Prawomocny wyrok
- Są to pobudki godne pogardy, odrażające i powszechnie nieakceptowalne – powiedziała na temat „zasługujących na szczególne potępienie” motywacji kierujących działaniem Andrzeja i Mariana Sz. sędzia sprawozdawca Dorota Rostankowska z Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.
W około 20-minutowym ustnym uzasadnieniu wyroku, utrzymującego w mocy kary 12,5 roku i 12 lat więzienia dla braci, szczegółowo odniosła się do argumentów obrony. Tłumaczyła, że sąd I instancji słusznie wydając orzeczenie nie zasięgał opinii ekspertów z dziedziny seksuologii w ich sprawie. Jak wskazała, również poddawana w wątpliwość przez adwokatów autentyczność notatek córek skrzywdzonej kobiety oraz stosowanego przez nie słownictwa, nie przekonała składu orzekającego.
Sąd apelacyjny podtrzymał również decyzję by obaj bracia o wcześniejsze zwolnienie mogli ubiegać się nie wcześniej niż po odbyciu trzech czwartych kary, nie zaś dwóch trzecich, jak wynika z ogólnie przyjętych w prawie reguł.
Obecna na ogłoszeniu prawomocnego wyroku prokurator Małgorzata Wydra-Jaskulska nie zdecydowała się na rozmowę z mediami.
- Złożę wniosek o sporządzenie uzasadnienia na piśmie i doręczenie go na adres mojej kancelarii - zapowiedział Michał Poznański, adwokat Andrzeja Sz. - Jest to standardowa procedura. Zobaczę, co zostanie podniesione w uzasadnieniu pisemnym, z tego prostego względu, że motywy ustne rozstrzygnięcia, które zostały dzisiaj przedstawione mają, co do zasady formę dosyć skrótową – dodał.
Zastrzegł, że wówczas, po rozmowie z klientem, podejmie decyzję w sprawie sporządzenia kasacji do Sądu Najwyższego, którą „poważnie rozważa”. Jak tłumaczył, ze względu na wyłączenie jawności rozprawy (w obu instancjach proces odbywał się „za zamkniętymi drzwiami”), nie może mówić o treści apelacji, którą złożył. Z tego samego powodu nie mógł również mówić na temat tego, czy jego klient przyznaje się do winy i czy żałuje tego, co zrobił.
„Nie da się tej historii zmyślić”
Historię żony Mariusza Sz. - 24-latki, która na męża wybrała o 12 lat starszego, nadużywającego alkoholu tak jak jego cała rodzina, trwale bezrobotnego, mężczyznę, który mieszkał w ruderze bez łazienki, obszernie relacjonowała w wyroku I instancji przewodnicząca trzyosobowego składu orzekającego w Sądzie Okręgowym w Gdańsku.
- Już po ślubie zaczyna się bicie w większym czy mniejszym natężeniu – relacjonowała sędzia Maria Hartuna w lipcu 2020 roku i przypomniała, że na ślubie kościelnym panna młoda miała usłyszeć: „W tej rodzinie jest zwyczaj, że brat bierze sobie żonę brata”. Na poparcie tych słów sędzia przytoczyła fakt, że u Sz. jest przykład dziecka, którego biologicznym ojcem jest brat partnera jego matki.
Według ustaleń sądu okręgowego, kolejnymi etapami horroru było to, że kobieta uciekała do rodziny, a Mariusz przepraszał i ona wracała („to znany cykl przemocy”). Następnie było głodzenie, gdzie starsza córka donosiła ojcu, jeśli matka coś w ukryciu podjadała. Wreszcie, kiedy młodsza córka małżeństwa ukończyła roczek, kobieta została uwięziona w piwnicy, gdzie spała na stole nakryta kurtkami, jadła breję z chleba zalewanego wodą ze spermą męża, nie miała toalety, a po tym, gdy wybiła piwniczne okno, została ukarana: ma jeść ze związanymi rękoma. Starsza córka mówiła:
- Mama je jak pies.
- Okropieństw było znacznie więcej – powiedziała, cytowana przez sędzię Marię Hartunę pokrzywdzona, która zeznała, że - prócz jej męża - do piwnicy przychodzili też inni mężczyźni. Najpierw przygotowywać ją miał Mariusz Sz. z ok. 4-letnią córką, wiążąc kobietę do haków tak, by rozciągnąć jej kończyny, a dziecko nakładało matce brudny worek na głowę, by nie mogła rozpoznać sprawców. Następnie do pomieszczenia wchodziło 4 mężczyzn i kolejno gwałciło kobietę. Zgodnie z sądowymi ustaleniami miało to miejsce co najmniej 10 razy, bowiem ofiara później przestała liczyć. Dwóch sprawców ustalić się nie udało.
Według sądu, pokrzywdzona mogła uciec, bo w piwnicy było niewielkie okienko i była wypuszczana na zewnątrz, by coś ugotować dzieciom albo wtedy, gdy jej rodzina przyjeżdżała w gości. Bratanek męża dodatkowo woził ją samochodem do Urzędu Pracy albo do przychodni na szczepienia dzieci, a sezonowo była wysyłana do pracy przy zbiorze borówek czy jako sprzedawczyni w sklepie. Nikomu jednak o swojej sytuacji nie mówiła. - Bym sobie tego nie wybaczyła – miała racjonalizować takie postępowanie, odnosząc się do sytuacji swojej potencjalnej ucieczki i pozostawienia córek samych z Mariuszem Sz.
- To się nie mieściło w głowie również niedoświadczonym prokuratorom, którzy początkowo prowadzili sprawę – mówiła sędzia, przypominając, że - mimo obciążających męża zeznań ofiary - sprawa kilka razy byłą umarzana.
Przełomem okazała się przeprowadzka rodziny do babki dzieci, która zachęciła wnuczki, by swoje wspomnienia spisały w pamiętnikach. To dzięki zapiskom śledztwo dotyczące Mariusza Sz. ruszyło na dobre, a później kolejne dotyczące jego braci oraz kuzyna. Oba śledztwa skończyły się aktami oskarżenia.
- Nie da się tej historii zmyślić. Taką wyobraźnią dysponują może autorzy najbardziej krwawych horrorów – powiedziała sędzia, wydając nieprawomocny wyrok.
