Alice Kraffczyk, Niemka ze Śląska, która była asem wywiadu PRL

Jakub Szczepański
Osobowość i droga życiowa Alice Kraffczyk kryły w sobie wiele tajemnic i zaskakujących, do dziś niewyjaśnionych sprzeczności. Sama zgłosiła się do służb PRL. Została wysłana na Zachód i szpiegowała przez ponad dekadę w sztabie Luftwaffe.

Chociaż formalnie była Niemką, w roku 1974 doczekała się Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski. Co jeszcze ciekawsze, odznaczenie za „wybitne zasługi w wykonywaniu obowiązków służbowych” wręczono gorliwej katoliczce. Nawet prof. Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa PRL, który dekorował Alice Kraffczyk vel Halinę Szymańską, nie wiedział o niej zbyt wiele. Pewien był tylko jednego - nagradza jednego z najbardziej zasłużonych szpiegów Polski Ludowej. Kogoś, kto infiltrował wyjątkowo trudny „obiekt przeciwnika”.

Nowa tożsamość

W zasadzie trudno się dziwić, skoro aż przez dwa lata - i to już po odznaczeniu przez komunistów - kobieta funkcjonowała zarówno jako sierżant milicji, niemiecki urzędnik w ambasadzie RFN, zasłużony współpracownik PRL-owskiego wywiadu, a także... podejrzana, którą rozpracowywał komunistyczny kontrwywiad MSW.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że szpiegowska kariera Alice Kraffczyk została doskonale wyreżyserowana. Może stanowić idealny przykład prowadzenia wywiadu nielegalnego - ulubionej sztuki praktykowanej przez służby izraelskie, a także tajniaków zasilających struktury szpiegowskie szeroko rozumianego bloku wschodniego.

Termin i sama metoda pracy nielegalnych oficerów wywiadu wywodzi się z lat 20. ubiegłego wieku. Na szpiegowski rynek nielegałów wprowadzili Sowieci. Kim jest człowiek w ten sposób wykorzystywany przez służby? „To ktoś, kto przyjmuje nierosyjską tożsamość i pojawia się za granicą jako osoba niemająca związków z Rosją. Innymi słowy, w jakimkolwiek kraju zachodnim rosyjski oficer wywiadu nielegalnego wygląda i zachowuje się tak samo jak twój sąsiad. Dobry nielegał może wyrządzić Zachodowi więcej szkód niż setki klasycznych szpiegów” - napisał w książce „Rosyjski sztylet” płk Andrzej Kowalski, były oficer polskiego kontrwywiadu. Jeżeli w jego definicji słowa „Rosja” i „rosyjski” zamienimy na „PRL” oraz „PRL-owski”, doskonale zrozumiemy, kim była Alice Kraffczyk.

Nie chciała uciekać

Przyszła gwiazda służb PRL przyszła na świat w 1925 r., dziewięć lat przed nocą długich noży. Dorastała w górniczym Beuthen, który dziś jest Bytomiem. Była drugim dzieckiem Heleny i Waltera Kraffczyków. Według Władysława Bułhaka i Patryka Pleskota - autorów książki „Szpiedzy PRL-u” - nie ulega najmniejszej wątpliwości, że tożsamość rodziny była niemiecka. W przyszłości miało mieć to niebagatelne znaczenie dla rozwoju szpiegowskiej kariery Alice.

Kiedy wybuchła wojna, Alice Kraffczyk była już absolwentką podstawówki, która rozpoczęła naukę w Miejskiej Szkole Handlowej w Beuthen. To dzięki tej placówce została dyplomowaną sekretarką i księgową. Hitlerowska zawierucha w żaden sposób nie utrudniła kształcenia dziewczyny. Jeszcze w 1941 r. udało jej się znaleźć pracę we Wrocławiu.

Wszystko miało się zmienić wraz z zawirowaniami na froncie wschodnim. Gdy Armia Czerwona zaczęła stopniowo przełamywać szyki hitlerowców i zbliżać się do Śląska, 18-latka trafiła do wojskowej służby medycznej. Została pomocnicą w Niemieckim Czerwonym Krzyżu. Nie zamierzała, wzorem innych, szukać schronienia w głębi III Rzeszy. Nie wystraszyli jej nawet Sowieci u bram Festung Breslau. O jej odwadze świadczy to, że w 1945 r. została ochotniczką służby pielęgniarskiej.

W objęciach MBP

„Kraffczyk miała dużo szczęścia, trafiła bowiem do amerykańskiego, a nie sowieckiego obozu jenieckiego. Jej umiejętności i doświadczenie pielęgniarskie okazały się bardzo przydatne. W kolejnych tygodniach pracowała w służbie sanitarnej kilku obozów przeznaczonych dla niemieckich jeńców wojennych, położonych na terenie dawnej zachodniej Rzeszy i Francji” - czytamy na kartach książki „Szpiedzy PRL-u”. Niezależnie od przegranej hitlerowców zdaje się, że Alice nie traciła rezonu. Chociaż jej brat Günther zdecydował się pozostawić polskie Ziemie Odzyskane i wyemigrować do nowych Niemiec, ona nie zamierzała odchodzić. Nie znała dobrze języka, ale chciała pomóc rodzicom, którzy zostali w Bytomiu. Dlatego w 1947 r. zwróciła się do Polskiej Misji Repatriacyjnej w Monachium.

Odnalezienie się w szarej rzeczywistości socjalizmu nie przyszło łatwo. Zwłaszcza Niemce, która nie mówiła dobrze po polsku. Z czasem, u progu lat 50., została monterką w miejskich zakładach energetycznych. Trudno powiedzieć, z jakiego powodu w 1952 r. zgłosiła się do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bytomiu. Wiadomo natomiast, że bezpieka przystała na współpracę.

„Łączenie rodzin”

Inwigilacja miała się opierać na „stosunkach towarzyskich”. Chociaż teczka pracy agentki - jak piszą Bułhak i Pleskot - pozostaje utajniona, można się domyślać, że Alice od początku nie szło najgorzej. Tym bardziej że mocodawcy z bezpieki szybko zorientowali się co do przydatności swojego nabytku na innym polu. Kraffczyk miała przynosić informacje ze środowiska autochtonicznych Niemców, którzy pozostali w okolicy. Wśród lokalnej bezpieki jej donosy uznawano za wartościowe, a ona sama zyskała szacunek. Miało to zresztą przesądzić o szybkim awansie.

„Halina dzięki dobrej opinii, jaką zyskała w powiatowym UB (a potem SB), została zauważona w dalekiej Warszawie. W lutym 1957 roku Centrala zdecydowała o przejęciu perspektywicznego agenta przez Departament I (czyli pion wywiadu w MSW). Wtedy też sprawie Kraffczyk nadano kryptonim Alice - o tyle zaskakujący, że przecież zbieżny z jej własnym imieniem, co raczej słabo spełniało wymogi konspiracji” - czytamy w „Szpiegach PRL-u”.

Wywiadowczym planistom z PRL-owskiego MSW sprzyjała umowa z Niemcami, która zakładała tzw. łączenie rodzin. Wśród 240 tys. osób, które w latach 50. wyjechały na Zachód, znaleźli się również Alice Kraffczyk i jej rodzice. W 1957 r. Kraffczykowie dotarli do wschodniego Berlina. Przepracowała kilka miesięcy jako pomoc biurowa w przedsiębiorstwie budowlanym, a później wylądowała w Wanne-Eickel, nieopodal Dortmundu.

Minox w rękawie

Zdawało się, że szpiegowska kariera Alice wyhamuje, bowiem pierwsze lata w demokratycznej części Niemiec upłynęły jej na pracy sekretarki w zakładach cementowo-azbestowych. Los uśmiechnął się do niej dopiero w marcu 1960 r., kiedy „dzięki protekcji bliskiego krewnego” otrzymała propozycję zatrudnienia w Sztabie Wojsk Lotniczych Ministerstwa Obrony RFN. Nie jest wykluczone, że na tę ofertę wpłynęła jej historia z czasów upadku Wrocławia i III Rzeszy. Została sekretarką i maszynistką w jednym z kluczowych obiektów wojskowych jednego z państw Zachodu.

Kraffczyk pozyskiwała informacje, tworząc odpisy dokumentów albo fotografując je miniaturowym minoxem, czyli ulubionym aparatem szpiegów używanym aż do zakończenia zimnej wojny. Przy okazji jej praca wiązała się z atrakcyjnymi wyjazdami do takich krajów, jak Indonezja, Izrael czy Japonia. Mogła się tam spokojnie kontaktować ze swoim oficerem prowadzącym, a przy okazji była poza zasięgiem wrogiego kontrwywiadu.

Kolejnym przystankiem w pracy wywiadowczej agentki był Sekretariat Pełnomocnika Parlamentarnego Bundeswehry. „Otrzymywaliśmy struktury organizacyjne i obsady personalne ministerstwa obrony i sztabów poszczególnych rodzajów broni, ich zakresy działania, a w początkach lat 70., także materiały dotyczące Urzędu Kanclerza” - wspominał tamten okres płk Medyński.

Koniec służby

W maju 1974 r. możliwości operacyjne Alice spadły niemal do zera. Ale płk Leszek Guzik nie zamierzał pozostawić jednej ze swoich najwierniejszych i najlepszych pracownic na pastwę losu. W piśmie do gen. Mirosława Milewskiego, wiceszefa MSW, opisał rzewną historię agentki Kraffczyk, która mogłaby poruszyć nawet największego twardziela. Argumentów było sporo.

„Zbliża się ona do wieku 50 lat, jest samotną bez rodziny, gdyż z jedynym bratem zamieszkałym w NRD nie utrzymuje na nasze polecenie żadnych kontaktów. W tym stanie rzeczy nie ukrywa przed nami, że jesteśmy dla niej jedyną przystanią w przyszłości, że praca dla nas stanowi dla niej treść życia” - pisał rzewnie Guzik.

Agentka pozostała na utrzymaniu MSW aż do roku 1990, kiedy w Rzeczypospolitej pojawił się Zarząd Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Zgodnie z dokumentami formalnie zwolniono ją 31 lipca 1990 r., gdy zlikwidowano I Departament MSW. Zmarła najprawdopodobniej we wrześniu lub październiku 1997 r. Miała 72 lata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl