Bandyci torturowali ofiary i w Soninie, i w Sanoku. Czy to ta sama szajka napada na domy przedsiębiorców na Podkarpaciu?

Andrzej Plęs
Wideo
od 16 latprzemoc
Śledczy nie wykluczają, że brutalnego napadu z sierpnia ub.r. w Sanoku dokonała ta sama grupa, która w połowie grudnia sterroryzowała rabunkowo lokatorów domu w Soninie. Hipotez jest więcej.

Spis treści

Przebieg obu zdarzeń - niemal bliźniaczo do siebie podobny, co jeszcze nie dowodzi, że sprawcy byli ci sami, ale wystarczy na zbudowanie hipotezy godnej weryfikacji. Według nieoficjalnych przypuszczeń przedstawicieli służb mundurowych nie można wykluczyć, że podobnych napadów było więcej, tyle że ich zastraszone przez bandytów ofiary nie zgłosiły o nich organom ścigania, albo też informacje o zdarzeniach nie dotarły do opinii publicznej. Temat rozpala wyobraźnię odbiorców mediów społecznościowych, wśród tych pojawiła się i taka teza, że na terenie Polski zadomowiła się grupa doświadczonych w procederze bandytów z Kaukazu bądź Ukrainy, którzy nad Wisłą urządzili sobie przestępcze żerowisko. Choć to na razie bardziej crime fiction niż kryminalistyczne założenie.

- Przyjęto w śledztwie kilkanaście wersji, z których na razie żadna nie została wykluczona - zapewnia prok. Krzysztof Ciechanowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. - Wśród nich jest i ta, która mówi, że w obu zdarzeniach sprawcy są tożsami. Obecnie jest weryfikowana. Otrzymałem informację z prowadzącej postępowanie w sprawie zdarzenia w Soninie Prokuratury Rejonowej w Łańcucie, że z Komendy Powiatowej Policji w Łańcucie sprawa została przejęta przez Komendę Wojewódzką w Rzeszowie.

Nie precyzuje, czy fakt, iż sprawę „przejęło województwo”, świadczy o tym, mundurowi wysoko ocenili ciężar przestępstwa w Soninie, czy też KWP wiąże oba zdarzenia, więc komenda wojewódzka sprawniej poprowadzi śledztwo łączone.

- Zawsze na początku śledztwa staramy się sporządzić plan czynności śledczych, w którym przyjmuje się najwięcej wersji, a te będą w toku tego śledztwa weryfikowane - tłumaczy prok. Ciechanowski. - Im więcej z biegiem czasu zdobywamy materiału dowodowego, tym więcej z tych wersji może zostać wyeliminowanych. Obecnie przyjęliśmy kilka, może nawet kilkanaście wersji i na razie żadna z nich nie została wykluczona.

Sanok - Sonina: podobieństwa

Sanok, noc 26 na 27 sierpnia 2024, dzielnica domków jednorodzinnych Zatorze w Sanoku, ogromny, rzucający się w oczy dom znanych lokalnych przedsiębiorców. Przez bandytów wybrany nieprzypadkowo ze względu na zamożność lokatorów. Czterech napastników dostało się do wnętrza, wycinając uprzednio palnikami szybę w oknie. Była ok. 2 w nocy, zazwyczaj pora najgłębszego snu. Istnieje hipoteza, że piąty ze sprawców pozostał na zewnątrz „na czujce”.

Sonina, 17 grudnia, również tuż po 2 w nocy. Trzy domki obok siebie i czwarty w odległości kilkudziesięciu metrów. Poza tym - odludzie. Pięciu dostało się przez okno na parterze przez wybitą szybę, otwierając je klamką od wewnątrz. Witold Bachaj też nie był przypadkową ofiarą, przedsiębiorca handlujący suszonymi owocami, na podjeździe dwa mercedesy „z wyższej półki”, mógł uchodzić za zamożnego, choć jego nieruchomość z zewnątrz standardem nie wyróżnia się od dwóch sąsiednich. Nie sposób wykluczyć, że w obu przypadkach ofiary i ich miejsca zamieszkania były uprzednio obserwowane.

Bandyci byli świetnie zorganizowani

Sprawcy: z oświadczeń ofiar napadu w Sanoku - czterech, ubranych w stroje w ciemnych barwach, w kominiarkach na twarzach, mówiących z silnym wschodnim akcentem, działali błyskawicznie. Ofiarom odebrali telefony komórkowe, ręce bardzo ciasno spętali tzw. trytytkami, domagali się gotówki i biżuterii, nie interesowały ich inne cenne przedmioty znajdujące się w budynku. Wyjątkowo brutalni, najpierw oddzielili dzieci od dorosłych, tych drugich poddali torturom, pana domu uderzając młotkiem po nogach, jego żonę kopiąc po całym ciele, niektóre z kilku dorosłych ofiar polewali gorącą wodą. Horror trwał 2-3 godziny, jego uczestnicy zapewniali, że bandyci byli zdyscyplinowani i świetnie zorganizowani. Zniknęli w ciemności, kiedy tylko został im wydany łup, pozostawiając ofiary spętanymi. Krewni gospodarzy mówili, że to musiała być zorganizowana grupa, która wiedziała, jak i kiedy zaatakować, po czym zniknąć bez śladu.

Polewali domowników wrzątkiem i vanishem

Sonina: pięciu napastników na czarno ubranych, w kominiarkach na głowie i rękawiczkach na dłoniach. Między sobą rozmawiali po ukraińsku - zapewnia Witold Bachaj. Najpierw spętali linką i uwięzili na parterze domu 12-letniego syna partnerki właściciela budynku, oddzielając go od pana Waldemara na piętrze, którego obudzili ciężkim pobiciem, potem było spętanie dłoni na plecach linką, nóg - taśmą monterską. Pan Witold przypuszcza, że taśmą dlatego, że brakło im linki. Oczekiwania te same, co w Sanoku: gotówka i kosztowności, niczym więcej nie byli zainteresowani. Wiedzieli, że gospodarz ma sejf, więc kolejnymi uderzeniami, polewaniem gorącą wodą (znów!) i żrącym vanishem wymusili na nim podanie kodu do sejfu. Dostawszy swoje, po trzech kwadransach przepadli w ciemności, nie uwalniając swoich ofiar. I ocena pana Witolda: jeśli to nawet nie byli profesjonaliści, to na pewno nie była to ich pierwsza taka akcja. Świetnie zorganizowani, wiedzieli, do kogo i po co przyszli, działali według planu, wiedzieli, że w domu są dwa sejfy, w ogóle dużo wiedzieli. Każdy z nich wiedział, co ma robić, pomyłek nie było. W obu przypadkach w natłoku koszmarnych wrażeń ofiary zapamiętały jeszcze jednej wspólny szczegół: pętanie rąk bardzo boleśnie ciasno, pan Witold jeszcze dwa dni potem miał dłonie sino-czerwone.

Ustalenia śledczych (nieoficjalnie): bandyci przyjechali do Soniny od strony Kańczugi dzień wcześniej ok. godz. 20. Przed trzecią w nocy odjechali stąd również w kierunku Kańczugi, która leży na trasie Sanok - Łańcut/Sonina.

Policja w stanie najwyższej gotowości

Już po budzącym znaczny niepokój społeczny napadzie w Sanoku na ulicach miasta i okolicznych miejscowości pojawiło się więcej patroli mundurowych, a tutejsza prokuratura zapewniała, że prowadzi intensywne działania. Napad w Soninie, tak w modus operandi podobny do sanockiego, zintensyfikował aktywność śledczych.

- Ze względu na rangę zdarzenia oraz charakter tego przestępstwa na miejsce udał się zastępca komendanta powiatowego policji w Łańcucie oraz kilkunastu policjantów pionu prewencji i pionu kryminalnego z łańcuckiej komendy - informuje KWP w Rzeszowie. - Do działań zaangażowani zostali także policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.

Natychmiast po otrzymaniu zgłoszenia o napadzie w Soninie policja sprawdziła okolice oraz pobliskie drogi, a także teren firmy, której właścicielem jest pan Witold. Poza standardowymi działaniami, zabezpieczającymi ślady na miejscu zdarzenia, do poszukiwania śladów użyto też psa tropiącego. I zdanie z oświadczenia KWP, które wskazuje, jaką rangę i zasięg zyskało śledztwo:
- Pomimo przekazania akt sprawy do prokuratury policjanci nieprzerwanie realizowali i nadal realizują czynności związane z ustaleniem i zatrzymaniem odpowiedzialnych za to przestępstwo osób. O zdarzeniu poinformowano także komendy policji z całego kraju oraz straż graniczną, a śledczy sprawdzają każdą informację, która może przyczynić się do wykrycia sprawców.

O dzielenie się informacjami w tej sprawie policjanci proszą wszystkich, którzy mogą przyczynić się do ujęcia sprawców.

Niepokojące włamania

Seria włamań do posesji przedsiębiorców miała miejsce w minionym roku w Krośnie i jego okolicach.

- Właśnie odwiozłem po południu córki na uroczystość rodzinną do koleżanki, po powrocie zastałem dom niemal zdewastowany wewnątrz - opowiada doświadczenie sprzed kilku miesięcy mężczyzna, który w Krośnie prowadzi działalność gospodarczą w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania. - Nie wiem, kto, ilu ich było, spenetrowane pokoje moich córek, moje dokumenty rozsypane po podłodze, koszmarny bałagan. Chyba nie osiągnęli celu, bo albo spłoszył ich mój brat, który nie mógł się do mnie dodzwonić i przyjechał, albo ja. I strach pomyśleć, co by się ze mną stało, gdybym ich zastał na miejscu. Już nie czuję się bezpieczny we własnym domu, zastanawiam się, czy się stąd nie wynieść.

Złożył zawiadomienie na policji, postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców.

- Odwołałem się od tej decyzji, czekam na efekt - dodaje. - I wiem o kilku podobnych włamaniach w ostatnim roku, w Krośnie i pobliskich miastach. Wszyscy to przedsiębiorcy.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl