Miller: Widać brak kompetencji u wielu kandydatów
Leszek Miller powiedział, że kończąca się właśnie kampania wyborcza zostanie zapamiętana jako kampania debat.
"Debat było wiele, niektóre były bardziej interesujące, niektóre mniej, ale dla osób, które nie są zdecydowane jak głosować, to mogła być bardzo pomocna instytucja. Te debaty obnażyły też brak kompetencji wielu kandydatów, ich całkowite nieprzygotowanie i niezrozumienie, na czym polega urząd prezydenta. Często to było na bardzo żenującym poziomie. I zachodziłem w głowę, jak to możliwe, że tacy ludzie bez cienia samokrytycyzmu startują w tak poważnych zawodach" - powiedział były premier.
Jak ocenił, rozwiązaniem problemu nie będzie raczej podniesienie limitu na zebrane podpisy, "bo jeśli ktoś ma pieniądze, żeby kupić 100 tysięcy podpisów, to i kupi 200 tysięcy".
"Dotychczasowy przebieg wszystkich debat na urząd prezydenta dowodzi jasno, że trzeba poważnie się zastanowić nad wprowadzeniem w Polsce wyboru prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe, a nie w głosowaniu powszechnym. Tak jak było w II Rzeczypospolitej, kiedy ani razu nie wybierano prezydenta w głosowaniu powszechnym" - powiedział.
Zdaniem Millera, takie rozwiązanie "uwolni nas od demagogii i od popisów ludzi całkowicie nieodpowiedzialnych i nieprzygotowanych".
Komorowski: Prezydenta nie powinno wybierać Zgromadzenie Narodowe
Komorowski powiedział, że nie zgadza się na to, aby obsadzenie prezydenckiego fotela był efektem gier koterii partyjnych w Sejmie.
"Jeszcze chyba nie zdarzyło się na świecie, aby ktoś zabrał obywatelom prawo do wyborów powszechnych głowy państwa, a zdarzało się, że poszło to w drugą stronę. Czechy są tego przykładem. Też byli prezydenci wybierani przez parlament. I tym prezydentom, poza (Vaclavem) Hawlem, można wiele zarzucić. Natomiast wybrany w wyborach powszechnych obecny prezydent jest absolutnie do pokazania na całym świecie; jest człowiekiem, przygotowanym do tej funkcji" - powiedział.
Komorowski ocenił, że to nie jest kwestia systemu wybierania prezydenta, tylko jakości wystawionych w wyborach ludzi. "To, że tylu (kandydatów) wystawiono w tym roku, to jest wina systemu, że można dzisiaj po prostu kupić głosy poparcia od wyspecjalizowanych firm. Więc ja bym sugerował takie rozwiązanie, jakie funkcjonuje we Francji, gdzie ważna jest nie tylko liczba, ale i jakość zebranych podpisów. To muszą być podpisy ludzi publicznego zaufania i szacunku. Takich ludzi firmy nie kupią" - powiedział.
Jan Krzysztof Bielecki zauważył, że we Francji prezydent jest szefem rządu. "Nie jest tam tak, jak w Stanach, ale jest 10 razy bliżej do Stanów, niż do Polski" – powiedział.
Pawlak: W wyborach nie zawsze wygrywa ten, który jest kompetentny
Bielecki przypomniał też, że to w czasach rządów SLD i PSL uchwalona została konstytucja, w której osłabiono rolę prezydenta, ale utrzymano wybór bezpośredni. "To jest ten grzech pierworodny tego nieszczęścia, więc musi w Polsce wrócić elementarna logika - wtedy będzie dobrze" - podkreślił.
Waldemar Pawlak ocenił, że w wyborach prezydenckich "nie zawsze wygrywa ten, który jest kompetentny, czasami wygrywa ten, który jest bardziej tupeciarski, czy wręcz bezczelny".
"Kandydat, który chce wygrać, musi się nie tylko pozycjonować jako ten szlachetny, który będzie dobrze pełnił urząd prezydenta, ale też jako kandydat, który potrafi słuchać ludzi, który potrafi być wrażliwy na to, co ludzie czują. Bo tych, którzy są wkurzeni i niezadowoleni, obawiam się, że jest trochę więcej niż tych, którzy są zadowoleni z tego, co się w tej chwili dzieje" – ocenił.
"To jest duże wyzwanie, bo będzie to decydowało też o tym, jaką trajektorią pójdzie nasz kraj. Czy będzie ten konstytucyjny klincz i konfrontacja prezydenta z rządem, czy będziemy mieli możliwość pójścia w uporządkowany sposób w czasach, kiedy mamy za granicą wojnę i mamy duże wyzwania w geopolityce, bo się skończyła globalizacja i zaczyna się taki twardy podział świata" – dodał Pawlak.
Źródło: