Bereszyński od ponad tygodnia przebywa w swoim domu w Genui. Towarzyszy mu narzeczona Maja i dwuletni synek Leo. Oni nie są zakażeni. - Nie jestem odsperowany od bliskich - mówi piłkarz Sampdorii i reprezentacji Polski.
- Cztery czy pięć dni temu dowiedziałem się, że mój kolega z drużyny (Manolo Gabbiadini - red.) ma wirusa. Ja zrobiłem testy dopiero jak poczułem się źle. Od tego czasu siedzę wyłącznie w swoich czterech ścianach. Nie mogę wychodzić nawet na klatkę. Klub pomaga mi z dostarczeniem zakupów. Nie odczuwam braku czegokolwiek. Wszystko jest poukładane - zapewnił.
- Najgorszy był moment kiedy nie wiedziałem, że Manolo ma wirusa, a już czułem się kiepsko. Bardzo bolała mnie głowa, byłem nieswój. Wmawiałem sobie, że wszystko jest w porządku. Dopiero jak dowiedziałem się o Manolo to nastąpił u mnie najgorszy moment, najgorsza noc - tłumaczył Bereszyński i dodawał, że bardziej obawiał się o narzeczoną i synka niż o siebie. - Oni są zdrowi, nie mają objawów i mam nadzieję, że tak zostanie.
W rozmowie z Kanałem Sportowym Bereszyński zaznaczył, że jego klubowy kolega Karol Linetty jest zdrowy. - Nie ma żadnych objawów. Procedury we Włoszech są natomiast takie, że nie robi się testów osobom bez symptomów. Kilku zawodników od nas chciało się przebadać, ale ustalono jasną granicę: czujesz się źle, masz temperaturę, dopiero wtedy wykonujemy badanie.
Zdaniem Bereszyńskiego COVID-19 rozwinął się we Włoszech, bo Włosi się nim nie przejęli. - Mentalność jest tutaj zupełnie inna. Włosi dopiero jak zobaczyli strach w oczach to przejrzeli na nie. Przedtem bagatelizowali problem, dlatego też wystąpiła taka śmiertelność wśród starszych osób. Inne kraje mogą brać przykład z odpowiedzialności Polaków - zaznaczył Bereszyński.
Źródło: Misja Futbol/Kanał Sportowy
LIGA WŁOSKA w GOL24
Więcej o LIDZE WŁOSKIEJ - newsy, wyniki, terminarz, tabela
wideo: Press Focus/x-news
