W sobotę, 5 grudnia, pojawiła się informacja, że w Stryszowie, w przysiółku Bugaj, płonął dom jednorodzinny. Prawda szybko okazała się jeszcze bardziej szokująca.
Gdy strażacy ugasili ogień poinformowano, że dwie osoby zginęły, a jedna z obrażeniami została odwieziona do szpitala. Ciała kobiety i mężczyzny były częściowo zwęglone. Na tyle, że nie dało się rozpoznać "na pierwszy rzut oka" ich płci.
Kolejne godziny przynosiły jeszcze bardziej dramatyczne doniesienia. Mieszkańcy wsi do dziś nie mogą w nie uwierzyć. Dom, w którym doszło do pożaru, znajduje się na odludziu. Choć zmarli byli tutaj dobrze znani, to praktycznie nikt nie wie, co tak naprawdę się w nim działo tego sobotniego popołudnia.
Padają podejrzenia, że najpierw mężczyzna - Henryk G. i jego szwagierka Małgorzata G. zostali zamordowani a potem wzniecono pożar, by zatrzeć ślady. O zbrodnię jest podejrzewany 32-latek i jego kolega, którzy tego dnia odwiedzili tę rodzinę i znali wcześniej swoje ofiary. Przebieg zdarzeń starają się cały czas zrekonstruować śledczy.
Ustalili już, że w domu Henryka G. miało dojść do kłótni, a potem bójki, w trakcie której dwaj przybysze najpierw zabili mężczyznę. Wkrótce potem w domu zjawiła się jego szwagierka wraz ze swoim synem, Konradem. Oni także zostali pobici i związani. Sprawcy, aby ukryć ślady zbrodni, podpalili dom. Z płonącego budynku udało się uciec Konradowi, który z poparzeniami ciała trafił do szpitala.
Po zakończeniu akcji gaśniczej, prokurator z udziałem policjantów przeprowadzali oględziny miejsca zdarzenia i zwłok. Ciała zostały skierowane na sekcję, celem ustalenia przyczyny zgonu. Z jakim efektem?
Z uwagi na panujące na miejscu zdarzenia warunki, prokurator kontynuował oględziny miejsca zdarzenia również dzień później, 6-tego grudnia, zabezpieczając ujawnione ślady i dowody. Zabezpieczono także ujawniony monitoring oraz są przesłuchiwani ustaleni świadkowie
informuje wadowicka policja.
Ten monitoring to nagrania z różnych kamer w okolicy
Nie możemy ujawnić niczego więcej ze względu na dobro śledztwa
powiedział nam w środę, 9 grudnia, prokurator Janusz Hnatko, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Wiadomo jedynie, że sprawa prowadzona jest przez Prokuraturę Rejonową w Wadowicach pod kątem doprowadzenia do śmierci dwóch osób i spowodowania pożaru.
Do środy, 9 grudnia, sprawca bądź sprawcy nadal nie zostali zatrzymani.
Z uwagi na dobro postępowania nie udzielamy informacji o szczegółach sprawy i zakresie dokonanych ustaleń
podkreśla raz jeszcze prokurator Hnatko.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że rannemu, który nadal przebywa w szpitalu, przydzielono policyjną ochronę. Jego zeznania mogą mieć kluczowe znaczenie i dać odpowiedź m.in. na pytanie czy był bezpośrednim świadkiem morderstwa i czy może rozpoznać sprawców.
Mieszkańcy Stryszowa, w tym najbliżsi sąsiedzi rodziny w której doszło do tragedii mówią nam, że się boją nawet rozmawiać z dziennikarzami.
Palnie człowiek o jedno słowo za dużo i nie wiadomo czy nie narazi się tym bandytom, może nadal chodzą wolno i mogliby się mścić
opowiada starsza kobieta, mieszkanka Bugaja.
Mnóstwo telefonów odbieram w tej sprawie. Głównie to ludzie z całej Polski i dziennikarze. Każdy chce się dowiedzieć co się stało, ale sam nie jestem w stanie im wiele wyjaśnić, wiem tyle co ujawniła policja
mówi Andrzej Bąk, sołtys Stryszowa.
Kim były ofiary?
Henryk G. i jego szwagierka Małgorzata G. mieszkali po sąsiedzku. Kobieta była żoną Andrzeja, który zmarł na zawał przed kilkoma laty. Pomagał jej syn Konrad, który mieszka w sąsiedniej miejscowości. Trzeci z braci, Wiesław, popełnił samobójstwo.
Małgorzacie po zmarłym mężu został niewykończony dom. Stoi tuż obok domu, w którym mieszkał Henryk G. Na pierwszy rzut oka widać, że rodzina żyła skromnie, choć jak mówią mieszkańcy, kiedyś nieźle im się powodziło. A to za sprawą matki braci, która mieszkała w Stanach Zjednoczonych i przesyłała pieniądze.
Zamordowany mężczyzna nie miał stałej pracy, a tylko dorywczą. Pracował w pobliskiej winnicy. We wsi mówi się, że był skonfliktowany ze swoimi oprawcami. Ponad tydzień temu mieli go pobić.
Czy teraz przyszli dokończyć dzieła, a jego szwagierka i siostrzeniec przyszli do jego domu, bo chcieli go ratować? Tak mogło być
mówi sąsiad rodziny.
Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ
FLESZ: Pierwsza pomoc przy wypadkach drogowych. To musisz wiedzieć!
