Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad zmianą przepisów o egzaminach na prawo jazdy. Jeśli wejdą w życie, oznaczać będą rewolucję w sposobie finansowania Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego. Obecnie utrzymują się one głównie z opłat za egzaminy.
Według nowej koncepcji, opłaty za egzaminy trafiać mają do Skarbu Państwa, a finansowanie WORD-ów, przynajmniej w części, przejmą wojewodowie. To sprawi, że przychody WORD-ów nie będą zależne od liczby poprawek. Zdaniem zwolenników zmian, może mieć to wpływ na zdawalność.
- Za egzaminy poprawkowe trafia do WORD czysty pieniądz - mówi Zbigniew Popławski, właściciel szkoły jazdy z Łodzi. - Te pieniądze powinny trafiać do budżetu państwa. Wtedy może coś się zmieni - ocenia.
Prawie 80 proc. pieniędzy w budżecie łódzkiego WORD pochodzi z opłat za egzaminy na prawo jazdy. Zdawalność wynosi tu niecałe 30 proc., podczas gdy średnio w Polsce wynosi ona ok. 35 proc.
Jednak - zdaniem Łukasza Kucharskiego, dyrektora łódzkiego WORD-u - zmiana finansowania nie poprawi sytuacji kandydatów, bo zarobki egzaminatorów nie mają związku z wynikami egzaminów.
- Te zmiany absolutnie nie wpłyną na zdawalność - twierdzi dyrektor Kucharski. Jego zdaniem, WORD-om wręcz nie opłaca się oblewać kandydatów. Sąsiadujące WORD-y konkurują bowiem ze sobą, starając się przyciągnąć jak najwięcej kandydatów.
- Istnieje coś takiego jak turystyka egzaminacyjna. Dlatego zależy nam, żeby kandydat wyszedł z egzaminu zadowolony - zapewnia dyrektor Kucharski.
Zwykle w mniejszych ośrodkach zdawalność jest większa niż w dużych miastach. W Skierniewicach dla wszystkich typów egzaminów praktycznych wynosi ona prawie 36 proc., w Piotrkowie - 33 proc.
Ale - jak podkreśla dyrektor Kucharski - dużo większe różnice w zdawalności występują między szkołami. W Łodzi dla kategorii B zdawalność egzaminu praktycznego w różnych szkołach wynosi od 7 do niemal 56 proc.
Zdawalność w Polsce jest jednak niższa niż w wielu innych krajach Europy. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli sprzed trzech lat, w Polsce zdawalność w 2014 r. wyniosła 34,5 proc., podczas gdy w Wielkiej Brytanii ok. 47 proc., a w Niemczech 74 proc. Jednocześnie - jak podkreśliła NIK - mimo trudnych egzaminów Polska jest w europejskiej czołówce pod względem śmiertelnych wypadków na drodze.
Tymczasem zarówno właściciele szkół jazdy, jak i egzaminatorzy zgadzają się co do jednego: zdawalność nie wzrośnie, jeśli nie zmieni się zakres egzaminowania i sposób oceniania.
- Obecnie egzaminator jest egzekutorem instrukcji egzaminacyjnej. Nie liczy się jego ocena umiejętności kierowcy - mówi Zbigniew Popławski. - Kiedyś egzaminator po prostu widział, czy człowiek panuje nad samochodem czy nie - dodaje.
Zgadza się z nim dyrektor Kucharski z łódzkiego WORD. Mówi, że obecne instrukcje pozwalają przepuścić osobę, która np. nie przygląda się zbyt dobrze sytuacji na drodze, ale nie popełnia formalnych błędów związanych z prowadzeniem auta zgodnie z przepisami.