Chcesz wygrać? Nie zostawiaj niczego w rękach sędziów. Najbardziej kontrowersyjne walki w polskim boksie

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Jeden z sędziów wypunktował walkę 97-93 na korzyść Szpilki
Jeden z sędziów wypunktował walkę 97-93 na korzyść Szpilki fot arkadiusz gola polska press
Przekręt czy niekompetencja sędziów? - zastanawia się wielu kibiców po kontrowersyjnym zwycięstwie Artura Szpilki z Mariuszem Wachem. W polskim boksie, jak na całym świecie, podobnych przypadków jednak nie brakuje.

„Skandal”, „Złodzieje”, „Punktował Stevie Wonder” - po sobotniej walce Artura Szpilki (22-3, 15 KO) z Mariuszem Wachem (33-4, 17 KO) nie brakowało takich opinii. Wygrał 29-letni „Szpila”, choć mocniej bił dziewięć lat starszy „Wiking”. W 10. rundzie miał też rywala na deskach. Jeden z sędziów punktował 97-93 dla Wacha, pozostali 95-94 i 97-93 dla Szpilki.

- Walka była bliższa remisu niż wydawało mi się na początku. Dalej natomiast uważam, że wygrał ją Wach. W boksie punktuje się cztery rzeczy: kontrolę ringu, skuteczną agresję, udaną obronę i mocne, czyste ciosy. Większość z tych aspektów w sobotę była po stronie Mariusza. I choć każdą rundę punktuje się osobno, moim zdaniem pięć czy sześć z nich spokojnie można zapisać na korzyść Wacha. Przy oczywistym nokdaunie z 10. rundy nie sposób wypunktować tej walki dla Szpilki. Choć 95-94 na jego korzyść nie jest skandalem - ocenia ekspert TVP Leszek Dudek, który w studiu po walce skrytykował decyzję sędziów.

Największe kontrowersje wzbudził werdykt Eugeniusza Tuszyńskiego, według którego Szpilka wygrał 97-93.

- Karta punktowa sędziego Tuszyńskiego świadczy o tym, że oglądał walkę jednym okiem, w którym ma dużą wadę. Nie wyobrażam sobie, żeby neutralny sędzia wypunktował szóstą rundę, w której Szpilka cały czas się odsłaniał, popełniał błąd za błędem i przyjął całą serię potężnych ciosów na linach, na korzyść Artura. To była najlepsza runda Wacha poza dziesiątą, w której posłał rywala na deski. Sędzia Tuszyński tego nokdaunu nie uwzględnił, co powinno skutkować zabraniem licencji. A domyślam się, że za kilka tygodni będzie punktował kolejne walki na gali jednego z promotorów - podkreśla Dudek.

- Trudno mi powiedzieć, czy w tym przypadku mamy do czynienia z niekompetencją, czy forowaniem zawodnika młodszego, bardziej perspektywicznego. Tego, który stoczy więcej kasowych walk, a na nich zainteresowane strony zarobią. Nie mam za to wątpliwości, że takie rzeczy dzieją się na całym świecie, w tym w Stanach Zjednoczonych. Zawodnik generujący większą pulę pieniędzy startuje do walki z minimum dwoma, trzema rundami zapasu. Tak było choćby w dwóch starciach Saula Alvareza z Giennadijem Gołowkinem. Nic się nie da z tym zrobić. Boks zawodowy potrzebuje zdecydowanych rozwiązań. Dopóki do tego nie dojdzie, pięściarze dla pewności powinni rozstrzygać walki bez pomocy sędziów, swoimi rękoma - dodaje.

Gospodarskie sędziowanie to w boksie nic nowego. Skorzystał na tym choćby... Wach, który w maju 2016 r. pokonał Luisa Marcelo Nascimento, choć chaotyczny Brazylijczyk sprawiał mu wiele problemów. Nie brakowało opinii, że na neutralnym terenie „Wiking” by przegrał. W Kędzierzynie-Koźlu sędziowie punktowali jednak 96-95, 96-94 i 98-92(!) dla Polaka.

Werdykty swoją drogą, ale w naszym boksie zdarzały się dziwniejsze sytuacje niż „wydrukowane” karty punktowe. We wrześniu decyzję walki pomiędzy Przemysławem Gorgoniem a Siergiejem Żukiem zmieniono... dwa dni po gali. Szef Polskiego Wydziału Boksu Zawodowego Krzysztof Kraśnicki wydał oświadczenie, w którym przyznał się do popełnienia pomyłki („z powodu chwilowej dekoncentracji, odwrócenia uwagi...”) przy wpisywaniu punktacji jednego z sędziów na kartkę zbiorczą. Błąd odkrył podczas rutynowej kontroli własnej pracy, którą wykonywał jako delegat techniczny. Wygrana Ukraińca została zamieniona na remis.

Jeszcze ciekawiej było dziewięć lat temu w Grodzisku Mazowieckim, gdzie Krzysztof Szot dał lekcję boksu i znokautował faworyzowanego Krzysztofa Cieślaka. Po walce okazało się, że był to pojedynek... pokazowy(!), choć kibiców oraz mediów nikt o tym wcześniej nie poinformował. Wydział Boksu Zawodowego PZB zareagował na sytuację stanowczo - pisemnie upomniał promotora gali.

>> DARIUSZ MICHALCZEWSKI: JAKO PROMOTOR ZNÓW POCZUŁEM SIĘ POTRZEBNY. BOKSOWAŁ JUŻ NIE BĘDĘ [WYWIAD] <<

Kontrowersji nie brakowało też w walkach mistrzowskich. W 2011 r. Krzysztof Włodarczyk w drugiej obronie pasa mistrza WBC wagi junior ciężkiej miał bardzo ciężką przeprawę z Francisco Palaciosem. Nawet Maciej Zegan (o którym za chwilę) apelował po walce, by nie być biernym na „złodziejstwo”, jakim według niego był werdykt korzystny dla „Diablo”. Polak wygrał niejednogłośnie, 118-112, 116-113 i 113-115. 1,5 roku później rozwiał wątpliwości pewnie punktując Palaciosa we Wrocławiu, niesmak jednak pozostał.

Wcześniej Włodarczyk kontrowersyjne wygrał też ze Stevem Cunninghamem. Po walce w Torwarze dwóch sędziów orzekło na korzyść Polaka (116-112 i 115-113), trzeci... 119-109 dla Amerykanina. W rewanżu górą był już - choć znów nie bez kontrowersji - „USS” (który narzekać na sędzów mógł również po drugiej walce z Tomaszem Adamkiem). „Diablo” poznał też jednak gospodarskie sędziowanie z drugiej strony. W 2009 r. we Włoszech powinien odebrać tytuł mistrza świata WBC z rąk Giacobbe Fragomeniego, ale sędzia ringowy nie zaliczył mu drugiego nokdaunu w dziewiątej rundzie, a punktowi orzekli remis.

Lista Polaków, którzy doznali kontrowersyjnych porażek na zagranicznych ringach jest zresztą długa. Andrzej Gołota był lepszy od Chrisa Byrda i Johna Ruiza i w obu przypadkach powinien zostać mistrzem świata wagi ciężkiej, sędziowie punktowali jednak odpowiednio remis i porażkę Polaka. Dariusz Michalczewski wciąż twierdzi, że nie przegrał z Julio Cesarem Gonzalezem walki, którą mógł wyrównać rekord (49-0) Rocky’ego Marciano. Wspomnianego Zegana w 2003 r. okradziono z pasa mistrza świata WBO wagi lekkiej. Sędziowie w niemożliwy do wytłumaczenia sposób zwycięzcą ogłosili bijącego się na co dzień w Niemczech Uzbeka Artura Grigoriana. Pięć lat później Zegan miał też ogromne pretensje po przegranej (już na polskiej ziemi) walce z Krzysztofem Cieślakiem. Kilka razy w ringu oszukano Rafała Jackiewicza, a w ostatnich latach choćby Mateusza Masternaka (w RPA) czy Dariusza Sęka (w Niemczech).

Popularne w MMA hasło „Nie pozostawiaj walki w rękach sędziów” w boksie ma chyba jeszcze szersze zastosowanie. No, chyba że ktoś walczy u siebie i pomagają mu ściany.

Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

>> NAJPIĘKNIEJSZA WALKA W HISTORII MMA? ZAWODNICZKI, KTÓRYM URODY ZAZDROSZCZĄ RING GIRLS [ZDJĘCIA] <<

Dariusz Michalczewski: Spotkam się w ringu z Royem Jonesem. Ale nie wiem, czy założymy rękawice. To ma być niespodzianka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl