Aleksandr Azarau to były pułkownik służb bezpieczeństwa Białorusi. Azarau pracował w HUBAZiK, czyli Głównym Wydziale do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi. Był również wykładowcą Akademii MSW w tym kraju. Musiał wyjechać za Białorusi, jest ścigany w tym kraju. Przebywa w Polsce. Udziela również wywiadów mediom, polskim i z innych krajów.
To Azarau pierwszy, latem tego roku, poinformował media o tajnej operacji "Śluza" białoruskiego reżimu, która dotyczył masowego przerzutu do Polski imigrantów z Azji i Afryki.
Obecnie Azarau alarmuje o kolejnej odsłonie planu Łukaszenki. Rzekomo, wobec umocnienia granicy Białorusi z Polską, białoruskie władze chcą skierować tłumy imigrantów do Unii Europejskiej, przez granicę polsko-ukraińską, a szlaki mają prowadzić m.in. przez Bieszczady. Azarau twierdzi, że białoruska straż graniczna zaczyna przewozić tych ludzi na granicę z Ukrainą, o wiele słabiej strzeżoną niż ta z Polską.
Nie sposób zweryfikować, czy rewelacje Azarau faktycznie wynikają z jego wiedzy o tajnych planach Łukaszenki, czy też są raczej efektem analizy przez niego ogólnie znanych faktów i wysuwanych na ich podstawie wniosków.
- Obecnie presja migracyjna na chronionym przez nas odcinku polsko - ukraińskiej granicy jest zbliżona do poziomu sprzed pandemii koronawirusa, który był specyficznym okresem, a migracja znacznie spadła - twierdzi mjr SG Elżbieta Pikor, rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
Od stycznia obecnego roku do 27 października na podkarpackim odcinku granicy z Ukrainą ujawniono 42 przypadki nielegalnych przekroczeń granicy w celu migracyjnym, w tym 17 grupowych. Łącznie dotyczyły one 128 nielegalnych imigrantów, głównie z Turcji, Afganistanu i Somalii. Dla porównania w okresie styczeń-październik 2019 r. zatrzymano tutaj 83 nielegalnych imigrantów, głównie obywateli Turcji, Iraku i Afganistanu.
- Nie obserwujemy drastycznego nacisku ze strony migrantów - dodaje mjr Pikor.
Czy białoruski reżim faktycznie może przerzucać imigrantów do Polski przez Ukrainę? Jest to możliwe, choć o wiele trudniejsze.
- Mogą zaatakować swoją granicę z Ukrainą, ale co potem? Dadzą ludziom mapy i powiedzą, a teraz kierujcie się na Bieszczady, a później do Polski? Niemożliwe. Nawet jeżeli wysłaliby swoich funkcjonariuszy, którzy koordynowali imigrację przez teren Ukrainy do Polski, to musieliby wejść w kontakt ze światem przestępczym, który stoi za większością nielegalnej imigracji do Unii. To już byłaby trudniejsza operacja - twierdzi w rozmowie z Nowinami ekspert ds. bezpieczeństwa.
Ukraina to zdecydowanie inny kraj niż Białoruś. Z informacji Służby Granicznej Ukrainy wynika, że jej funkcjonariusze regularnie zatrzymują cudzoziemców, którzy nielegalnie chcą się przedostać na teren Unii Europejskiej. M.in. kilka dni temu Ukraińcy zatrzymali w graniczącym z Polską obwodzie lwowskim trzech Turków.
W ramach umowy o readmisji, Ukraińcy bezproblemowo, skrupulatnie przyjmują do siebie nielegalnych imigrantów zatrzymanych w Polsce, którzy dotarli do nas z Ukrainy. Ponadto Bieszczady, wbrew pozorom, nie są łatwym terenem dla zorganizowanej, nielegalnej imigracji.
Czy hipotetycznie, w razie znacznego zwiększenia presji migracyjnej na granicy z Ukrainą Straż Graniczna jest na nią przygotowana?
- Monitorujemy sytuację. Nie tylko to co, co się dzieje na podkarpackim odcinku granicy z Ukrainą, ale też na całej zewnętrznej granicy Unii Europejskiej. Na razie nie ma takiego zagrożenia. Jesteśmy przygotowani na różnego rodzaju opcje, będziemy działali elastycznie - twierdzi mjr Pikor.
