Od 1 września białostockie pogotowie pracuje bez dużej grupy ratowników i pielęgniarek, którzy zatrudnieni byli w oparciu o umowy cywilno-prawne. Ratownicy, niezadowoleni z warunków pracy oraz stawek godzinowych, wypowiedzieli umowy. Dyrekcja kilkakrotnie próbowała pertraktować z ratownikami i wysuwać nowe propozycje, ale główny postulat - satysfakcjonujące zwiększenie stawek - zdaniem ratowników nie został spełniony.
Dlatego też przez dwa tygodnie pogotowie pracowało w okrojonym składzie. Dyrekcja starała się na wszelkie sposoby łatać dziury i zapewnić obsadę zespołów wyjazdowych. Zatrudniono 30 nowych pracowników, wstrzymywano urlopy, dokonywano przesunięć w grafikach.
Przeczytaj też:
Ta niełatwa dla pogotowia sytuacja już niedługo ma się zmienić. Ratownicy kontraktowi, którzy wypowiedzieli umowy, doszli bowiem do porozumienia z dyrekcją. Udało im się wynegocjować wyższe stawki oraz zmianę niektórych niekorzystnych ich zdaniem zapisów.
Dyrektor białostockiej stacji wojewódzkiej pogotowia Bogdan Kalicki jest jednak ostrożny:
- Na razie mamy wstępne porozumienie. Sprawa nie jest jeszcze zapięta na ostatni guzik. Powiedziałbym, że jesteśmy na etapie pośrednim - zastrzega Kalicki. - Stawka została podwyższona średnio o 9,50 zł brutto. Ponadto zobowiązałem się, że gdy otrzymamy realną wycenę dobokaretek i będziemy wiedzieli, jak te nakłady faktycznie wzrosły, to wrócimy do rozmów.
Jak przyznaje dyrektor, na razie stacja nie ma żadnych oficjalnych danych na temat realnego wzrostu stawek za dobokaretki. Według wstępnych szacunków, faktyczny wzrost prawdopodobnie wynosił będzie ok. 170 zł na karetce podstawowej i 360 zł na karetce specjalistycznej. A te kwoty są zdecydowanie zbyt niskie, aby zaspokoić wszystkie oczekiwania pracowników, mówi dyrektor WSPR w Białymstoku.
Ratownicy wprawdzie cieszą się z porozumienia, ale do pełnego optymizmu im daleko:
- Dla dobra pacjentów ustąpiliśmy - mówi Paweł Zaworski, ratownik medyczny z Białegostoku. - Nie ukrywamy jednak, że to nie jest jeszcze koniec naszych prób zmiany sytuacji w ratownictwie - dla dobra nas samych i pacjentów. Oczekujemy rozwiązań systemowych, na poziomie ministerstwa.
Przeczytaj też:
Po podwyżce ratownicy dostaną teraz, w zależności od wykształcenia i stażu, ok. 41-42 zł brutto za godzinę pracy. O ile stawki wzrosną w październiku (w momencie nowej kontraktacji karetek), tego jeszcze nie wiadomo.
Ratownicy wywalczyli nie tylko więcej pieniędzy, ale też zmianę niektórych niekorzystnych dla nich zapisów. Wcześniej dyrekcja mogła dowolnie zwiększyć liczbę godzin pracy ponad ustaloną w kontrakcie pulę.
- Teraz, by dyrektor mógł wstawić nam większą liczbę godzin, musi uzyskać naszą zgodę. Uważamy, że zmiana tego zapisu jest dużym sukcesem - mówi Zaworski.
Obecnie trwa nabór ofert do nowego konkursu dla ratowników kontraktowych, który zostanie zakończony w piątek. Potem jeszcze nastąpią indywidualne ustalenia i negocjacje. I wtedy okaże się, ilu ratowników jest gotowych wrócić do pracy.
- Nie wszyscy wrócą - zastrzega Paweł Zaworski. - Część ratowników ma po prostu dość tej niepewności, ma dość tego, że o każdą złotówkę trzeba walczyć. I rozumiem ich. Obecnie - jeśli chodzi o zatrudnianie ratowników na kontrakty - w Polsce panuje wolna amerykanka.
Część ratowników wróci jednak do pracy jeszcze we wrześniu. To ci, którzy zgodzili się pracować w oparciu o umowy zlecenie (lub umowy o dzieło). Jak mówi Paweł Zaworski, ratownicy rozumieją, że stacja pogotowia jest w trudnej sytuacji i dlatego część z nich wesprze kolegów jeszcze przed 1 października.
Przeczytaj też:
