Były ministrant, w latach 90., służył w podpoznańskim Kórniku do mszy św. Twierdzi, że ówczesny wikariusz molestował go w kościele. Nie miał wówczas skończonych 15 lat, dlatego duchowny miałby dopuścić pedofilii.
- Pozwany został ksiądz, parafia w Kórniku, w której pracował oraz Archidiecezja Poznańska, której był podwładnym - mówi adw. Jarosław Głuchowski, który reprezentuje byłego ministranta.
- Stanowisko parafii i archidiecezji jest takie samo , reprezentuje je ten sam prawnik. Uważają, że roszczenie jest przedawnione, a poza tym ani parafia, ani archidiecezja nie ponoszą odpowiedzialności za czyny księdza. Z kolei duchowny nie ma adwokata. Delikatnie mówiąc reaguje bardzo nerwowo i zachowuje się niegrzecznie. A gdy chcieliśmy z nim zawrzeć ugodę, na tę propozycję w ogóle nie odpowiedział. Nie zajął stanowiska, w pismach do sądu skarżył się na kłopoty ze zdrowiem - dodaje.
Dlaczego były ministrant dopiero po ok. 20 latach zgłosił roszczenia wobec księdza i Kościoła? Jego adwokat mówi, że były ministrant sądził, że jest sam z tym problemem. Dlatego utrzymywał sprawę w tajemnicy.
- Z doświadczenia wiem, że ofiary molestowania czy pedofilii przez wiele lat milczą na temat bolesnych wydarzeń z dzieciństwa. Znam przypadek, gdy pewien mężczyzna dopiero, gdy miał ponad 60 lat, był w stanie opowiedzieć o dawnej krzywdzie - mówi adw. Jarosław Głuchowski. - W przypadku tej sprawy, w życiu mojego klienta doszło do pewnego wydarzenia, które w jakimś sensie otworzyło mu oczy, że nie jest sam. O wszystkim opowie podczas procesu w sądzie - dodaje.
Kościół, do twierdzeń byłego ministranta, odnosi się z dystansem.
Ksiądz Maciej Szczepaniak, rzecznik Archidiecezji Poznańskiej, poinformował nas, że najpierw, czyli w 2012 roku, były ministrant zwrócił się do proboszcza w Kórniku o możliwość zostania organistą. A kilka miesięcy później dokonał aktu apostazji. Z kolei informacje na temat rzekomego molestowania sprzed lat dotarły do poznańskiej kurii dopiero w 2014 roku. W tym samym roku, jak podaje rzecznik, prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Zgodnie z polskim prawem, w sprawie karnej doszło do przedawnienia.
W przypadku pozwu cywilnego archidiecezja oraz parafia wniosły o oddalenie powództwa byłego ministranta. Bo przez lata nie było żadnych sygnałów o rzekomym molestowaniu. Ponadto ksiądz nie przyznaje się do zarzutów.
Pozwany ksiądz pracował w różnych parafiach w Wielkopolsce. Obecnie ma status księdza urlopowanego. W 2014 roku miał groźny wypadek drogowy, który odbił się na jego zdrowiu.
W ostatnich latach duchowny był proboszczem w parafii w Wielkopolsce, która podlega Archidiecezji Gnieźnieńskiej. W Gnieźnie także wiedzą o pozwie wobec duchownego.
- Arcybiskup Gnieźnieński dowiedział się o sprawie od samego księdza, który stwierdził, że zarzucane czyny nie miały miejsca. Ksiądz Arcybiskup niezwłocznie wyznaczył swojego delegata do wyjaśnienia sprawy. Doszło do spotkania z domniemaną ofiarą i jego adwokatem. Osoba ta nie zwróciła się do Księdza Arcybiskupa w celu poinformowania go o chęci postępowania w sprawie księdza - informuje ks. Zbigniew Przybylski, rzecznik gnieźnieńskiej kurii.
Postępowanie kanoniczne wobec księdza, zgodnie z wytycznymi watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, rozpocznie się po zakończeniu postępowania cywilnego.
Pozwany ksiądz obecnie przebywa w Archidiecezjalnym Domu Księży Seniorów w Gnieźnie. Ma tam przebywać do czasu wyjaśnienia sprawy. Próbowaliśmy się z nim skontaktować, ale usłyszeliśmy, że wyjechał i nie wiadomo, kiedy wróci.
W piątek w poznańskim sądzie miała się odbyć pierwsza rozprawa. Została przełożona na inny termin z powodu choroby sędziego.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ: Pedofilii nie wolno zamiatać pod dywan