Gdyby stworzyć kategorię najmniej znanych wybitnych Polaków, to Henryk Arctowski na pewno znalazłby się w pierwszej trójce. Kto wie, może nawet na miejscu pierwszym. Bo jego osiągnięcia są ogromne - a wiedza o nim nieproporcjonalnie mała. Dużo więcej wiemy choćby o Ignacym Łukasiewiczu, Witoldzie Zglenickim czy Stefanie Banachu, by przytoczyć przykłady wybitnych Polaków z obszarów Arctowskiemu pokrewnych. Wiemy, że Łukasiewicz miał aptekę we Lwowie, że Zglenicki zbił miliony na ropie, że Banachowi podstępem zorganizowano obronę doktoratu. A w przypadku Arctowskiego mało kto wie, czy on właściwie dopłynął do Arktyki czy do Antarktydy. Taka różnica.
Teraz pięknie tę białą plamę zapełnia nam książka Dagmary Bożek i Katarzyny Dąbkowskiej „Henryk Arctowski. W świecie myśli”. Autorki w fantastyczny sposób rekonstruują epokowe dokonanie polskiego podróżnika i geografa, czyli jego wyprawę badawczą w stronę bieguna południowego. Podróż w 1897 r. „Belgicą” na Antarktydę, która trwała łącznie 15 miesięcy, okazała się ogromnym sukcesem i pozwoliła zdobyć podstawową wiedzę o tym wtedy kompletnie nieznanym obszarze - a Arctowski był na tej wyprawie jednym z najważniejszych badaczy. Już właściwie wtedy - a właściwie po publikacji 10 tomów wyników badań przeprowadzonych na Antarktydzie - zasłużył sobie na uznanie świata naukowego całego globu. A że na niwie badawczej był aktywny właściwie do śmierci w 1958 r., to lista jego dokonań była dużo dłuższa.
Ale Arctowski ma też drugi kapelusz, który wyróżnia go w tłumie: patriotyzm. Jego przywiązanie do Polski, do polskości było wyjątkowe. Od początku. Urodził się jako Henryk Artzt, miał niemieckie korzenie. Nazwisko zmienił już jako w pełni dorosła osoba - właśnie po to, by mocniej zaakcentować swoją polskość. Długo trzymał się daleko od polityki. „Chciałbym żyć w świecie myśli, całkiem oderwany od świata otaczającego mnie” - pisał na początku XX w. Ale gdy w czasie I wojny światowej ważyła się przyszłość Polski, w proces jej tworzenia zaangażował cały swój autorytet, biorąc m.in. udział w Konferencji paryskiej w 1919 r., na której przedstawił liczący 2,5 tys. stron raport przedstawiający racje na rzecz Polski pod kątem geograficznym. A gdy Polska się odrodziła, od razu przeprowadził się do Polski, choć przecież był obywatelem świata. Mógł pracować wszędzie, a chciał we Lwowie. I to mówi najwięcej o tym, jakiego kalibru był on człowiekiem.
Dagmara Bożek, Katarzyna Dąbkowska „Henryk Arctowski. W świecie myśli”, wyd. Bosz, Lesko 2024, cena 99,90 zł
