Lecą do nas bociany, to znaczy, że już wiosna?
Nie całkiem. One lecą do nas mniej więcej od Bożego Narodzenia. Wtedy wylatują z RPA, by dotrzeć do swoich polskich gniazd w odpowiednim czasie. Teraz pewnie są gdzieś w okolicach równika. Posługujemy się telemetrią satelitarną, to już nie czasy wróżek i wioskowych mędrców.
Jeszcze u nas za zimno?
To nie jest kwestia temperatury, a dokładniej - nie tylko. Są przecież bociany w ogrodach zoologicznych i w wielu ośrodkach, gdzie zimują. To głównie kwestia dostępności pożywienia. Bociany są drapieżnikami, polują np. na małe gryzonie, a w tym cyklu nie chodzi tylko o pokrywę śnieżną, ale też o długość dnia, w trakcie którego można polować. Ptaki, które żywią się inaczej, nasz kraj uważają za ciepły: np. jemiołuszki, czeczotki.
Jeśli bocian to taki polski ptak - symbol, to czemu leci tak daleko?
Populacja bociana to ok. 200 tysięcy rodzin, z czego 50 tys. gniazduje u nas, co oznacza, że co czwarty bocian jest Polakiem! A czemu daleko? 10 - 12 tys. lat temu u nas był lądolód, który sięgał mniej więcej do dzisiejszej Sahary. Ptaki żyły tam , gdzie miały co jeść. Tak im się zakodowało. Zresztą, nie wszystkie bociany żerują w RPA. Np. dostajemy w marcu informację z Turcji, że tam zimujące odlatują i już wtedy wiemy, kiedy przylecą do nas.
Ale z tym przynoszeniem dzieci to bajka?
Też nie do końca. Są na świecie obecnie obszary głodu, ale dawniej były dużo większe. Głód, w porach roku, kiedy przyroda nie rodziła owoców, był powszechny. Jeśli kobieta była wygłodzona, nie zachodziła w ciążę, bo organizm najpierw walczył o przeżycie. Kiedy w maju, czerwcu pojawiały sie dary natury i zbiory, pojawiały się i ciąże, które rozwiązywały się w okolicach wiosennych powrotów bocianów. To było dla ludzi dość bezpośrednie i proste skojarzenie.