Byli budowlańcami, zostali żołnierzami. Opowieść o dwóch braciach

Tomasz Chudzyński
fot. achiwum
Bracia Jurij i Dima pochodzą z Iwano-Frankowska, miasta na zachodzie Ukrainy. Ostatnie miesiące mieszkali w Nowym Dworze Gdańskim na Żuławach. Pracowali w lokalnej firmie budowlanej. Są wśród tysięcy młodych, ukraińskich mężczyzn, którzy ruszyli do kraju po ataku Putina. Byli budowlańcami, dziś są żołnierzami.

Nawet 130 tys. mężczyzn, ukraińskich pracowników, wyjechało z Polski od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę - wynika z szacunkowych danych ukraińskiej Straży Granicznej. Wielu z nich to młodzi chłopcy, którzy w 2014 r., gdy Ukraińcy walczyli najpierw na Majdanie, a potem z separatystami z Donbasu i Ługańska, byli nastolatkami. Wśród nich nie brakuje jednak i doświadczonych weteranów tamtych starć.

Idę na front

Jurij jest nieco starszy od brata, ma rodzinę. Na razie ma inne zadania niż żołnierze regularnej armii.

- Działam w specjalnej grupie wolontariackiej - mówi Jurij w piątek 4 marca, dziewiątego dnia ukraińskiej obrony. - Pomagamy kobietom z dziećmi wyjechać za granicę, dostarczamy zaopatrzenie. Gdy ktoś przybywa do Iwano- Frankowska, pomagamy znaleźć nocleg. A ludzi uciekających z terenów walk jest mnóstwo. Oni nie mają nic, uciekali przed „ruskim mirem”, jak stali. U nas na razie jest spokój… Jeśli można to tak nazwać. Ale wiemy, że prędzej czy później będą chcieli i na nasze miasto zrzucić bomby.

Dima, młodszy, zanim jeszcze wyjechał z Polski, znał już służbowy przydział. - Idę na front - mówił.

- Też mam przeszkolenie wojskowe. Jeśli armia wezwie… pójdę - mówi Jurij.

Serhij, mieszkający od trzech lat w Gdańsku, przyznaje, że Ukraińcy spodziewali się, że Rosja prędzej czy później po ich kraj przyjdzie.

- Trzeba było się na to szykować. I takie przygotowania były, choć wszyscy chcieliśmy, by do tej wojny nie doszło - mówi Serhij.

Trudno zrozumieć Putina

Z Leszkiem Szczepkowskim, Jurijem, Dimą rozmawialiśmy pierwszy raz w piątek, 25 lutego. Było popołudnie, trwał drugi dzień rosyjskiej agresji na Ukrainę. To nie była długa rozmowa. Dima i Jurij ruszali w drogę. Jechali na Ukrainę. Spieszyli się… Bus załadowany po dach - żywność, materiały medyczne, opatrunkowe, paliwo.

Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

- To wszystko Leszka zasługa - mówi Jurij. - To taki nasz prawdziwy brat. Nawet urodziny ja i on mamy tego samego dnia - mówił.

Leszek Szczepkowski z Nowego Dworu Gdańskiego jest po trzydziestce. Prowadzi firmę budowlaną. Zatrudniał wielu pracowników z Ukrainy.

- Pomoc jest ważna, tyle możemy zrobić, by wesprzeć chłopaków w walce z Rosją. I tak jak trudno jest zrozumieć, po co Putinowi jest Ukraina, niszczenie ukraińskich miast, tak chyba łatwo jest się domyślić, że jeśli Rosja zdobędzie ten kraj, to później ruszy na Polskę. W tym sensie Ukraińcy walczą dziś za nas, za Polskę i cały wolny świat - mówi Leszek Szczepkowski.

Jurij pyta, co sądzę o szansach Ukrainy w starciu z Rosją. Wszyscy mieliśmy przed oczami filmy pokazujące uderzenia rosyjskich rakiet czy przelot masy rosyjskich śmigłowców z oddziałami szturmowymi na pokładach, zmierzające w kierunku lotniska w Hostomelu, a w uszach alarmowe syreny ostrzegające. Cóż, sytuacja niełatwa. Przewaga Rosji jest wielka… W dodatku metody walk znane z obu czeczeńskich konfliktów czy bombardowań syryjskich miast...

A widziałeś filmik?

- A widziałeś filmik, co zrobił nasz Bayraktar z ich oddziałem? - mówi jednak Jurij, na twarzy którego pojawia się cień uśmiechu. Bayraktar to nazwa słynnych już dronów uderzeniowych będących na wyposażeniu ukraińskiej armii. - Wszystko poszło w drobny mak. Rozwalone. Rakiet dużo zestrzeliliśmy. Znajomy mówił, że ich żołnierze nie chcą walczyć. Cały oddział się poddał. Mam filmik nawet… - w tym momencie pokazuje nagranie. - My po prostu musimy wygrać… Nie mamy innego wyjścia. Inaczej Rosja nas zamęczy. Damy radę. Wiemy, że wszyscy chcą pomagać. I to jest niesamowite.

Dima stoi obok z lekkim uśmiechem. W tej atmosferze niepewności, towarzyszącej temu pożegnaniu, czuć jednak ponurą determinację.

Pytanie o strach Dimę, człowieka, który opuszcza spokojne miejsce, w którym nic mu nie grozi, i jedzie w najbardziej niebezpieczne miejsce na ziemi, gdzie znajdzie się w sytuacji ekstremalnej, nie ma sensu. I nie ma też potrzeby o to pytać. Wszyscy są świadomi niebezpieczeństwa. I chcieliby przeżyć.

Jurij dzwoni kilka godzin później, odkąd się pożegnaliśmy.

- Jesteśmy w trasie. Proszę, podziękujcie od nas wszystkim Polakom - mówił. - A to co robi Leszek… Trudno uwierzyć, że tak można komuś dać takie wsparcie.

„Lekka” abstrakcja

Serhij prowadzi portal informacyjny dla Ukraińców, którzy przyjeżdżali do Polski do pracy.

- Przed wojną zamieszczałem informacje o tym, jakie dokumenty trzeba w Polsce wyrobić, co trzeba ze sobą mieć - dużo porad urzędowych i takich, które pomagały się urządzić. Były też newsy dotyczące wydarzeń na Ukrainie i w Polsce. Teraz przekazujemy właściwie tylko informacje o tym, jak w Polsce znaleźć pomoc, kto pomaga, telefony, adresy… - mówi Serhij. - Ukraińcy, którzy pracowali w Polsce, zajmowali się głównie pracą fizyczną. To budowlańcy, pracownicy przemysłu. Przyjeżdżali na trzy miesiące, pół roku... Dziś są na Ukrainie i walczą. Prawie wszyscy wyjechali. Straż Graniczna szacuje, że to niemal 80 tys. ludzi. Wielu wywozi swoje dzieci, żony, matki, a potem wraca walczyć.

Serhij pochodzi z miasta Kropywnycki w centralnej Ukrainie, miasta oddalonego o ponad 170 km na północ od Mikołajowa, o który toczą się walki.

- Mam bliskich, którzy zostali na Ukrainie, niektórzy mają już swoje lata, nie wyjadą. W Kropywnyckim jest jeszcze spokojnie, nie ma nalotów, nie słychać syren. Wszyscy się jednak martwimy, bo widzimy, że Rosja nie waha się ostrzeliwać miast - mówi Serhij.

- Wiesz, to jest „lekka” abstrakcja - mówi Leszek. - Dzwoniłem do kumpli, moich pracowników, którzy dziś walczą w obronie swojej ojczyzny. I jeden z nich oznajmił mi w pewnym momencie rozmowy, że właśnie zestrzelili rosyjski samolot… Mówił to spokojnym głosem. Trudno pojąć nam w tej chwili rzeczywistość, w jakiej znaleźli się nasi przyjaciele.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Największy atak Rosji na Charków od początku wojny. Są ofiary

Największy atak Rosji na Charków od początku wojny. Są ofiary

Wystartowały KultURalia! Tak w piątek bawili się studenci w Rzeszowie

Wystartowały KultURalia! Tak w piątek bawili się studenci w Rzeszowie

Wróć na i.pl Portal i.pl