Colin Deveraux tylko sobie może zawdzięczać życie. Tylko dzięki swojej odwadze i determinacji przeżył spotkanie z krokodylem. Nie tylko wyrwał się bestii, ale też odgryzł się jej. Dosłownie.
Coś dziwnego w wodzie
60-latek szedł w stronę rzeki w północnej części Australii, aby zająć się ogrodzeniem, kiedy zobaczył ryby w stawie, który utworzył się prawdopodobnie po zmianie biegu rzeki. Dostrzegł, że oprócz ryb w wodzie jest coś jeszcze. Porzucił pomysł złapania jednej z nich i odwrócił się, by wyjść na brzeg.
- Zrobiłem dwa kroki i ten drań złapał mnie za prawą stopę - mówił Deveraux australijskiej stacji ABC.
Rozpoczęła się walka o jego życie.
"Potrząsał mną jak szmacianą lalką"
- To był mocny chwyt. Potrząsnął mną jak szmacianą lalką i skierował się w głąb stawu, ciągając mnie za sobą – wspomina Deveraux.
Zdeterminowany Australijczyk walił rękami i kopał cielsko gada. Jednak bezskutecznie. Sytuacja wydawała się beznadziejna, dopóki nie wgryzł się we wrażliwy punkt bestii – jej powiekę.
- Byłem w fatalnej sytuacji – mówił Deveraux. - Ale przez przypadek moje zęby dotknęły jego powiekę. Szarpnąłem go za nią, a on puścił. Wszystko zajęło kilka sekund, jak sądzę – wspominał.
Mężczyzna uwolnił się i pobiegł do samochodu. Jeszcze przez kilka metrów krokodyl go gonił, jednak Deveraux był szybszy i udało mu się uciec.
Potem mężczyzna zrobił opaski uciskowe z ręcznika i liny, a brat zawiózł go do szpitala. Rany były głębokie i pełne bakterii, zarówno z wody, jak i z pyska krokodyla.
Deveraux przeszedł przeszczep skóry i ciągle odczuwa ból w palcach nóg. Lekarze są jednak dobrej myśli i sądzą, że pacjent niebawem opuści szpital.
Źródło: CBS News
ag
