Nie wiem, czy najście policji na orgietkę z udziałem bogoojczyźnianego polityka było przypadkowe. Nie zdziwiłbym się, gdyby stały za tym służby specjalne któregoś z dużych unijnych krajów. Tak się bowiem składa, że incydent uderza najbardziej w Polskę i w Węgry, czyli kraje, których rządy rozbijają jedność Unii Europejskiej. Które stawiają w tych dniach ostre weto w sprawie powiązania unijnego budżetu z przestrzeganiem praworządności.
Właściciel interesu, pochodzący z Polski Dawid Manzeheley, okazał się zadziwiająco rozmowny jak na – przyznajcie Państwo – branżę lubiącą dyskrecję.
Oznajmił on, że bawi się u niego wielu europejskich polityków, ale najwięcej katolickich konserwatystów z Węgier i Polski. W tym dziewięciu stałych klientów z węgierskiej partii Fidesz i czterech z Prawa i Sprawiedliwości. Jak wynika z opowieści Manzeheley’ego, panowie zwierzają mu się, że w swoich krajach muszą grać wariatów i zgodnie z linią partii pomstować na „ideologię LGBT”. Ale już w delegacji hulaj dusza piekła nie ma...
Ja wiem, że wytykanie politykom hipokryzji wydaje się być zajęciem jałowym i naiwnym. Hipokryzja jest nieodłącznym elementem polityki, jest ponadpartyjna i niezniszczalna. W Polsce problemem zrobiła się jednak jej niebotyczna skala.
Politycy zjednoczonej prawicy od pięciu lat strugają świętych za życia. Chcą całemu społeczeństw narzucać prawo świeckie rodem z państwa wyznaniowego, a przeciwnikom politycznym odmawiają polskości i godności (zdrajcy, lewactwo, zaraza LGBT). Tymczasem, jeśli uchylić rąbka prywatności tych świętoszków, to mamy i załganych kryptogejów (nie tylko w rządzie i Sejmie), i amatorów seksu z niepełnoletnimi dziewczynkami (nie tylko na Podkarpaciu), i katów domowych (nie tylko w Bydgoszczy).
Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Himalaje hipokryzji osiągają też propagandyści dobrej zmiany, którzy za pieniądze wszystkich Polaków plują na polskie kobiety, na wolne media. Opolscy oficerowie prasowi rżną przykładnych patriotów i znawców papieskich encyklik, a mają problemy z alkoholem i przemocą domową.
O aberracjach polskiego konserwatyzmu piszę z przykrością, bo obecna władza, poprzez absolutnie przesadny i agresywny wręcz kurs światopoglądowy, długofalowo szkodzi idei konserwatywnej i sprowadza na Polskę (wzorem historii wielu krajów zachodnich) groźbę skrajnie lewicowego odchylenia po kolejnych wyborach.
Nie sposób bowiem tkwić w XIX-wiecznym, dogmatycznym pojmowaniu konserwatyzmu, kiedy nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Kiedy globalizacja, masowe migracje, ale i pojmowanie praw człowieka, w tym praw kobiet, czy dzieci, jest w zupełnie innym punkcie niż wiele dekad temu.
Nawet Kościół zaczyna to rozumieć, choć jeszcze nie bardzo w Polsce. Ciekawą konferencję o konserwatyzmie zorganizował niedawno europoseł Patryk Jaki. Wysłuchałem na Youtube wszystkich paneli, a w pamięci zapadły mi zwłaszcza słowa Pawła Kowala o tym, że polscy konserwatyści mają wyjątkowy problem z integralnością. Czyli z brakiem spójności między tym, co głoszą, i tym, co prywatnie czynią. Co zabrzmiało szczególnie zabawnie w kontekście prowadzącego debatę - dziennikarza TVP i koniunkturalnie nawróconego hipokryty, który zasłynął w kraju prowadzeniem audycji po alkoholu i internetowymi fantazjami o gejowskim seksie.