Ciało prezydenta Kaczyńskiego było zmiażdżone

Łukasz Słapek
Ciało Lecha Kaczyńskiego było w strasznym stanie - wynika z opisów jednego z lekarzy, który uczestniczył w sekcji zwłok polskiego prezydenta. Z opisu doktora Michaiła Pietrowicza Maksymienki, który pracuje w prosektorium smoleńskim, wynika, że zwłoki były dosłownie pomiażdżone. Były również pozbawione obu nóg.

Do lekarza dotarł "Nasz Dziennik", umieszczając na swoich stronach opis ciała prezydenta RP, który 10 kwietnia zginął w katastrofie lotniczej, kiedy samolot, którym leciał, podchodził do lądowania w czasie, gdy panowała gęsta mgła.

Z opisu przedstawionego przez smoleńskiego lekarza medycyny sądowej z ponad 20-letnim stażem wynika, że sekcja zwłok została rozpoczęta około godz. 1 w nocy i trwała do godz. 6. Poza Maksymienką, który stał na czele komisji lekarskiej przeprowadzającej oględziny zwłok Lecha Kaczyńskiego, brali w niej udział również szef kostnicy Siergiej Wasylijewicz Owczarow oraz jeszcze inny ekspert. Sekcji przyglądali się również - jak wynika ze słów eksperta - naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski oraz dwóch oficerów śledczych z komitetu do spraw szczególnie ważnych rosyjskiej prokuratury.

Jak mówi Maksymienko, wszystkie czynności związane ze szczegółowymi oględzinami pomiażdżonego ciała Lecha Kaczyńskiego były opisywane na głos. Słowom lekarzy uważnie przysłuchiwali się zarówno gen. Parulski, jak i obecny na sali konsul. Lekarz jednak nie wie, czy informacje, jakie przekazywał Polakom podczas wykonywania sekcji, były zrozumiane, ponieważ językiem, którym się posługiwano na sali prosektorium, był język rosyjski. - My mu wszystko pokazywaliśmy, ale on jakby... my o wszystkim przy nim rozmawialiśmy, on słuchał - opowiadał w rozmowie dziennikarzowi Michaił Pietrowicz Maksymienko.
Z relacji patologa wynika również, że dysponuje on materiałem zdjęciowym z przeprowadzanej tamtej nocy sekcji zwłok. Za godzinę zgonu przyjęto czas, w którym prezydencki Tu-154M rozbił się tuż przed pasem startowym wojskowego lotniska Smoleńsk-Siewiernyj.

W sekcji zmasakrowanego ciała prezydenta uczestniczyć miał polski prokurator wojskowy

Maksymienko mówi również, że zaraz po zakończeniu sekcji, zwłoki, które zidentyfikował brat prezydenta, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, zostały odwiezione na pokładzie samolotu do Moskwy. Jak mówi, na samo miejsce katastrofy został wezwany niemal natychmiast miejscowy lekarz dyżurny. On sam dotarł tam około godz. 12 polskiego czasu. Ciała ofiar znajdowały się wtedy na ziemi.

- Opisywaliśmy je i oznaczaliśmy i pracownicy ministerstwa spraw nadzwyczajnych wyciągali te ciała z miejsca katastrofy i rozkładali w odpowiednie sektory, potem ciała ofiar były wkładane do worków, do trumien i samolotami były wysyłane do Moskwy - mówi.

Lekarz twierdzi też, że na miejscu byli bardzo szybko również oficerowie polskiego Biura Ochrony Rządu. Stwierdził jednak, że nie wie, czy prawdą, jest, że rosyjscy dowódcy zabronili im pilnować ciał.
- My odjechaliśmy z miejsca katastrofy po przeprowadzeniu oględzin - twierdzi Maksymienko.
Zaraz po katastrofie oprócz rosyjskich służb do działań przystąpili również polscy specjaliści oraz prokuratorzy. Jak twierdzi portal wPolityce.pl, ich działania mogą budzić niepokój. Z relacji osób, na które powołują się dziennikarze, wynika, że prokuratorzy byli zbyt mało wnikliwi. - Byłem w Smoleńsku 10 kwietnia. Na lotnisko dotarłem tuż po katastrofie. Opowiedziałem prokuratorowi, co pamiętam. I to mu wystarczyło. Nie wyszedł poza przygotowane pytania. O nic nie dopytywał. Sam sobie zadawałem pytania doprecyzowujące. Odniosłem wrażenie, że wiem o tej katastrofie dużo więcej od niego - opowiada jedna z osób.

Według portalu małą dociekliwość prowadzących śledztwo osób widać w zeznaniach ważnych świadków z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta. Zeznawali oni przy okazji wątku dotyczącego organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Dziennikarze portalu zastanawiają się, dlaczego np. relacje niemal wszystkich przesłuchiwanych są krótkie. Podają przykłady, że oto protokół z przesłuchania pracownika Kancelarii Prezydenta, jedynego obecnego na lotnisku w czasie katastrofy, zajmuje zaledwie półtorej strony maszynopisu, zastępczyni Mariusza Kazany - dwie strony - zastępcy dyrektora departamentu spraw zagranicznych w KPRM też ma tyle samo, czyli dwie strony. To ci właśnie urzędnicy - według portalu - byli bezpośrednio zaangażowani w przygotowanie wizyty prezydenta w Katyniu i to oni mają o tym największą wiedzę.

"Prokurator jednak nie drąży, zadowala się tym, co dostaje w niemal swobodnej wypowiedzi" - mówi tekst.
W ubiegłym tygodniu wizytę w Moskwie złożył wojskowy prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski. Otrzymał tam 11 tomów akt prokuratury rosyjskiej, które dotyczyły ustaleń tamtejszych śledczych w sprawie katastrofy smoleńskiej.

W dokumentach przekazanych stronie polskiej brakuje jednak raportów z przeprowadzonych sekcji zwłok osób, które zginęły w katastrofie lotniczej 10 kwietnia. Moskwa tłumaczy, że dokumenty te nie zostały przekazane, ponieważ wciąż przeprowadzane są ekspertyzy DNA z kokpitu prezydenckiego samolotu.

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

P
Palipis
mgłę. PiS dobrze o tym wie.
L
Leo
Sekcja zwłok, oglądanie ciał, otwieranie trumien itd.
Wszyscy komentatorzy, którzy tak chętnie wypowiadają się na ten temat, może niech się najpierw zastanowią nad tym, w jakim stanie były te ciała po uderzeniu samolotu o ziemię. Samolot, jakby nie było, wytrzymałe, metalowe pudło, został rozbity w drobny mak. Niewiele elementów pozostało w całości. A co się stało z ciałami ludzi przy takim uderzeniu? Można sobie wyobrazić, jak się popatrzy na rozchlapane muchy, komary po uderzeniu w szybę jadącego samochodu. Ci ludzie po katastrofie lotniczej wyglądali podobnie. Szczątki ciał zmieszane z czymś, co było samolotem, z ziemią, drzewami...
Sekcja zwłok. To się tak prosto mówi. Ciała były porozrywane, trudno było je skompletować. Rosjanie pewnie starali się dopasować te resztki do siebie, ale czy było to możliwe? Nic dziwnego, że nie zalecali otwierania trumien. Oglądanie zmasakrowanych resztek ciał mogło być koszmarem jeszcze większym od samej śmierci.
W
WP
Prokuratorska kpina - Protokoły z sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej – to miało trafić do Polski w ostatniej paczce dokumentów przesłanych przez Rosję do polskiej prokuratury. To m.in. właśnie te dokumenty są, zgodnie z wypowiedziami polskich śledczych, obecnie najważniejsze. One mają pozwolić pchnąć polskie śledztwo do przodu. Jednak nie ma ich. Brak tych akt ostatecznie skazuje tezy polityków PO o wspaniałej współpracy z Rosją na ośmieszenie. Jednak stawia on również w bardzo kłopotliwej sytuacji polskich śledczych. Należy się bowiem zastanowić, dlaczego w Polsce nie zdecydowano się na przeprowadzenie własnych sekcji zwłok. Co sprawiło, że prokuratura nie zdecydowała się sprawdzić, dlaczego 96 bardzo ważnych dla państwa obywateli zginęło, co było przyczyną ich zgonu. Jakie motywy kierowały śledczymi: obawa o to, co mogliby ustalić, niechęć do robienia przykrości rosyjskim władzom, czy może sugestia Kremla, że trumien z ciałami ofiar (jeśli tam są – bo tego przecież nie wiadomo) nie należy otwierać. Zaniedbania polskich władz w całej sprawie są skandaliczne. Nie dość, że premier Donald Tusk wolał robić dobrze Putinowi niż wyjaśnić sprawę śmierci polskiej elity politycznej, to dodatkowo polskie państwo nie jest w stanie w sposób skuteczny przeprowadzić najprostszych czynności związanych ze śledztwem. Należy do nich właśnie przeprowadzenie sekcji zwłok. Autopsja jest jedną z podstawowych czynności związanych ze śmiercią w Polsce. Przy okazji każdego zgonu, który miał miejsce w szpitalu, bliskich zmarłego pyta się, czy chcą, by wykonano sekcję. Tymczasem w przypadku katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku nikt nie zadał takich pytań. Bliscy ofiar muszą domagać się zgody, by ekshumowano zmarłych i przeprowadzono autopsję. Polska prokuratura badając przyczyny katastrofy smoleńskiej zachowuje się, jakby działała według przyjętych ustaleń i bodźców, płynących z życia politycznego. Politycy partii rządzącej od początku wskazywali na błąd pilota oraz złe warunki pogodowe, jako prawdopodobne przyczyny katastrofy. Śledczy zdają się być przejęci tymi sugestiami i nie robią niczego, co mogłoby te opinie podważyć. - Zakpiono z Polski i z premiera Donalda Tuska – tak przesłanie Polsce ostatnich dokumentów skomentował Antoni Macierewicz. I trudno się z nim nie zgodzić. Tyle tylko, że to właśnie przez Donalda Tuska od 10 kwietnia Rosja kpi z Polski nieustannie. W tę kpinę wpisuje się i polska prokuratura, która obecnie działa w ten sam sposób, co Tusk tuż po 10 kwietnia. On decydując się na oddanie Rosjanom śledztwa uznał, że pewnych kwestii nie należy poruszać, żeby nie robić przykrości Putinowi i Miedwiediewowi. Teraz z kolei polscy śledczy wolą nie zadawać pytań o powód śmierci 96 członków delegacji państwa polskiego. I nie chodzi wcale o szukanie na siłę dowodów, że w Smoleńsku dokonano zamachu. Chodzi o to, że polski rząd woli nie sprawdzać, czy go dokonano. Nawet jeśli przyczyną śmierci ofiar katastrofy był – sowieckim zwyczajem – strzał w tył głowy, to polska władza i tak woli nie wiedzieć. Jeśli Smoleńsk 2010 był drugim Katyniem prawda o tym i tak nie zostanie ujawniona. Tym razem przy aktywnym udziale polskiego państwa, które w imię dobry stosunków z Rosją pewnych pytań woli nie stawiać, pewnych rzeczy woli nie sprawdzać...
F
Fang
Gdyby Rosjanie planowali że w prosektorium w Smoleńsku będzie sekcja zwłok dostojników z RP pewnie by się lepiej przygotowali.Niestety ten wypadek ich zaskoczył i nie przewidzieli że w złych warunkach atmosferycznych będzie lądowanie tego samolotu.
Wróć na i.pl Portal i.pl