Dziecko było donoszone, zdolne do życia poza organizmem matki. A jednak dziewczynka zmarła. Zdaniem śledczych lekarz nie wykonał na czas cesarskiego cięcia u pacjentki w 39. tygodniu w ciąży, która skarżyła się na bóle brzucha, a objawy wskazywały na odklejenie się łożyska. Oskarżony Michał Z. miał zlekceważyć niepokojące symptomy. Cesarskie cięcie wykonano po półtorej godziny od zgłoszenia bólu. przez matkę. Tętno dziecka przestało być wyczuwalne. Było już za późno. Przyczyna śmierci dziewczynki: ostre niedotlenienie.
Czytaj też: Szpital MSWiA. Lekarz chciał wyciąć guza, którego nie było
Tak utrzymuje prokuratura. Ale, że zdaniem sądu drugiej instancji nie można zarzucić oskarżonemu zaniechania, a tym bardziej pociągać go do odpowiedzialności karnej. Wcześniej badano tętno dziecka i wszystko było w porządku. Poza tym płyn owodniowy był czysty, co oznacza, że do odklejenia się łożyska doszło nagle, w niedługim czasie przed cesarką. Powikłanie miało więc łagodny przebieg. Brak oznak napiętego brzucha, brak zgłoszenia ciągłego rozrywającego bólu w podbrzuszu i zewnętrznego krwawienia z dróg rodnych... Wszystkie te elementy, zdaniem sądu, sprawiają, że lekarz rezydent nie mógł już godzinę wcześniej przewidzieć i zapobiec odklejeniu się łożyska. Bo niebezpieczeństwo zaistniało wyraźnie później.
Odniósł się do apelacji prokuratury i pełnomocnika pokrzywdzonej pacjentki. Według nich Michał Z. miał możliwość zdiagnozowania powikłania np. zlecając badanie USG, czy podłączając ciężarną pod aparaturę KTG. Sąd odwoławczy w uzasadnieniu wyroku przypomniał, że w sprawie wypowiadały się trzy zespoły biegłych: z ośrodka z Poznania, Szczecina i Krakowa. Dwa stwierdziły na podstawie obrazu klinicznego pacjentki, że Michał Z. nie miał możliwości zdiagnozowania powikłania wcześniej niż w momencie zgłoszenia problemów z wysłuchaniem tętna płodu.
Tym samym, sąd ostatecznie uznał, że lekarz nie dopuścił się ani narażenia kobiety na niebezpieczeństwo, ani spowodowania rozstroju jej zdrowia.
- Sąd odwoławczy nie znalazł też powodów do zakwestionowania stanowiska, zgodnie z którym pomiędzy postępowaniem medycznym lekarza, a skutkiem w postaci wystąpienia przedwczesnego oddzielenia się łożyska i wewnątrzmaciczną śmiercią dziecka, brak jest związku przyczynowego. Sytuację, do której doszło, również i w naszym przekonaniu, należy postrzegać w kategoriach nieszczęśliwego zbiegu zdarzeń - mówił sędzia Dariusz Gąsowski z Sądu Okręgowego w Białymstoku. We wtorek oddalił obie apelacje i utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Jest on prawomocny.
Czytaj także: Błędy lekarskie. Pacjentki były chore, ale nie dostały pomocy. Jedna z nich nie żyje
Zarzuty sięgają lipca 2012 r. Oskarżony był wówczas rezydentem pełnił funkcję lekarza dyżurnego Kliniki Perinatologii i Położnictwa USK - tzw. młodszego porodówkowego. Michał Z., który konsekwentnie nie przyznawał się do winy, twierdzi, że pierwsze wyniki badań pacjentki były w normie. Badanie ogólne moczu sugerowało infekcję pęcherza moczowego. Dlatego dyżurny przypisał kobiecie antybiotyk i leki odkażające.
Michał Z. znów został wezwany na oddział przez personel, gdy pokrzywdzona wciąż skarżyła się na ból. Lekarz polecił pielęgniarkom obserwację pacjentki. Przy trzecim sygnale, około godz. 19. okazało się, że tętno dziecka jest niewyczuwalne. Wezwano lekarza nadzorującego oddział, który wykonał cesarskie cięcie.
