Wydarzenie z wtorku skłoniło władze USA do analizy i oceny korzyści, które Amerykanom przynosi patrolowanie międzynarodowej przestrzeni nad Morzem Czarnym. Według czwartkowych informacji stacji CNN, Waszyngton rozważa wiele opcji oraz nie wyklucza rezygnacji z takich misji. Powodem ma być duże ryzyko konfrontacji z Federacją Rosyjską.
Po zniszczeniu drona przez rosyjski myśliwiec wysłano kolejnego drona, aby śledził, co Rosjanie zrobią ze szczątkami rozbitej maszyny. Pentagon zamierza jeszcze dokładniej przyjrzeć się całemu zajściu.
Pentagon zamierza jednak przeanalizować argumenty "za i przeciw" kontynuacji tych misji, biorąc pod uwagę duże ryzyko konfrontacji z rosyjskimi myśliwcami operującymi w pobliżu okupowanego Krymu - podkreślono w komunikacie CNN.
Jeśli nie drony to co? Jaki sprzęt mogą wykorzystać Amerykanie?
Według CNN, władze Stanów Zjednoczonych rozważają, czy dane, które zbierają drony, są na tyle potrzebne, żeby ryzykować kolejnymi atakami. Amerykanie mogą zastąpić drony np. satelitami szpiegowskimi – tak twierdzą informatorzy CNN.
Rosyjski myśliwiec z pełną premedytacją uderzył w drona MQ-9 Reaper w powietrzu nad Morzem Czarnym. Samoloty napastnika spuszczały na dron paliwo lotnicze, a następnie jeden z myśliwców uderzył w silnik drona. Kontrolujący zdalnie drona musieli skierować go do morza – tak podało Dowództwo Europejskie Sił Zbrojnych USA (EUCOM).
Lot amerykańskiego drona był w pełni legalny i miał charakter rutynowej i rozpoznawczej kontroli. Do ataku rosyjskich myśliwców, dron znajdował się ok. 120 km od okupowanego przez Rosjan Krymu. Dron wyleciał z bazy w Rumunii. Myśliwce Federacji Rosyjskiej, zanim zaatakowały drona, śledziły go ok. 40 minut.

mm
Źródło: