- Chcę zademonstrować swój sprzeciw wobec przemocy i tej próby pogromu inspirowanej trwającą nagonką na mniejszości seksualnej. Obrazy z Białegostoku były straszne. Bardzo to przeżyłem - mówi Filip Świderski. Do Białegostoku przyjechał aż z Krakowa, by w niedzielę być razem z tymi, którzy chcieli zaprotestować przeciwko przemocy i odpowiedzieć na wydarzenia z 20 lipca.
To wtedy przez Białystok przeszedł pierwszy marsz równości. Jego uczestnicy zostali zaatakowani. Leciały na nich kamienie, butelki, jajka. Musiała interweniować policja.
- Nie byłam na tym marszu równości w , ale widziałam co się tutaj działo. Dlatego jestem tu teraz, żeby wspierać społeczność LGBT - dodaje Anna Jagodzińska z Partii Razem która do Białegostoku przyjechała z Warszawy.
Polskie miasta przeciw przemocy. Marsze solidarności z Biały...
Protest został zorganizowany przez partie lewicowe: Wiosnę, SLD i Razem. Uczestnicy pikiety spotkali na placu przed Teatrem Dramatycznym. W sumie zgromadziło się kilkaset osób. Ludzie mieli ze sobą tęczowe flagi, flagi Polski i Unii Europejskiej. Nie brakowało też transparentów z jasnym przesłaniem: Solidarność naszą bronią, Człowiek, człowiekowi człowiekiem, czy Równi wobec prawa. Co chwilę skandowane też były hasła: Polska dla wszystkich bez nienawiści! Każdy inny, wszyscy równi! Białystok wolny od przemocy.
Na demonstracji nie pojawili się politycy innych opcji politycznych
Przyszli za to ludzie, którzy 20 lipca szli w marszu równości tak jak socjolożka dr Katarzyna Sztop-Rutkowska.
- Przede wszystkim chcę was przywitać w moim pięknym mieście Białymstoku. Nie brunatnym, nie pełnym nienawiści, ale równościowym, tęczowym i pełnym solidarności. Tydzień temu w sobotę o tej porze bardzo się bałam. Szliśmy niedaleko stąd w centrum miasta przez bluzgi, przez okrzyki wypier...ć, szliśmy wśród oczu pełnych wrogości, popychani, kopani. Ale szliśmy z podniesioną głową - przymawiała donośnie ze sceny Katarzyna Sztop- Rutkowska.
Podkreślała, że jej udział w tej manifestacji to wyraz solidarności z osobami LGBT+. - Skandalem jest, że osoby homoseksualne nie mogą bez lęku iść ulicą, trzymając się za rękę. Chcę przeciwstawić się złu, któremu na imię homofobia - mówiła socjolożka.
- 2019 rok zostanie zapamiętany jako jeden z najgorszych. I nie ma się tu czym chwalić, że w Polsce nigdy karalny nie był homoseksualizm, skoro dziś doświadczamy czegoś dużo gorszego - podkreślał z kolei reżyser Bartosz Staszewski, który do Białegostoku przyjechał z Lublina.
Potem na scenę wkroczyli liderzy lewicy: Biedroń, Zandberg i Czarzasty. W ich przemowach nie brakowało odniesień do marszu równości, ale też współczesnej polityki.
- Jestem gejem, jestem ateistą, unikam mięsa - nie powinno mnie tu być na tej scenie. Gdyby rządzili brunatni, którzy podnieśli ręce tydzień temu, którzy rzucali w nas kamieniami, to dla takich jak ja, dla takich jak wy, nie byłoby w tym kraju miejsca. Czy chcemy takiej Polski? pytał zgromadzonych Robert Biedroń, lider Wiosny. W odpowiedzi usłyszał głośne nie
- Gdy powiedziałem mojej mamie, że jestem gejem, była zdruzgotana. Bo nasłuchała się opowieści o tym, że osoby homoseksualne są nienormalne. Dzisiaj moja mama jest tu z nami. Trzyma tęczową flagę. Zmiana jest możliwa - zapewniał w trakcie manifestacji.
- Wierzę, że większość Polek i Polaków, po tym, co zobaczyła w zeszłym tygodniu, będzie solidarna z ofiarami przemocy. Kiedy biją, jest tylko jeden wybór: albo się jest po stronie bijących albo po stronie bitych. Innego wyboru nie ma - mówił z kolei Adrian Zandberg z Partii Razem.
- Nigdy nie myślałem, że będę skandował "solidarność naszą bronią" - podkreślał szef SLD Włodzimierz Czarzasty. - Przyjechałem tu, żeby powiedzieć: nie chcę by jeden kopał drugiego, nie chcę by jeden opluwał drugiego, nie chcę by rodziny kłóciły się przy stołach - wymieniał Czarzasty.
Za ten podział w narodzie obarczył winą PiS. - Doprowadziliście do tego, że ludzie patrzą na siebie złym wzrokiem, że ludzie mówią o sobie źle, że przy jednym wigilijnym stole źle o sobie myślą - mówił.
Kilkadziesiąt metrów od protestu przeciwko przemocy, manifestowali, także legalnie obrońcy dzieci nienarodzonych. Tu zgromadziło się kilkanaście osób. Odmawiali wspólnie modlitwy i przez megafon powtarzali, że sprzeciwiają się przemocy wobec kościoła, czy księży.
Na placu teatralnym pojawiło się także kilku przedstawicieli organizacji prawicowych, z niewielkimi transparentami: stop nienawiści do kościoła, stop nienawiści do tradycji. Nie zakłócili jednak protestu, zostali za to wylegitymowani przez policję.
Zobacz też:
Marsz równości w Białymstoku. Pobity nastolatek opowiada o a...
Marsz równości w Białymstoku. Światowe media pokazują zamies...
