Premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji poświęconej projektowi budżetu został zapytany również o komentarz do listu 50 ambasadorów i przedstawicieli dyplomatycznych w Polsce w sprawie ochrony praw mniejszości LGBT.
Premier chętnie odpowiedział na to pytanie i wykorzystał je, by przekazać swoiste przesłanie ambasadorom akredytowanym w Polsce.
- Drogim ambasadorom mogę powiedzieć tylko tyle, że tolerancja akurat należy do polskiego DNA. Wystarczy prześledzić chociażby ostatnią i przedostatnią historię, żeby się o tym przekonać. Nikt nas tolerancji nie musi uczyć, ponieważ jesteśmy narodem, który takiej tolerancji uczył się przez wieki i wiele świadectw takiej tolerancji w historii daliśmy
- mówił Morawiecki.
- Dlatego zgadzam się z listem ambasadorów w tym zakresie, kiedy mówią o tym, że szacunek należy się każdej osobie, a zupełnie nie zgadzam się z listem ambasadorów w tym miejscu, gdzie mówią, że w Polsce są osoby, którym taki szacunek jest w jakikolwiek sposób odbierany - dodał premier.
Morawiecki odniósł się również do głośnej akcji umieszczania przy nazwach miejscowości tabliczek "Strefa wolna od LGBT". Jeden z aktywistów przykręca te tabliczki przy znakach drogowych z nazwą miejscowości, których rady deklarowały, iż nie zgadzają się z ideami promowanymi przez ruch LGBT. Następnie zdjęcia z tymi tabliczkami są umieszczane w mediach społecznościowych.
Wieść o tych strefach rozniosła się po świecie, pisały o nich międzynarodowe media, Unia Europejska zapowiedziała, że sześć miast w Polsce, których władze deklarowały jako wolne od LGBT nie dostanie pieniędzy z unijnych funduszy wsparcia. O "strefach" tych mówił też kandydat na prezydenta USA Joe Biden.
- Mam osobistą prośbę do wszystkich tych pięćdziesięciu ambasadorów - żebyście zobaczyli prowokacje pewnego pana, który jeździł z tabliczką, której nikt nigdy nie wyprodukował, ani nie miał nigdy zamiaru wyprodukowania - z tabliczką "LGBT free zones", czyli "strefy wolne od LGBT" - odpowiadał na to Morawiecki. - Jeździł z tą tabliczką, przykręcał ją przy miejscowościach, robił zdjęcia - czyli zafałszowywał całkowicie rzeczywistość. Powiedzieć fake news o czymś taki, to zdecydowanie za mało powiedzieć - dodał premier.
Premier apelował: - Drodzy ambasadorzy, takie teraz przemyślenie w waszym kierunku i gorąca prośba: to był deep fake, to był bardzo głęboki fejk, zastosowany przez człowieka, który - jestem o tym głęboko przekonany - jest obcy środowiskom mniejszości seksualnych. Bo oni wiedzą, że mogą w Polsce maszerować bez przeszkód, mogą demonstrować swoje racje. Muszą tylko się liczyć z tym, że jeżeli na jakimś transparencie ktoś manifestuje swoje racje, to w wolnym kraju ktoś inny może zamanifestować inne racje.
Premier stwierdził, że państwo polskie, siły bezpieczeństwa chronią i jednych i drugich. - To jest wolność, a nie krępowanie języka poprzez poprawność polityczną i poprzez fake newsy, z którymi mamy do czynienia - przekonywał.
- A więc jeśli uczciwość jest ważną wartością, to apeluję do wszystkich, żeby zwrócili uwagę na ten deep fake i przekazali wszędzie w Europie, że to była mistyfikacja i że w Polsce, która słynie z tolerancji, szacunek dla każdego człowieka - również ludzi zaliczających się do mniejszości seksualnych - jest niezagrożony i stosowany lepiej niż w wielu innych krajach - zakończył Morawiecki.
List w sprawie ochrony praw mniejszości seksualnych ambasadorzy i przedstawiciele dyplomatyczni 50 krajów w Polsce wystosowali 22 września. Rozgłosu nabrał on w minioną niedzielę, kiedy na swoim profilu na Twitterze opublikowała go ambasador USA Georgette Mosbacher.
- Prawa człowieka, to nie ideologia - są one uniwersalne - napisała pani ambasador.
Oprócz niej list podpisali m.in. ambasadorzy Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Austrii, Ukrainy, Indii. Nie podpisali listu m.in. ambasadorzy Węgier, Słowacji, Estonii, Bułgarii, Rumunii, a także Rosji, Białorusi, ani żadnego z krajów muzułmańskich.
