Do ataku doszło sobotę w samo południe w dzielnicy Kabulu, w której znajdują się ministerstwa, zagraniczne ambasady i główny komisariat policji. O tej porze centrum Kabulu było pełne ludzi. Jak relacjonowali świadkowie, cytowani przez BBC News, napastnicy podjechali karetką wypełnioną ładunkami wybuchowymi na ulicę zamkniętą dla ruchu i zaparkowali niedaleko biur Unii Europejskiej oraz Wyższej Rady ds. Pokoju, która zajmuje się negocjacją z Talibami.
Szef afgańskiego MSW Nasrat Rahimi powiedział, że policjanci przepuścili napastników przez pierwszy punkt kontrolny, ponieważ ci powiedzieli, że wiozą pacjenta do pobliskiego szpitala. Bombę zdetonowali przez drugim punkcie kontrolnym. W ataku, w którym zginęli również napastnicy, życie straciło co najmniej 95 osób, w tym dzieci, a blisko 160 jest rannych. Afgańskie władze ostrzegają jednak, że śmiertelny bilans się powiększy, ponieważ wiele osób jest w stanie ciężkim. Świadkowie mówili, że ulica była pokrytą krwią i przypominała "rzeźnię", wszędzie leżały ciała. Zniszczone są także leżące w pobliżu miejsca wybuchu budynku.
Atak potępił już świat, a Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża powiedział, że wykorzystanie do zamachu karetki jest "wstrząsające". Do zamachu przyznała się już organizacja Talibów, która tydzień temu przeprowadziła atak na luksusowy atak w Kabulu. Zginęły w nim 22 osoby, głównie obcokrajowcy. W październiku ubiegłego roku w przeciągu jednego tygodnia w atakach bombowych życie straciło 176 osób, a w maju 150 zginęło w ataku w Kabulu. Talibowie, mimo że zostali pokonani przez Amerykanów podczas rozpoczętej w 2011 r. inwazji, powrócili teraz w niektóre rejony. Obecnie kontrolują części Afganistanu oraz sąsiedniego Pakistanu.
Atak Państwa Islamskiego na siedzibę organizacji broniącej praw dzieci w Afganistanie. Są ofiary śmiertelne
AP/EAST NEWS