Policjant Artur S. był zastępcą komendanta jednego z wrocławskich komisariatów. Jego kolega Jacek S., policyjny emeryty, pracował jako prywatny detektyw. Choć prokuratura twierdzi dziś, że nielegalnie, bo nie miał licencji. Od 2014 do 2017 roku detektyw prosił kolegę o różne informacje z baz danych, do których policjanci mają dostęp, a cywile nie.
Chodzi o Krajowy System Informacji Policyjnej (KSIP), ewidencję ludności PESEL i Centralną Ewidencję Pojazdów i Kierowców. Dzięki informacjom z tych systemów dowiemy się kto gdzie mieszka, jakie ma samochody, z kim jest spokrewniony. Jeśli policja podejrzewa go o popełnianie przestępstw, dowiemy się jakich, kiedy i z kim? Jeśli był karany będzie kiedy, za co i na jaką karę?
Każdy funkcjonariusz, który ma uprawnienia by z tych baz korzystać, ma indywidualny numer identyfikacyjny. Przy jego pomocy uzyskuje potrzebne mu informacje. Zawsze musi jednak podać do czego potrzebuje tych informacji. Każde takie sprawdzenie zostawia ślad w policyjnych systemach komputerowych.
Z ustaleń prokuratury wynika, że od 2014 do 2017 roku oficer Artur S. 97 razy sprawdzał różne informacje. Podając przy tym zmyślone uzasadnienie po co mu te informacje. W rzeczywistości tych danych nie potrzebował do pracy. Przekazywał je Arturowi S. ten z kolei sprzedawał informacje od kolegi policjanta dwóch wywiadowniom gospodarczym.
Prowadzący śledztwo zlecili przeszukanie w obydwu wywiadowniach. Znaleziono tam notatki z informacjami od oficera policji. Pisane jego ręką. W mieszkaniu „detektywa” Jacka S. były wydruki z informacjami z policyjnych baz danych.
Policjant usłyszał 97 zarzutów przekroczenia uprawnień. Zdaniem prokuratury działał „w celu osiągnięcia korzyści” przez jego kolegę – detektywa. Oficer przyznał, że przekazywał informacje, ale myślał, że to jego kolega sprawdza kontrahentów. Nie miał pojęcia – jak mówi – że tamten jego wiadomościami handluje.
Jacek S. do zarzutów się nie przyznał. Jest oskarżony o namawianie oficera do przekroczenia uprawnień, a także o prowadzenie działalności detektywistycznej bez licencji. Nie wiedział – tłumaczył śledczym – że to co robił dla wywiadowni wymaga posiadania licencji detektywa.