Artykuł w „Dużym Formacie”, czyli magazynie reporterów „GW”, opisuje zdarzenie, do jakiego miało dojść w nocy z 10 na 11 września. Maciej L. miał zgwałcić tancerza o imieniu Rafał, który wcześniej nie chciał pójść z nim na randkę.
„Nieznajomy wyciągnął spod kurtki strzykawkę i wstrzyknął coś Rafałowi. Zaczął uprawiać z nim seks. Co jakiś czas brutalnie przyciskał jego głowę do ziemi. Po trzynastu minutach kończył, wyciągnął z kieszeni kurtki pistolet: – Powoli wstajesz, masz gnata przy łbie” – czytamy w „GW”
Aktywista LGBT i stowarzyszenia „Homokomando” oskarżony
Sprawę skomentował na Facebooku Linus Lewandowski, inny aktywista stowarzyszenia, który przyjaźnił się z Maciejem L.
Jak wspomina, domniemany sprawca zadzwonił do niego 11 września nad ranem, mówiąc, że „coś zepsuł”.
„Mówi, że umówił się z Rafałem (używam imion z artykułu), z anonimowego konta, na seks w kominiarce, w klimacie BDSM. Że po wejściu do mieszkania podał mu aspirynę, twierdząc że to kokaina. Że po seksie zdjął kominiarkę, przystawił Rafałowi pistolet do głowy, strasząc go, że go rozpie***li. I że zrobił to z zemsty” – pisze Lewandowski.
Ponadto, skontaktował się z nim poszkodowany w całej sprawie Rafał.
„Pisze do mnie Rafał. Że chodzi o jednego z członków Homokomando. Odpowiadam, że wiem o sprawie, jestem nią załamany. Oferuję Rafałowi wsparcie psychologiczne z budżetu Homokomanda. „To przemoc seksualna ze strony członka zarządu organizacji, organizacja musi za to odpowiadać” – cytuje działacz.
Oskarżenie o gwałt, myśli samobójcze
Według relacji Lewandowskiego, w kolejnej rozmowie Maciej L. miał się przyznać do zamiaru odebrania sobie życia.
„Dzwonię do Macieja L. Mówię mu jasno, że to był gwałt. Że powinien się zgłosić na policję. Ten odpowiada, że chciał popełnić samobójstwo. Miał już kiedyś próbę samobójczą, wiem że nie kłamie. Przekonuję go, by tego nie robił. Że musi wziąć odpowiedzialność za swój czyn, ale nie w ten sposób” – pisze na Facebooku.
Następnego dnia liderzy stowarzyszenia „Homokomando” podjęli decyzję o usunięciu Macieja L. z organizacji. On sam oświadcza o rezygnacji z członkostwa. Lewandowski stara się pomóc przyjacielowi, który wciąż był w złym stanie psychicznym.
„Wtorek i środa. Widzę się z Maciejem, rozmawiamy. Jest roztrzęsiony, rozumie, co zrobił, i że to ma konsekwencje, że zrobi, co należy. W nocy śpi u mnie na kanapie, bo boję się, że sobie coś zrobi. W środę odprowadzam go do szpitala psychiatrycznego. Z perspektywą, że mogą go w nim zatrzymać, ze względu na myśli samobójcze. Nie robią tego, przepisują mu leki” – wspomina.
Jak się miało okazać, Maciej L. miał oszukiwać Lewandowskiego i powiedzieć o tym swojej prawniczce.
„(Maciej L.) Rozmawia z prawniczką. Mówi jej, że mnie okłamuje. Czwartek, 17:20. Maciej L. publikuje oświadczenie na Facebooku, napisane z prawniczką. Publicznie wypiera się gwałtu, i zrzuca winę na ofiarę.
Czwartek, 17:51. Publikuję oświadczenie: „Oświadczam, że Maciej L******** (Lewandowski pisze całe nazwisko – red.) jest gwałcicielem, i zrobię wszystko, żeby poszedł siedzieć.” – napisał.
Sprawa trafia do prokuratury
Lewandowski napisał również, że prawniczka pokrzywdzonego Rafała, Karolina Gierdal, poinformowała, iż sprawa domniemanego gwałtu trafiła do stołecznej prokuratury.
„28.09 złożyłam zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 197 par. 1 kk, na szkodę mojego klienta” – cytuje ją aktywista.
Artykuł 197 kodeksu karnego
„Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12” – brzmi ten artykuł.
lena
