To sprawa sprzed ponad pięciu lat, ale dopiero teraz miała swój finał w sądzie. 29 maja 2017 w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej ówczesny Komitet Obrony Demokracji współorganizował spotkanie „Rozmowy o Polsce”, którego gościem był Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”. Na spotkanie przyszło dwóch dziennikarzy z firmy Anita Gargas-Wojciechowska Media, która przygotowywała materiał do programu w TVP.
Już po oficjalnym spotkaniu obaj współpracownicy Telewizji Polskiej chcieli porozmawiać z A. Michnikiem. On jednak odmawiał udzielenia odpowiedzi. Dziennikarze podjęli więc trzy próby rozmowy. Za każdym razem Michnik jednak stanowczo odmawiał.
Z każdą próbą gęstniała też atmosfera pomiędzy osobami znajdującymi się w bibliotece a dziennikarzami. By uniemożliwić nagrywanie, jeden z działaczy KOD-u sam stanął z telefonem pomiędzy kamerą a Michnikiem. Z kolei Leszek Pielin, szef gorzowskich obrońców demokracji, zaczął szarpać za kamerę i domagać się opuszczenia sali przez dziennikarzy. Współpracownicy TVP twierdzili nawet, że miało dojść do uderzenia przez Pielina.
Sprawa zakończyła się aktem oskarżenia zarówno przeciwko Pielinowi, jak i nagrywającemu telefonem całe zdarzenie panu Zbigniewowi, który uniemożliwiał nagrywanie kamerą (nie było go w poniedziałek w sądzie, nie mamy więc zgody na podanie nazwiska). Prokuratura zarzuciła im, że „działając wspólnie i w porozumieniu z inną osobą stosowali przemoc wobec dziennikarzy”. Działacze obrońców demokracji mieli naruszyć artykuł 43 prawa prasowego. Mówi on, że „kto używa przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego albo do podjęcia lub zaniechania interwencji prasowej - podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”.
Sprawa przed Sądem Okręgowym w Gorzowie toczyła się od marca 2022. W poniedziałek 31 października zapadł wyrok. Postępowanie wobec L. Pielina sąd umorzył, a drugiego działacza - uniewinnił.
- Prawo prasowe nie stanowi immunitetu dla dziennikarza. Nie daje mu nietykalności, a tylko uprawnienia do tego, żeby mieć możliwość szerszego dostępu do zjawisk zachodzących w życiu społecznym. Nie może być tak, że dziennikarz będzie mówił, że nie można go dotknąć - mówił podczas uzasadniania wyroku sędzia Maciej Szulc.
- Przedmiotem programu telewizyjnego była działalność pana Michnika jeszcze z początku lat 90. i od tego czasu do dnia spotkania w Gorzowie minęło 27 lat. Nie było powodów, dla których po otrzymaniu odpowiedzi dziennikarze mieli naciskać na gościa spotkania. Jeśli pan Pielin mówił, że to spotkanie się skończyło i chce, by dziennikarze opuścili miejsce spotkania, to miał do tego prawo - argumentował sędzia Szulc. Mówił też o wadach samego aktu oskarżenia: - Jest on źle skonstruowany pod względem chronologii tego wydarzenia, ponieważ miesza zdarzenia, przedstawiając je w nieodpowiedniej kolejności, a co za tym idzie również w błędny sposób oceniając zachowania oskarżonych. Sąd nie doszukuje się też współsprawstwa. Sąd uznaje, że to było spontaniczne. Jedynym, co było wspólne, to niechęć do dziennikarzy i tego, jak się zachowywali - mówił sędzia. - Padało stwierdzenie, że jeden z dziennikarzy został uderzony w tył głowy przez pana Pielina. Nie ma jednak żadnego dowodu, że on to zrobił. Utrata panowania nad sobą była największym przewinieniem pana Pielina. Nie było to jednak działanie brutalne - kontynuował M. Szulc.
Czytaj również:
Miał żądać okupu za własną córkę, a później zabić żonę...
