W czerwcu ubiegłego roku do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku trafiły nagrania, które miały świadczyć, że były proboszcz z Bojana został fałszywie oskarżony i niesłusznie skazany za rozpijanie i molestowanie 15-letniej parafianki. Do przestępstwa miało dojść w grudniu 2009 r., a w 2011 r. Sąd Rejonowy w Wejherowie skazał duchownego na rok i cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na cztery lata.
Na taśmach, które trafiły do prokuratury, zarejestrowano dziewczęcy głos, opowiadający, że zarzuty wobec duchownego zostały sfabrykowane, a za prowokacją stoi lokalny biznesmen.
Ksiądz mówił, że nagrania dostarczył jego siostrzeniec, który miał blisko zaprzyjaźnić się z już 17-letnią dziewczyną i podczas kilku rozmów zdobył dowody. Do taśm pełnomocnik księdza dołączył opinię biegłego sądowego Bogdana Rozborskiego, z laboratorium fonoskopii z Łodzi, który stwierdził ich autentyczność.
Tymczasem powołany przez prokuraturę kolejny biegły, który badał zapisy nagrań znajdujących się na dowodowych dyktafonach i sporządził swoją ekspertyzę fonoskopijną, zakwestionował autentyczność nagrań, wskazując na ślady manipulacji. Na nagraniach zidentyfikowano głosy siostrzeńca księdza i jego kolegi.
- Biegły nie potwierdził natomiast, aby zarejestrowany na nagraniach głos damski należał do pokrzywdzonej dziewczyny ze sprawy wejherowskiej - wyjaśnia w komunikacie rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Grażyna Wawryniuk. - Ustalenia biegłego potwierdzone zostały również innymi dowodami.
Sebastian Ż. nie przyznał się do popełnienia przestępstwa. Jego kolega jednak się przyznał.
Śledztwo w sprawie fałszywego oskarżenia księdza zostało umorzone przez Prokuraturę Okręgową 3 kwietnia 2013 roku.
- Ksiądz Mirosław Bużan nie zgadza się z decyzją prokuratury - mówi mecenas Janusz Masiak, pełnomocnik duchownego. - Uważa, że śledztwo nie zostało prawidłowo przeprowadzone.
Jak już wcześniej pisaliśmy, dyktafony z taśmami dostarczone przez księdza zaginęły w prokuraturze po wykonaniu ostatniej ekspertyzy.