksiądz Jan W. mnie nie wykorzystywał.
Po ogłoszeniu wyroku pełnomocnik diecezji mec. Anna Englert zwróciła uwagę, że sąd podzielił stanowisko tej instytucji, iż nie jest ona odpowiedzialna za szkody wyrządzone Szymikowi przez księdza.
- Co do pozostałych kwestii zostanie złożony wniosek o pisemne uzasadnienie. Po zapoznaniu się z nim podjęte zostaną decyzje co do ewentualnych działań – powiedziała adwokat.
Wyrok jest nieprawomocny.
Janusz Szymik był ministrantem. Pierwszy raz został skrzywdzony przez ks. Jana W., ówczesnego proboszcza parafii w Międzybrodziu Bialskim, gdy miał 12 lat. Duchowny w trakcie procesu kanonicznego przyznał się do współżycia z nieletnim. Dochodziło do tego w latach 1984-1989. Został za to ukarany.
Wcześniej pisaliśmy
Po powstaniu diecezji bielsko-żywieckiej Szymik zakomunikował o wszystkim ordynariuszowi biskupowi Tadeuszowi Rakoczemu. Pozostało to bez echa. Poszkodowany opowiedział później o wszystkim ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu. Mówił potem, że osobiście przekazał metropolicie krakowskiemu kard. Stanisławowi Dziwiszowi list, w którym opisał konkretne przypadki księży dopuszczających się molestowania nieletnich, w tym przypadek z Międzybrodzia Bialskiego. Hierarcha nie pamięta, by otrzymał dokumenty w tej sprawie.
- Czara goryczy przelała się po obejrzeniu filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”. Oglądałem go sam w tym pokoju, gdzie teraz rozmawiamy, płakałem, bo miałem świadomość, że moja sprawa jest taka sama, że Kościół nie potrafi sobie z tym poradzić. Wtedy postanowiłem, że koniec tej zabawy w chowanego. Byłem zbulwersowany, bo zgodnie z zaleceniami papieża Franciszka wyrażonymi w liście pasterskim „Motu Proprio - Vos estis lux mundi” postępowanie w mojej sprawie powinno zakończyć się do 90 dni z małymi wyjątkami, a po złożeniu przeze mnie wniosku w sprawie u biskupa Rakoczego nie podjęto żadnych kroków - mówił Janusz Szymik w rozmowie z DZ we wrześniu 2020 roku.
Janusz Szymik skierował list do papieża Franciszka, w którym prosił o powołanie niezależnej komisji i jak najszybsze wyjaśnienie jego sprawy, a także o ukaranie hierarchów: bpa Rakoczego i kard. Dziwisza, którzy nie podjęli działań.
Pod koniec maja 2021 roku archidiecezja krakowska zakomunikowała, że Stolica Apostolska przeprowadziła postępowanie dotyczące sygnalizowanych zaniedbań bp. Tadeusza Rakoczego w sprawach nadużyć seksualnych popełnionych przez niektórych duchownych. Podjęto wobec niego decyzję m.in. o zakazie uczestniczenia w jakichkolwiek celebracjach lub spotkaniach publicznych. Biskup otrzymał „nakaz prowadzenia życia w duchu pokuty i modlitwy”. Po tej decyzji Watykanu, w czerwcu 2021 r. Szymik złożył pozew w bielskim sądzie.
Diecezja nie może być adresatem pozwu?
Proces toczył się od lutego 2022 roku. Rozprawy odbywały się za zamkniętymi drzwiami. Janusz Szymik żądał 3 mln zł zadośćuczynienia. Diecezja stoi na stanowisku, że nie jest właściwym adresatem.
Pełnomocnik diecezji mecenas Anna Englert podkreśliła, że instytucja, którą reprezentuje, nie może być adresatem pozwu, gdyż nie istniała w latach 80.
- Przez cały proces nie doczekaliśmy się wskazania podstawy prawnej, na której powód opiera twierdzenie, że doszło do sukcesji praw i obowiązków na diecezję bielsko-żywiecką, które wcześniej przysługiwały archidiecezji krakowskiej. Nie ulega wątpliwości, że w czasie, gdy dochodziło do molestowania seksualnego (…), ten podmiot nie istniał. Został utworzony w 1993 r. Nie ma żadnego przepisu prawa, który mówiłby, że mamy do czynienia z jakimkolwiek następstwem prawnym – podkreśliła.
Diecezja nie powstała sama z siebie
Mecenas Artur Nowak, pełnomocnik Szymika, podczas mowy końcowej odnosząc się do kwestii pozwania diecezji bielsko-żywieckiej, która – gdy dochodziło do wykorzystywania – jeszcze nie istniała, a parafia należała do archidiecezji krakowskiej, wskazał, że to ona powinna odpowiedzieć za czyny duchownego.
- To ona osądziła już sprawcę. (…) Ta diecezja nie powstała sama z siebie, ale uwłaszczyła się na majątku archidiecezji krakowskiej. (…) Pozwaliśmy diecezję, bo stała się właścicielem parafii – mówił mec. Nowak.
Wczoraj w rozmowie z DZ Janusz Szymik powiedział, że będąc u biskupa Rakoczego w 1993 roku nigdy z jego ust nie usłyszał, że on jest niewłaściwy do rozpatrzenia tego typu sprawy jako biskup bielsko-żywiecki.
- I uważam, że nastąpiło następstwo prawne i wszyscy starzy księża, którzy byli pod rządami archidiecezji krakowskiej w dniu powołania do życia diecezji bielsko-żywieckiej stali się z mocy prawa pracownikami nowo utworzonej instytucji, która przejęła prawa i obowiązki wynikające z stosunku pracy tych kapłanów. Uważam więc, że diecezja ponosi odpowiedzialność i za te wszystkie przestępstwa Jana W. i zaniechania biskupa Rakoczego - powiedział Janusz Szymik.
