To tylko spory dwóch gejów? Nie, tu chodzi o duże pieniądze i wolność słowa

Sławomir Cedzyński
Sławomir Cedzyński
W procesie wytoczonym aktywiście LGBT przez gminę z woj. podkarpackiego zeznawał inny gej. Przyznał, że "Strefy wolne od LGBT" to mit.
W procesie wytoczonym aktywiście LGBT przez gminę z woj. podkarpackiego zeznawał inny gej. Przyznał, że "Strefy wolne od LGBT" to mit. fot. screen TT
Podczas ostatniej rozprawy w procesie, wytoczonym przez gm. Tuszów Narodowy gejowskiemu aktywiście Bartoszowi Staszewskiemu, zeznawał inny gej, publicysta Waldemar Krysiak. Nowy świadek przedstawił zupełnie odmienny obraz Polski niż ten, do którego przekonuje autor słynnych fałszywych tablic drogowych „strefa wolna od LGBT”. To wyjątkowo niezręczna sytuacja dla legendy, w którą uwierzył „postępowy” Zachód. Nic dziwnego więc, że świadek Krysiak został natychmiast obwołany „mitomanem”. Ktoś powie, dobra, to tylko zwykłe przekomarzanie się dwóch gejów. Błąd, wbrew pozorom, chodzi o grube miliony euro i wolność słowa.

Cała sprawa ciągnie się już od dwóch lat. Gmina w województwie podkarpackim wytoczyła sprawę znanemu gejowskiemu agitatorowi Bartowi Staszewskiemu za rozpropagowanie drogowych tabliczek informacyjnych z napisem „strefa wolna od LGBT”. Znaki informacyjne przed Tuszowem Narodowym to tylko element większego happeningu, jaki Staszewski urządził na drogach prowadzących do gmin, przyjmujących różnego typu symboliczne uchwały czy deklaracje sprzeciwiające się ideologii LGBT. W zamyśle radnych, którzy głosowali za ich przyjęciem, była ochrona wartości, którymi kierują się mieszkańcy gmin, przed, jak podkreślali, „ideologią LGBT”, a nie ludźmi o odmiennej orientacji seksualnej. Czytając jednak fałszywe tabliczki drogowe, można by przypuszczać, że teren niektórych miast i gmin został oczyszczony z ludzi nieheteroseksualnych jak zdrowa żywność z chemicznych dodatków. Sam autor akcji z tablicami nie ukrywał, że spreparowany na jej potrzeby znak drogowy sam powiesił w kilku miejscach, by zrobić kilka symbolicznych fotek.

Kariera fejkowych tabliczek

Happeningowa zagrywka działacza LGBT zaczęła żyć własnym życiem. W zachodnich mediach mnożyły się teksty o prześladowaniach gejów w Polsce, hasło z rzekomych tablic informacyjnych pojawiało się w tytułach najbardziej opiniotwórczych zachodnich mediów czy na stronach takich organizacji jak Human Right Watch. W artykułach o „końcu demokracji w Polsce” brylowali, opowiadając o swoim lękach związanych z życiem w kraju, m.in. wspomniany Bart Staszewski czy zapomniana już nieco gwiazda sezonu środowisk LGBT, urodzona jako Michał Szutowicz, działająca jako Małgorzata Szutowicz ps. „Margot” (znana z założenia organizacji „Stop Bzdurom” i uznania za wyjątkowo sensowne napady na samochody z emblematami organizacji Pro-Life).

Po ostrzale artyleryjskim postępowych mediów przyszedł czas na szturm unijnych instytucji. Odczuło to szczególnie sześć miast, które opowiedziało się po stronie tradycyjnych wartości i za karę wyleciało z programu „Partnerstwo Miast”, tracąc kilkaset tysięcy złotych. W mediach społecznościowych liberalni i lewicowi politycy nie kryli zachwytu dla unijnych decyzji, a jednocześnie wskazywali na jednoznacznych winnych utraty finansowego wsparcia. „Strefy wolne od LGBT stają się właśnie Strefami wolnymi od środków unijnych. Dobra lekcja pokory i europejskich wartości dla samorządowców, którzy poparli haniebne uchwały...” – pisała oburzona Joanna Sekuła, pani senator z PO. Na unijnych pieniądzach się nie skończyło. Swój atak przypuściły również instytucje przyznające fundusze norweskie, a w tym przypadku to już strata grubych milionów złotych.

Bart Staszewski grozi „Wyborczej”

Z czasem Bart Staszewski poszedł dalej. Pozostając pod wrażeniem swojej akcji, zaczął grozić tym, którzy zauważali w jego działaniu bezsens.

Niemal dokładnie dwa lata temu w internetowym wydaniu „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł autorstwa Piotra Głuchowskiego, który przyznał, że nie podobają mu się poglądy radnych, głosujących za Samorządowa Kartą Praw Rodzin (jedna z form opowiedzenia się z tradycyjnymi wartościami), uznaje jednak, że zawiera ona „oczywiste oczywistości” i jest w tym wręcz nudna. Zauważył też, że SKPR nie ma znaczenia w Polsce pod względem prawnym. Tłumaczył również nonsens, wynikający z pomysłu umieszczania fałszywych tabliczek, wytyczających realne granice dla wydumanych stref wolnych od LGBT. Ostatecznie doszedł do wniosku, że działania aktywisty są najzwyczajniej szkodliwe dla Polski.

Na od odpowiedź Barta Staszewskiego nie trzeba było długo czekać. „Obrzydliwy, pełen manipulacji tekst @gazeta_wyborcza. Widzę się dzisiaj z prawnikami aby rozważyć kroki prawne. To jest dołączenie do nagonki prawicowej szczujni w nagonce na aktywistów” – napisał w mediach społecznościowych Bart Staszewski.

Reakcja „Gazety Wyborczej” była równie błyskotliwa, tekst wkrótce zniknął z stron wydawnictwa. Można powiedzieć, że Bart Staszewski został udobruchany. Choć nie do końca, bo pojawił się jego nowy tweet: „No i @gazeta_wyborcza usunęła tekst. Bardzo dobrze tylko smród i spazmy prawicy pozostały. Może jakaś rzeczowa analiza na jego miejsce?”.

Jego życzenie było dla „GW” rozkazem. Natychmiast w sieci pojawił się „przejmujący” artykuł pt. „Jesteśmy rekordzistami Polski w manifestowaniu homofobii. "Taki mamy klimat" na Lubelszczyźnie”. Wszyscy mogli odetchnąć.

„Gazeta Wyborcza”, zwykle tak bardzo zaangażowana w walkę o wolność słowa, nie chciała komentować swoich poczynań. Jak nieoficjalnie napisało wydawnictwo Press, tekst został zdjęty ze strony, ponieważ nie przeszedł wewnętrznych procedur i nie został odpowiednio zweryfikowany.

Gdzie jest piekło dla gejów?

Wróćmy jednak do rozprawy przeciwko Bartowi Staszewskiemu, w której zeznawał świadek Waldemar Krysiak. Podczas swojego zeznania przedstawił zupełnie inny obraz od tego, do którego przyzwyczaili nas już wiecznie zranieni aktywiści LGBT. Jego Polska nie jest może magiczną wyspą szczęścia dla osób homoseksualnych, ale na pewno nie odbiega pod tym względem od zachodniej Europy. Wkrótce po zeznaniach Staszewski nawał świadka mitomanem. Zapytałem więc Waldemara Krysiaka, autora bloga „Gej przeciwko światu”, czy na pewno nie boi się spędzać czasu w Polsce. – Wyjechałem na kilka dni do Berlina, ale zaraz wracam i większość czasu spędzę w jednym z regionów, które Bartek oskarża o rzekome wykluczanie osób LGBT. Bartek spopularyzował mit o strefach wolnych od LGBT, co z pewnością właśnie jego czyni mitomanem – mówi świadek. Jego zdaniem Bart Staszewski jest teraz w niezręcznej sytuacji, stąd jego nerwowe reakcje. – Musi bowiem uznać mnie, a w konsekwencji wszystkich takich jak ja, czyli osoby homoseksualne, które się z nim kompletnie nie zgadzają i nie uznają za swojego przedstawiciela.

Krysiak zaznaczył, że jeśli chodzi o agresję wobec mniejszości seksualnych czy etnicznych, Polska jest krajem relatywnie bardzo bezpiecznym. - Owszem, spotkałem się z fizyczną agresją, bo wraz z moim partnerem zostaliśmy obrzuceni kamieniami. Jednak to wydarzyło się nad jeziorem pod Berlinem, a nie w Polsce. W Amsterdamie środowiska homoseksualne biją na alarmem, nazywając to miasto piekłem – przyznaje.

Ideologia LGBT nie istnieje? „Ależ skąd, przeciwnie!”

Czy jednak można w Polsce przeciwstawiać się ideologii LGBT, skoro takiej nie ma, jak tego chcą aktywiści tych środowisk oraz sprzyjający im politycy? – Ależ oczywiście, że taka ideologia istnieje – Waldemar Krysiak nie ma wątpliwości. – Jest podtypem ideologii marksistowskiej, jest zbiorem założeń interpretacji świata, zgodnie z którą, np. mniejszości seksualne tylko z tego powodu, że są pod tym względem odmienne, potrzebują odrębnej ochrony prawnej. Zgodnie z tą ideologią osoby homoseksualne muszą też wspierać ludzi z zaburzoną tożsamością płciową. Homoseksualizm i transseksualizm nie mają ze sobą żadnego związku, natomiast ideologia LGBT uznaje, że te mniejszości tworzą ze sobą jakąś jedność. Kto się z tym nie zgadza jest wykluczany ze środowiska i napiętnowany przez aktywistów, którzy tę ideologię wyznają – punktuje Waldemar Krysiak.

Jego wywód podczas rozprawy skłonił sąd do podjęcia nietypowej decyzji, tj. powołania na następną rozprawę eksperta, który objaśni, czy mamy już dotyczenia z ideologią.

Czy zatem Bart Staszewski może spać spokojnie przed następną rozprawą, będąc przekonanym, że kolejny sąd odrzuci pozew gminy, tak jak Gazeta Wyborcza odrzuciła opublikowany już tekst, bo był niezgodny z przyjętą raz na zawsze narracją?

Jak mówi sam oskarżony, byłoby to jego kolejne „zwycięstwo nad systemem”. Patrząc więc na dotychczasowe statystyki, póki co, chyba nie ma się co obawiać. Trzeba też przyznać, że to nie jedyny wyczyn aktywisty. Przekonać świat do swoich fałszywych rewelacji to jedno, ale uwierzyć w nie samemu i wykluczyć wszystkich, którzy myślą inaczej, to drugie. Pozostaje tylko pytanie, czy można uznać to za sukces.

TD

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl