Jeden z najlepszych bokserów naszych czasów, Naoya Inoue, po raz pierwszy od czterech lat walczył w Stanach Zjednoczonych; przedtem większość walk stoczył w swoim rodzinnym kraju – Japonii. Ku zaskoczeniu wszystkich „Kaibutsu” (Monster – Potwór) potrzebował zaledwie dwóch walk w wadze superkoguciej, aby zostać absolutnym mistrzem świata: był drugim bokserem, który zdobył tytuł absolutny w dwóch kategoriach wagowych. Mimo to Japończyk postanowił pozostać w tej kategorii wagowej i trzykrotnie skutecznie obronił swoje pojedynki, nokautując wszystkich rywali.
W zeszłym roku Naoya podpisał kontrakt z saudyjskim promotorem boksu Turki Al ash-Sheikh, który mocno stawia na Japończyków. Dlatego Inoue walczył w Las Vegas, a nie w swoim kraju. Przeciwnikiem Japończyka był Meksyko-Amerykanin Ramon Cardenas. „Dinamita” nie jest tak znany szerszej publiczności jak Inoue, ale to on dostał szansę walki z japońskim geniuszem. Cardenas stoczył 27 walk, z których 26 wygrał, choć nie miał zbyt wielu walk zakończonych przez nokaut – 14. Mimo to Ramon był drugi w rankingu WBA i pokonał wielu innych bokserów w kolejce do walki z „Potworem”.
– To dzieło mojego życia. Zawsze chciałem walczyć o tytuł mistrza świata. A walka o wszystkie cztery pasy to po prostu spełnienie marzeń. Zawsze wiedziałem, że nasze drogi kiedyś się skrzyżują. Nigdy nie wątpiłem w siebie. Dlatego, gdy tylko otrzymałem ofertę, natychmiast ją przyjąłem. Nie powiedziałbym, że to jak los na loterii. Ale kto odmówiłby walki o wszystkie cztery tytuły?
– mówił przed walką Cardenas.
Na początku walki „Dinamita” próbował wywierać presję na Japończyku, intensywnie wykorzystując proste, ale momentami Inoue skutecznie eksplodował atakami przednim sierpowym i potężnymi podwójnymi, a chęć Ramona do dalszych ataków zniknęła. W drugiej rundzie Inoue dał się ponieść atakowi i tuż po gongu dostał potężny lewy sierpowy rywala, co skończyło się nieprzyjemnym nokdaunem. Cardenasowi udało się zaskoczyć wszystkich już na samym początku walki i udowodnił, że nie wychodzi z niej tylko jako ofiara.
Ale „Kaibutsu” szybko się otrząsnął w przerwie i ruszył do ataku, próbując boksować jako numer jeden, podczas gdy Ramon nie wahał się wdawać w wymiany ze słynnym Japończykiem. „Dinamita” uderzał z wielką siłą i za każdym razem ciosy te były bardzo groźne. Naoya stosował wiele kombinacji, zmieniał poziomy, a w czwartej rundzie zobaczyliśmy starego „Monstera”: pod koniec segmentu Japończyk spuścił przeciwnikowi porządne lanie, pojawiły się serie potężnych ciosów bocznych, podwójnych i solidnych uderzeń w korpus, a Cardenas musiał po prostu osłonić się ciasną obroną w pobliżu lin.
Amerykanin w przerwie oprzytomniał, zaczął częściej odpowiadać na ataki Jspończyka i starał się trzymać go na dystans za pomocą mocnego ciosu prostego. Ale Inoue wciąż przebijał się do przodu. W szóstej rundzie Naoya ponownie przyparł pretendenta do lin i zasypał go gradem ciosów. Głowa Cardenasa latała na boki, ale on nadal stał na nogach, choć niepewnie. Sędzia nawet ostrzegł go, że musi się bardziej aktywnie bronić.
„Potwór” kontynuował ataki na początku drugiej połowy i mimo wszystko zdołał powalić rywala w siódmej rundzie. Tuż przed gongiem Ramon wpadł w narożnik po kolejnej potężnej serii prostych ciosów Japończyka, udało mu się jednak kontynuować walkę. Ale nie na długo. Już na początku ósmej rundy Inoue ponownie przycisnął pretendenta do lin i pokonał Cardenasa, który ledwo mógł ustać na nogach. Sędzia podjął decyzję o przerwaniu walki, uznając zwycięstwo Naoyi.
„Kaibutsu” na początku walki wprawił swoich fanów w zakłopotanie, niemniej później odwrócił się i pokonał silnego Cardenasa, który mimo porażki może uznać tę walkę za atut.

Japończyk obronił więc tytuł bezspornego mistrza świata.
Po tym zwycięstwie Inoue ma na swoim koncie 30 wygranych w 30 walkach zawodowych. Cardenas zwyciężył 26 razy i poniósł 2 porażki.
