Anita waży 300 kilogramów. Chce wyzdrowieć i żyć jak normalny człowiek

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Anita waży 300 kilogramów. Jest przykuta do łóżka. Ma dopiero 31 lat i całe życie przed sobą. Otyłość to nie efekt zaniedbania, ale wielu chorób, z którymi się zmaga. Córka jest w domu dziecka, ponieważ Anita nie jest w stanie samodzielnie się nią opiekować. Marzenie ma jedno. Wyzdrowieć, stanąć na nogi, wyjść z domu, pracować i żyć jak każdy inny człowiek. Ale przede wszystkim odzyskać Nikolę.

Drzwi do mieszkania otwiera Nikola. Energiczna nastolatka prowadzi mnie od razu do pokoju mamy. Anita nie wstaje na powitanie. Nie wstaje w ogóle. Siedzi na krawędzi łóżka rehabilitacyjnego - prawą nogę trzyma na łóżku, lewą ma spuszczoną na podłogę. Ma ładną twarz i - mimo swojej fatalnej sytuacji - błysk w oku. Choć ma chwile zwątpienia, wie, że ma o co walczyć. Ma o kogo walczyć. O córkę i o siebie.

Do Anity trafiam dzięki dramatycznej prośbie o pomoc na publicznym portalu zrzutka.pl. Tak się zaczyna: „Proszę, zanim ocenisz i ominiesz zbiórkę, przeczytaj moją historię… Mam 31 lat i choruję na otyłość olbrzymią oraz słoniowatość nóg i nie tylko… Jestem przykuta do łóżka, ważąc około 300 kg. Nie jestem w stanie sama funkcjonować, a schudnąć z takiej wagi też graniczy z cudem, to naprawdę nie jest takie łatwe, jak się wszystkim wydaje. Mam córeczkę 14-letnią, która jest w domu dziecka. Mam szansę ją odzyskać, ale nie oddadzą mi jej pod opiekę, dopóki sama wymagam opieki i pomocy osób trzecich.”

Ostatnie zdanie mnie ujęło najbardziej. Pomyślałam, że muszę poznać tę kobietę i zrobić wszystko, aby jej pomóc. Wychodząc od niej, już wiedziałam, że naprawdę potrzebuje ona wsparcia.

Anita Wasilewska mieszka w centrum Słupska, w bloku na wysokim parterze. Ale to bez znaczenia, bo i tak z mieszkania nie wychodzi od czterech lat. Nawet z łóżka nie schodzi.

- Filigranowa to ja nigdy nie byłam. Od dziecka walczyłam z otyłością. Ale jeszcze cztery lata temu ważyłam 150 kilogramów i byłam samodzielna. Szykowałam się do operacji bariatrycznej, czyli zmniejszenia żołądka. Jednak wtedy wszystko się skomplikowało. Zaczęło się od choroby róży, która dopadła moje obie nogi. Pobyty w szpitalu, owrzodzenia, posocznica. Nogi nabrzmiały poprzez obrzęk limfatyczny, aż zrobiła się słoniowatość. Drenażu limfatycznego mi nie zrobią, bo nie ma tak wielkiego rękawa, w którym zmieściłaby się moja noga - opowiada Anita, bezradnie pokazując swoje nogi.

To jednak dopiero początek problemów.

- Doszły choroby współistniejące - silna astma oskrzelowa, jestem w stanie zagrażającym życiu z ostrą niewydolnością oddechową i krążeniową, dlatego też leżę podłączona pod koncentrator tlenu - wyjaśnia obecność rurki pod nosem.

Choroby, o których mówi dalej, przerażają.

- Mam problemy z drogami rodnymi i strasznie krwawię, wylatują ze mnie skrzepy krwi, jak po poronieniu. Przez to hemoglobina spada, a to wiąże się z obniżoną saturacją. Doszło do silnej anemii, choć niektórym może się to wydać niedorzeczne, patrząc na mój wygląd. Ginekolog, badając mnie, powiedział, że muszę schudnąć, przede wszystkim stanąć na nogi, żeby mógł wziąć mnie na stół, przeprowadzić biopsję i ewentualnie podjąć leczenie, ponieważ jest podejrzenie raka trzonu macicy - mówi, a łzy cisną się do oczu. I jej, i moich.

Zapytana o lekarza pierwszego kontaktu, bezradnie rozkłada ręce.

- Moja doktor widziała mnie dwa razy przez ostatnie dwa lata. Jej jedyna rada, to mniej jeść i zadbać o dietę - mówi kobieta. - Żaden dietetyk na Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce przychodzić do mnie do domu. Poza tym, jak ja mam sobie sama gotować? Kiedy ja z łóżka wstać nie mogę.

Dyrekcja przychodni, w której Anita ma wybranego lekarza, zapewnia jednak, że pacjentka jest zaopiekowana.

- Rozmawiałam z panią doktor i jestem spokojna. Pani doktor wie o wszystkich schorzeniach i wystawiła skierowania na leczenie u specjalistów - mówi Violetta Karwalska, dyrektor Samodzielnego Publicznego Miejskiego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Słupsku.

Problem w tym, że Anita nie ma jak dotrzeć do specjalistów, a jak już znalazła się w oddziale kardiologicznym i miała konsultacje innych lekarzy, okazało się, że nie są w stanie przeprowadzić m.in. operacji ginekologicznej ze względu na otyłość.

- Chciałabym w końcu wyzdrowieć, stanąć na nogi, wyjść z domu, pracować i żyć jak każdy inny człowiek. Jest szansa jechać do Szpitala Uniwersyteckiego we Wrocławiu, gdzie mam już ustalony termin na 18 grudnia. Ordynator Kliniki Endokrynologii, Diabetologii i Chorób Metabolicznych powiedział, że najpierw przez kilka miesięcy pomogą mi schudnąć. Będę miała odpowiednią dietę i zajęcia z rehabilitantem. Jak schudnę do 200 kilogramów, zakwalifikuje mnie do operacji bariatrycznej, czyli zmniejszenia żołądka, a potem pozbędzie się skóry, która zostanie po redukcji masy. Teraz operacja jest niemożliwa ze względu na ogromną wagę. Lekarz powiedział, że nie przeżyję znieczulenia i operacji - wyjaśnia kobieta. - Dzięki niej będę nadal chudła, opuści mnie większość chorób i zacznę normalnie funkcjonować. Jeszcze w to wierzę, choć są dni, kiedy leżę i ryczę…

Problem jest jednak z transportem do szpitala we Wrocławiu.

- Narodowy Fundusz Zdrowia nie wyraża zgody na tak daleki transport, ponieważ finansują transport do najbliższej placówki, która zajmuje się otyłością. Niestety, ani szpital w Słupsku, ani w Gdańsku nie chce mnie przyjąć. To znaczy przyjąłby, ale musiałabym najpierw dojeżdżać tam na wizyty - może pięć, może dziesięć razy. I sama schudnąć do 200 kilo. A ja nie mam jak ani dojeżdżać do tych placówek, ani sama schudnąć. Nie jestem w stanie przygotowywać sobie posiłków. Jem to, co przynosi mi opiekunka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Ona jest u mnie codziennie i się mną zajmuje. Myje, przebiera, przecież ja nawet do łazienki nie dojdę. Jestem więc zmuszona uzbierać siedem tysięcy na wynajęcie karetki bariatrycznej, która będzie w stanie mnie dowieźć do celu pod nadzorem lekarza i ratownika. Szpital we Wrocławiu zajmie się mną kompleksowo jako jedyny, ale mimo to NFZ nie chce sfinansować mi transportu, ponieważ jest oddalony o 500 km od miejsca zamieszkania - załamuje się Anita.

W Oddziale Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku przeprowadzane są procedury endoskopowego i operacyjnego leczenia otyłości. Od kilku lat działa tu renomowany ośrodek leczenia bariatrycznego. Zapytaliśmy specjalistę o możliwość leczenia Anity w Słupsku.

- Przez telefon nie jestem w stanie złożyć żadnej deklaracji. Lekarz POZ powinien wystawić skierowanie na transport medyczny do szpitala i wtedy podczas konsultacji ocenię, czy pacjentka może zostać zakwalifikowana do zabiegu - mówi Michał Duszewski, chirurg specjalizujący się w bariatrii.

Podkreśla jednak, że operacje bariatryczne poprzedzone są wstępną kwalifikacją, po której następują dalsze procedury. Na podstawie wywiadu z pacjentem, analizy dokumentacji medycznej i przyczyny zwiększonej masy ciała oraz wykonanych badań bariatra decyduje o kwalifikacji do operacji. Należy przy tym pamiętać, że nie każdy pacjent może poddać się bariatrii - istnieje szereg przeciwwskazań, takich jak choroby nowotworowe, niektóre choroby endokrynologiczne czy ciężkie zaburzenia krzepnięcia krwi. Niezbędna jest też wcześniejsza redukcja masy ciała o 10 procent.

Wszystko więc wskazuje na to, że jedyną szansą na leczenie i operację bariatryczną jest pobyt w szpitalu we Wrocławiu. NFZ jednak nie deklaruje, że pokryje koszt specjalistycznego transportu. W odpowiedzi na nasze zapytanie, otrzymujemy pisemne wyjaśnienie, którego fragment publikujemy.

„Realizacja bezpłatnego transportu sanitarnego do domu pacjenta może odbywać się na mocy art. 41 ust. 2 ustawy oświadczeniach, który wskazuje, że pacjentowi, na podstawie zlecenia lekarza ubezpieczenia zdrowotnego - lekarza udzielającego pacjentowi świadczenia - w ramach środków Narodowego Funduszu Zdrowia przysługuje bezpłatny przejazd środkami transportu sanitarnego w celu odbycia leczenia do najbliższego zakładu opieki zdrowotnej udzielającego świadczeń we właściwym zakresie i z powrotem w przypadku dysfunkcji narządu ruchu uniemożliwiającej korzystanie ze środków transportu publicznego. (…)

Należy zaznaczyć, że nie ma przepisów narzucających dysponentom ZRM (od red. zespół ratownictwa medycznego) obowiązku posiadania noszy czy sprzętu umożliwiającego transport pacjentów bariatrycznych. (…) Według danych z lutego 2024 r. liczba karetek będących na wyposażeniu ZRM przystosowanych do transportu pacjentów z otyłością olbrzymią wynosi 130 na 1650 w kraju. Zespoły ratownictwa medycznego w razie trudności z dostarczeniem pacjenta do ambulansu korzystają ze wsparcia jednostek współpracujących z systemem (od red. np. straży pożarnej)”.

- Codziennie przychodzi do mnie opiekunka z MOPR. Bardzo mnie wspiera. Próbuje zorganizować transport. Ma napisać wniosek do NFZ, ale moja doktor od razu powiedziała, że NFZ się nie zgodzi, bo za daleko. Dlatego poprosiłam o pomoc ludzi w uzbieraniu potrzebnej kwoty na najważniejsze lekarstwa oraz wynajęcie transportu bariatrycznego. Na 18 grudnia mam ustalony termin. Tam mnie lekarz odchudzi, a jak zejdę poniżej dwustu kilo, zoperuje mój żołądek, a potem to już będę laska! - w całej tej dramatycznej sytuacji Anita potrafi jeszcze żartować, choć są dni, kiedy płacze w poduszkę z bezsilności.

Powrót do samodzielności to też jedyna szansa na odzyskanie córki.

- Teraz Nikola jest ze mną, ponieważ z sądu dostałam zgodę, że może być u mnie przez wakacje. Zabrali mi ją pięć lat temu - byłam wtedy z partnerem, który nadużywał alkoholu. Sąsiedzi zgłosili, że ja też piję, a w domu jest dziecko. To było nieprawdą. Mieliśmy kuratora, wysłano mnie na badania biegłych psychiatrów, którzy stwierdzili, że nie jestem alkoholiczką i nie jestem uzależniona. Wypełnili wszelkie dokumenty, ale córkę mi już zabrali. To był październik, a w marcu dostałam różę i zaczęły się moje problemy. W placówce powiedzieli, że nie odzyskam córki, ponieważ nie jestem w stanie się nią zająć. Płakać mi się chce. Nadzieją jest klinika we Wrocławiu. Ale bez karetki bariatrycznej nie dojadę. Do pociągu nie wsiądę, nie jestem w stanie. I choć czasem sił brakuje, będę walczyć do końca, aby odzyskać Nikolę. Jest trudnym dzieckiem, ale kocham ją najbardziej na świecie. Ona mnie też kocha bardzo i bardzo mi pomaga. Jesteśmy blisko ze sobą i chcemy być razem. Dzięki niej wiem, że mam dla kogo żyć - wzrusza się Anita.

Pomóc Anicie można, wpłacając dowolną kwotę na konto zbiórki na stronie zrzutka.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świat żegna Franciszka. Tłumy wiernych na Placu św. Piotra

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl