Zastanawiam się, co młody Dave wychowujący się w USA pomyślał, gdy odwiedził Polskę w latach 90. XX wieku. To musiał być dla Ciebie kompletny szok.
Zacznijmy od tego, że miałem prawie 5 lat, kiedy z rodzicami wyjechaliśmy na stałe z Polski do USA. Tamtych czasów, czyli połowy lat 80., za bardzo nie pamiętam. Ale kiedy w 1995 roku, mając 10 lat, odwiedziłem Polskę, rzeczywiście byłem naprawdę zdziwiony. Czułem się, jakbym znalazł się w jakimś ekstremalnie biednym kraju. Dzisiejszej Polski nawet nie da się porównać z tamtą. Moje wspomnienia z tamtego czasu wydają mi się dzisiaj się niemal nierealne.
Jak zapamiętałeś tamtą Polskę?
Po pierwsze, wszystko było brzydsze, starsze. W miejscowości, w której mieszkał mój dziadek - małe miasto w województwie świętokrzyskim, liczące może 20 tysięcy mieszkańców - nie było chodników, ulice składały się głównie z piachu i kamieni. To się oczywiście szybko zmieniło, ale wtedy tak było. Mówię rzecz jasna o mniejszych miejscowościach, bo ja znałem wtedy tylko taką Polskę. W dużych polskich miastach jako dziecko nie spędzałem czasu.
Pierwsza rzecz, na jaką zwróciłeś uwagę, to fakt, że wszystko było szare?
Dokładnie tak. Pamiętam, że wszystkie domy, bloki były szare i brzydkie. Wszędzie były też takie trzepaki do dywanów, na których bawiły się dzieci. Na pierwszy rzut oka było widać, że Polska była wtedy biednym krajem, że nie było za bardzo pieniędzy.
Co jeszcze zwróciło Twoją uwagę w tamtych czasach?
Dla mnie wtedy ciekawe było to, że praktycznie każdy w Polsce miał jakiś biznes. Ludzie mieli biznesy w piwnicach, w garażach, na rogach ulic. Pamiętam też, że uderzyło mnie, że naprawdę małe dzieci paliły papierosy i piły piwo. Nie wiem, czy tak było w całej Polsce, ale wiele razy widywałem dzieci, które stały pod tymi sklepami, piły i paliły. Mnie się to nie mieściło w głowie. Co ludzie, którzy sprzedawali im to piwo, mieli w głowach?
Wracałeś później do Polski w kolejnych latach. Kiedy zauważyłeś wyraźne oznaki, że nasz kraj zaczyna się zmieniać?
Kiedy byłem dzieckiem, nastolatkiem, to częściej przylatywałem do Polski. W 1995 roku wyglądało to naprawdę biednie. Trzy lata później przyleciałem znowu i było podobnie, ale zauważyłem wtedy, że ludzie mieli więcej rzeczy. Byłem też w Polsce m.in. w 2008 roku, ale naprawdę wielką zmianę dostrzegłem, gdy przyjechałem w 2015 roku. Wtedy spędziłem więcej czasu we Wrocławiu. Wcześniej wyobrażałem sobie Polskę przez pryzmat małych miasteczek, ale gdy poznałem Wrocław, to zrozumiałem: „Okej, jest inaczej”. Jednak pamiętam też, że gdy byłem 2008 roku na dworcu autobusowym we Wrocławiu, to był on po prostu paskudny. Strasznie brzydki i zaniedbany. A teraz? Dworzec jest super, jest nowoczesny, obok nawet znajduje się galeria handlowa. Wszystko jest bardzo ładne, pomalowane…
No właśnie, kiedy ta szarość ustąpiła miejsca kolorom?
Podczas mojej wizyty w 2008 roku na dzień dobry dostrzegłem, że wszystkie szare bloki zostały pomalowane. Wcześniej one były okropnie szare, więc zmiana była ogromna. Ale niektórzy właściciele budynków... poszli w drugą stronę! Są bloki pomalowane na ładne kolory, ale są też takie w kolorze limonki, jaskrawej zieleni albo fioletu... To jest okropne. Nie rozumiem, kto wybrał te kolory, ale ten człowiek powinien stracić pracę. Ogólnie kwestia kolorów kojarzy mi się mocno z Polską. Moja babcia wyjechała do USA jako pierwsza z rodziny i przez pewien czas wysyłała mi ubrania. To było jeszcze w latach 80., kiedy z rodzicami mieszkaliśmy w Polsce. Pamiętam, że mój tata był bardzo zdziwiony, gdy babcia przysłała mi czerwone koszulki. „Wow! Ta czerwień jest tak bardzo czerwona!” - mówił. I ludzie też to zauważali. Kiedy szedłem ulicą w takiej koszulce, to ona przyciągała wzrok przechodniów. Te kolory były bardziej… „kolorowe” niż wtedy w Polsce.
Dlaczego w ogóle Twoja rodzina wyjechała do USA?
Jak wspomniałem, babcia ze strony mojej mamy wyemigrowała w latach 80. My dołączyliśmy do niej później. A jaki był powód? Myślę, że po pierwsze, moim rodzicom nie podobało się wtedy to, jak wyglądało życie w Polsce. Do dzisiaj nie chcieliby wrócić do kraju. Wiem, że niektórzy Polacy mieszkający w USA tęsknią za Polską, mówią, że chcą wrócić, ale moi rodzice tak nie mają. Z tego, co wiem z opowieści rodziców, to w latach 80. żyło im się w Polsce bardzo ciężko. Mój tata jest lekarzem i na pewno uważał, że w USA mógłby zarabiać dużo więcej właśnie jako lekarz. Wtedy w Polsce zarabiał - w przeliczeniu - może kilkanaście dolarów miesięcznie. Dzisiaj to jest kompletnie nie do wyobrażenia. W sumie szkoda, że dalej tak nie jest w Polsce, bo jaki ja bym był bogaty! Oczywiście żartuję. Wiem, że kiedyś babcia wysłała rodzicom pocztą sto dolarów. To było prawie tyle, ile mój tata zarabiał w rok! Ciężko w to uwierzyć.
Jako dziecko nie pytałeś rodziców, dlaczego musicie zostawić życie w Polsce i przenieść się na drugą stronę kuli ziemskiej?
To ciekawe, ale w sumie nigdy nie pytałem ich wprost, dlaczego podjęli decyzję o emigracji. Myślę, że to po prostu było oczywiste.
W swojej książce piszesz, że Polacy w latach 90. byli chudzi.
Byli przeraźliwie chudzi! To jedno z najbardziej wyraźnych wspomnień, jakie mam z lat 90. Polacy byli megachudzi, zero tłuszczu - szczególnie dzieci. Ja byłem pulchniejszym dzieckiem, więc kiedy przyleciałem do Polski w 1995 roku, to pamiętam, że inne dzieci mówiły: „Przyleciał gruby Amerykanin!”. To było nieprzyjemne, choć dzisiaj rozumiem, że dla wszystkich grube dziecko było wtedy czymś absurdalnym. Dzisiaj nikt by tak nie pomyślał, teraz byłbym normalnym dzieckiem. Ale w tamtych czasach niemal każdy Polak to była chodząca skóra i kości. Co ciekawe, wszyscy moi kuzyni, którzy w tamtych czasach byli skrajnie chudzi i śmiali się ze mnie, dzisiaj są otyli. To też pokazuje, jak wiele się w Polsce zmieniło.
Ale z Amerykanami chyba nadal nie możemy w tej kwestii konkurować?
Faktycznie, często słyszę ten stereotyp, że Amerykanie są bardzo grubi. Pewnie, że są. Ale zawsze pytam: „Czy wy nie widzicie, jak wiele otyłych osób jest Polsce?”. Coraz mniej widać tę różnicę, szczególnie jeśli chodzi o starszych ludzi. Z moich obserwacji wynika, że starsi ludzie w Polsce codziennie wpie***ają (inaczej nie da się tego nazwać) ogromne ilości ciasta. Ciasto musi być do kawy, do herbaty. A poza tym w polskich domach niczego nie można zostawić na talerzu, wszystko trzeba w siebie wcisnąć. Czasem myślę, że ci ludzie zachowują się tak, jakby trwała jakaś wojna i każda drobina jedzenia była na wagę złota.
W USA jest odwrotnie?
W USA generalnie ludzie wiedzą, że problemem jest to, że jedzenia jest za dużo. I myślę, że w Polsce powoli ludzie też to widzą.
W dzieciństwie spotykała Cię dyskryminacja z powodu Twojego polskiego pochodzenia?
Przez długi czas mieszkałem w Filadelfii w polskiej dzielnicy. Tam jest naprawdę bardzo wielu Polaków. Idąc ulicami słyszy się w zasadzie jedynie język polski. Do dzisiaj żyją ludzie, którzy są tam od 30-40 lat i nie mówią po angielsku. Niektórym Amerykanom nie podobało się, że jest tam tak wielu Polaków i faktycznie spotykałem się z objawami dyskryminacji, czy niechęci z uwagi na moją narodowość. Ale generalnie warto wiedzieć, że to jest bardzo nietypowe zachowanie dla większości USA. W innych miejscach, gdy ludzie dowiadywali się skąd pochodzę, często reagowali słowami: „Wow! Jesteś z Polski? To ciekawe!”. Natomiast w Filadelfii reakcją było: „Ech, jeszcze jeden!?”.
Jakie nieprzyjemne teksty słyszałeś pod swoim adresem?
Ludzie mówili często „F***ing Polack”. „Polack” to słowo obraźliwe, można je przetłumaczyć jako „Polaczek”, albo coś w tym stylu. Było tego trochę, szczególnie z dziećmi, chociaż moja mama też tego doświadczyła od dorosłych.
Z drugiej strony przez dzieci w Polsce musiałeś być traktowany jako supergość, przybysz z innego świata.
Rzeczywiście, dla Polaków przez wiele lat Ameryka była lepszym światem. Pamiętam, że kiedyś w Polsce bawiłem się na placu zabaw z innym dzieckiem. Gadaliśmy sobie i powiedziałem mimochodem, że mieszkam w Stanach, a do Polski przyleciałem tylko na lato. To dziecko mi nie uwierzyło, myślało, że kłamałem. Dla niego USA to było jak miejsce mityczne. To było niemożliwe, że ktoś stamtąd mógł przyjechać do Polski. Dla niego było to zupełnie nierealne.
Przez całe dekady Polacy uważali Stany Zjednoczone niemal za raj. Wszystko co amerykańskie było z definicji lepsze - muzyka, ubrania, styl życia. A czy jest coś, w czym to Polacy biją Amerykanów na głowę?
Polacy mają w Stanach opinię ludzi bardzo pracowitych. Amerykanie najczęściej uważają, że Polacy są „fachowcami”. Na przykład jeśli nasi rodacy w USA budują lub remontują swoje domy, to te domy są naprawdę ładne, bardzo zadbane, porządnie zrobione. Polacy mają opinię ludzi, którzy chcą mieć ładne, dobre, solidne rzeczy. I tym faktycznie wyróżniają się na tle Amerykanów. A drugą taką cechą jest polska gościnność.
Polacy są bardziej gościnni od Amerykanów?
Zdecydowanie. Jeśli idziesz do Amerykanina do domu, a nie znasz go za dobrze, to on praktycznie nigdy nie zaproponuje ci np. niczego do picia. Musisz sam zapytać, czy możesz się czegoś napić. Natomiast jeśli idziesz do Polaka, to ten od razu poda ci kawę, herbatę, zaproponuje pierogi, gołąbki, bigos. Polacy zawsze coś mają i czymś cię poczęstują. Nawet jeśli nie mają przygotowanego posiłku, to chociaż zrobią ci kanapkę. A Amerykanie ogólnie najczęściej niczego nie mają w lodówce.
Faktycznie, ciężko wyobrazić sobie, że przyjmujesz gości i nie proponujesz im czegoś do picia lub zjedzenia.
Zawsze kiedy organizowałem imprezę u mnie w domu, to przygotowywałem też jedzenie. Zazwyczaj jakieś przekąski, ale czasem nawet coś konkretniejszego. Pewnego razu podczas jednej takiej imprezy podszedł do mnie mój kolega Amerykanin i powiedział: „Wiesz, dopiero jak ciebie poznałem, to pomyślałem, że na imprezach można mieć jedzenie! To jest dobry pomysł!”. A w Polsce to jest przecież obowiązkowe, że na imprezie musi być jedzenie.
Polacy dziś są innymi ludźmi niż w latach 90.?
Jasne, że tak. To widać szczególnie w dużych miastach, chociażby w restauracjach. Idziesz do knajpy i kelner wita cię z uśmiechem, jest miły, zagaduje. Jeszcze w 2008 roku wydaje mi się, że takie zachowanie było wielką rzadkością. Ja wtedy nie mogłem tego zrozumieć, nie wiedziałem, jak ludzie mogą tak żyć. W USA każdy się do siebie uśmiecha, zamieni przynajmniej kilka zdań. A w Polsce wtedy było kompletnie odwrotnie. Pamiętam, że byłem kiedyś w supermarkecie i gdy podszedłem do kasy, to zagaiłem do pani kasjerki: „Dzień dobry. Jak tam wszystko?”. A ona na to: „Co to znaczy?! Co wszystko?! Jakie wszystko?!”. Ja chciałem jedynie niewinnie zagadać, a ona zrobiła groźną minę i skanowała moje produkty, jakby wyrządziły jej jakąś krzywdę. Z takimi reakcjami często wtedy się spotykałem.
Teraz jest inaczej?
Tak, teraz różnica jest kolosalna i to nie tylko w przypadku młodych ludzi. Wczoraj byłem w supermarkecie i przy kasach samoobsługowych stała pani, która pomagała klientom. Miała może 40 lat. Była bardzo miła, zagadywała, rzucała śmiesznymi tekstami. Za każdym razem, gdy przyjeżdżam do Polski, to stwierdzam, że ludzie są coraz bardziej otwarci. I to jest fajne.
Twoim zdaniem Polacy dostrzegają, jak wielką przemianę przeszedł nasz kraj?
Myślę, że jest z tym bardzo różnie. Nawet kiedy byłem już starszy i przyjeżdżałem do Polski, to ludzie często pytali mnie: „Wow, USA to najlepszy kraj na świecie, a ty przyleciałeś tutaj, do Polski? Zwariowałeś?!”. Tak to mniej więcej brzmiało. Musiałem tłumaczyć, że po pierwsze Stany Zjednoczone wcale nie są takie supergenialne, a po drugie - w Polsce wcale nie jest tak źle, jak oni myśleli. Ale mam świadomość, że Polska wykonała olbrzymi skok w bardzo krótkim czasie i może ludziom mieszkającym w Polsce trudniej było to dostrzec niż osobom, które odwiedzały Polskę co kilka lat i mogły porównać sobie każdą taką wizytę. W 2015 roku leciałem do Polski z moim kolegą Amerykaninem. Pamiętam, że przed podróżą spytałem go złowieszczo: „Are you ready to enter Eastern Europe?”. Ale gdy wylądowaliśmy w Polsce, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wtedy zrozumiałem, że Polska to już wcale nie jest Eastern Europe. On był zdziwiony, nie rozumiał, dlaczego go straszyłem. „Przecież tu jest ładnie!”. Cóż, miał rację.
To właśnie obserwując różnice między Polską a USA postanowiłeś założyć kanał na YouTube?
Moja koleżanka przez długi czas mówiła, że powinienem napisać książkę, w której opisałbym wszystko, o co ludzie mnie ciągle pytali. Ja ogólnie często mówiłem, że coś jest bardzo polskie i ludzi to interesowało, byli zdziwieni, że jakieś ich zachowanie nie jest powszechne poza Polską. W Stanach łatwo to dostrzec - kiedy jesteś z Polonii, to widzisz, że pewne twoje zwyczaje różnią się od tego, jak żyją Amerykanie. Wtedy łatwo zrozumieć, że są rzeczy, które są po prostu polskie. Ale żyjąc w Polsce, wiele osób nie ma tego porównania. Np. wielu ludzi było zdziwionych, kiedy mówiłem, że w USA ludzie nie jedzą kapusty tak często jak Polacy. Kiedy więc na okrągło spotykałem się ze zdziwieniem, gdy mówiłem, że coś jest bardzo polskie, to chodziły mi po głowie myśli, żeby może faktycznie napisać książkę. Ale z czasem pomyślałem, że lepiej byłoby nagrać coś na YouTube. Najbardziej popchnęły mnie do tego rzeczy, które wkurzały mnie w Polsce. Czułem, że muszę o tym powiedzieć, nawet gdyby miało to obejrzeć mało osób. Bo po prostu tak mnie to wkurzało.
Co konkretnie denerwowało Cię w Polsce?
Chyba jeden z pierwszych filmów na moim kanale dotyczył tego, że kiedyś w sklepach, gdy czekałeś w kolejce, to kasjerki tak nieprzyjemnie wrzeszczały: „Zapraszam!”. Nie były miłe, były agresywne, miały srogie, groźne miny. Niby mówiły: „Zapraszam”, ale ja wcale nie czułem się zaproszony, wręcz przeciwnie. Kompletnie tego nie rozumiałem. Inną niezrozumiałą dla mnie rzeczą było to, że Polacy... boją się wiatru. Boją się przeciągu, klimatyzacji. W Stanach nigdy o czymś takim nie słyszałem. Myślałem, że tylko moja babcia tak myśli, ale uznawałem, że po prostu jest osobą starszą i ma jakieś swoje dziwne pomysły. A potem dowiedziałem się, że istnieje cały naród, który boi się przeciągu! Co więcej - Polacy zdawali się myśleć, że to jest normalne, że wszyscy ludzie na świecie boją się wiatru! Kompletny odlot. O tym też czułem potrzebę powiedzenia w filmie. Chciałem pokazać, że nie każdy myśli tak jak Polacy. W Stanach jest dużo różnych kultur, każdy ma inne pochodzenie. Ludzie są bardziej różni od siebie. Nieraz mam wrażenie, że wszyscy w Polsce są tacy sami. Wydaje się, że wszyscy są katolikami - nawet niewierzący. Wszyscy byli wychowani w ten sam sposób. To tak, jakby Polacy wszyscy mieli tę samą mamę. Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi.
Co jest najchętniej oglądane na Twoim kanale?
Ja potrafię gadać o wszystkim, ale zauważyłem, że czasami najgłupsze tematy wywołują najwięcej reakcji. Jakiś czas temu zrobiłem filmik o surówce w USA i Polsce. Ludzie bardzo chętnie to oglądali i komentowali. Albo film o kawie - jakie są różnice w Polsce i Stanach. To też ludzi zaciekawiło. Generalnie bardzo chętnie są oglądane filmy, w których poruszam po prostu zwykłe, codzienne kwestie.
W końcu napisałeś też książkę.
Tak, nadal czułem potrzebę, żeby coś napisać i cieszę się, że udało się to zrobić. Generalnie odbiór książki był pozytywny. Ludzie pisali do mnie, że dzięki niej mogli spojrzeć na „polskość” z nieco innej perspektywy. Myślę, że to jest zawsze ciekawe i wartościowe, jeśli można spojrzeć na siebie z nieco innej strony.
Zbliżają się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Jak ważne są one dla Polonii amerykańskiej?
Trzeba pamiętać, że większość Polonii w Stanach stanowią ludzie starsi. I ogólnie nawet z badań wynika, że seniorzy częściej głosują niż młodzi. Tak po prostu jest. Ale czasami ludzie głosują w USA i w Polsce. Ja nie mam problemu z tym, że Polonia może głosować w Polsce, bo skoro ludzie są obywatelami Polski, to powinni mieć takie prawo. Ale od strony etycznej myślę, że jeśli nie mieszkasz w danym kraju, jeśli podejmujesz świadomą decyzję, że przeprowadzasz się do innego państwa, to nie powinieneś decydować, jak mają żyć ludzie, którzy zostali w tym kraju. Ale to tylko moje zdanie.
