Poniżej cała treść listu Pani Małgorzaty;
Szanowny Panie Prezydencie,
nie wiem na ile jest Pan świadom sposobu, w jaki funkcjonuje procedura rekrutacji dzieci do wrocławskich przedszkoli. Po dwóch (przegranych przeze mnie, a rozegranych na Państwa zasadach) walkach o wolne miejsce, nawet ja wciąż nie znam powodu, dla którego moja córka nie została nigdzie przyjęta.
Zacznę od początku: jestem osobą samotnie wychowującą córkę, mieszkamy pod Oleśnicą, ale codzienne dojazdy do Wrocławia, gdzie pracuję, powodują, że niestety nie mogę poświęcić dziecku tyle czasu, ile bym chciała, a w opiece nad nią muszą wspierać mnie rodzice. Może sobie Pan wyobrazić, że jest to, delikatnie mówiąc, niekomfortowe.
Przeprowadzka do miasta miała rozwiązać ten problem. Dostałam kredyt i kupiłam mieszkanie, przedszkole mam może 200 m od nowego miejsca zamieszkania - wspaniale! Jako samotny rodzic mam pierwszeństwo w rekrutacji dziecka - tak twierdzi system, więc nie martwię się zbytnio. Nie martwię się nawet, kiedy nie udaje mi się zdobyć miejsca w pierwszym etapie rekrutacji. Wybieram 3 inne przedszkola - położone dalej od nas, ale to jeszcze nie dramat - i składam wniosek. Przedwczoraj (18 lipca) otrzymałam wiadomość, że nie przyjęto nas w ŻADNYM ze wskazanych przedszkoli.
Dlaczego? Nie wiem. Wspaniały system rekrutacji nie raczy mi nawet wskazać ile uzyskałam punktów rekrutacyjnych, żebym przypadkiem nie mogła tego porównać z innymi dziećmi, które miejsca otrzymały. Skoro nawet ja (jako samotny rodzic - o czym przypominam specjalnie) nie mogę uzyskać miejsca w przedszkolu, to proszę mi powiedzieć: KTO MOŻE? Jakie zatem szanse mają pełne rodziny?! I wreszcie: kto otrzymał wolne miejsca? Nie chcę rzucać osądów, ani nikogo oskarżać, ale odpowiedź nasuwa się niestety sama.
Zanim dostanę odpowiedź, w której Miasto zapewnia mi wolne miejsce w publicznej placówce na drugim końcu miasta, przypomnę początek mojego listu: celem przeprowadzki do miasta była możliwość spędzania czasu z córką, skrócenie dojazdów do pracy, wyeliminowanie osób trzecich z opieki nad dzieckiem. Myśli Pan, że dojazd na drugi koniec miasta do przedszkola będzie zatem lepszy od dalszego mieszkania na wsi? Nie wydaje mi się. Jakie zatem warunki zapewnia miasto osobom, które się tu sprowadzają (które się wręcz do tego namawia, poprzez promocję miasta)?
Jak "WrocLOVE - Miasto Spotkań" pomaga funkcjonować swoim mieszkańcom, skoro nie zapewnia edukacji i rozwoju nawet tym najmłodszym?
Niecierpliwie czekam na odpowiedź, ale bardziej na podjęcie jakichś działań - nie w planach na 2020 r., tylko TERAZ. W obawie, że z powyższą treścią zapozna się osoba całkowicie oderwana od rzeczywistości, przypominam: mam kredyt, dziecko, pracuję i NIE MOGĘ rzucić pracy, by wspólnie z dzieckiem (bez przedszkola) spędzać czas w nowym mieszkaniu (bo zwyczajnie wygoni nas stamtąd bank). Uprzedzając kolejną absurdalną propozycję: na prywatne przedszkole mnie nie stać.
Nie chcę zatem obietnic. Chcę konkretnych działań. Nie za rok - natychmiast.