Psycholożka Maria Rotkiel: Matka też może być samotna

Anita Czupryn
Psycholożka Maria Rotkiel: Nie musimy wchodzić we wszystkie role, które są nam narzucane. Mamy prawo do słabości, do trudnych momentów. Ale o to prawo do przeżywania ich musimy niestety zawalczyć
Psycholożka Maria Rotkiel: Nie musimy wchodzić we wszystkie role, które są nam narzucane. Mamy prawo do słabości, do trudnych momentów. Ale o to prawo do przeżywania ich musimy niestety zawalczyć Sylwia Dąbrowa
Spotykają cię trudne rzeczy? To wyszarpuj sobie szczęście. Odważnie. Egoistycznie. Z każdej sekundy. Pamiętaj, że masz siebie. I masz inne kobiety wokół siebie – mówi psycholog Maria Rotkiel.

Kiedy usłyszałam tytuł Pani książki „Samotność kobiet”, pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, była taka, że nie ma bardziej samotnej kobiety niż samotna matka. Potem – że wielką samotność odczuwają też wdowy.

Samotność ma bardzo wiele twarzy; każda kobieta na różnych etapach życia przeżywa ją inaczej. Moja książka nie jest tylko o samotności. To opowieść o trudnych momentach, które przychodzą do nas niezależnie od tego, czy jesteśmy samotnymi matkami, rozstałyśmy się z kimś, kogoś straciłyśmy, czy po prostu przeżywamy czas, w którym nie mamy bliskich obok. Takie doświadczenia są zawsze bardzo indywidualne. Tyle jest odsłon samotności, ile kobiecych historii. Każda z nas, słysząc słowo „samotność”, pomyślałaby pewnie o czymś innym, bo zawsze odwołujemy się do własnych przeżyć. Kiedy ja myślę o samotności, to przede wszystkim mam przed oczami samotność w związku, w relacji – bo to moje osobiste doświadczenie.

No właśnie, dzieli się Pani tym doświadczeniem w książce.

Tak, bo myślę, że każda z nas ma w życiu takie chwile, kiedy czuje się samotna. I te momenty mają różne odcienie. Czasem ta samotność jest widoczna na pierwszy rzut oka: po prostu zostałyśmy same. Ale bywa też taka, która woła w ciszy. Teoretycznie mamy bliskich obok, mamy do kogo się zwrócić, a mimo to czujemy się samotne. W książce podkreślam, że kiedy spotykają nas trudności, kryzysy, to choćbyśmy miały wsparcie, i tak musimy przejść przez nie same. Z naszymi problemami zostajemy w ostatecznym rozrachunku same — to my musimy podjąć decyzję, to my odpowiadamy sobie na najtrudniejsze pytania. Dlatego uważam, że samotność to też nasza towarzyszka. I warto ją oswoić, zrozumieć, zaakceptować. Ale trzeba też pamiętać, że to towarzystwo bardzo obciążające psychicznie. Z natury, zwłaszcza my, kobiety, jesteśmy prospołeczne. Dlatego podnoszę taką kwestię: z jednej strony oswójmy samotność, zrozummy ją i zaakceptujmy, że będzie się w naszym życiu pojawiać. Ale z drugiej, uczmy się dbać o siebie i o dobry kontakt z samą sobą. Bo wiem, i z doświadczenia kobiet, z którymi pracuję, i z własnego życia, że jeśli mamy kontakt ze sobą, jeśli potrafimy się sobą zaopiekować, to samotność boli mniej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓

Pani zdaniem samotność kobiet w Polsce to wciąż temat tabu? Udajemy, że nas to nie dotyczy, a środku wszystko w nas krzyczy?

Uważam, że tematem, którego naprawdę nie rozumiemy i nie chcemy poruszać, jest w ogóle kobiecość i jej sens. Nie musimy wchodzić we wszystkie role, które są nam narzucane. Mamy prawo do słabości, do trudnych momentów. Ale o to prawo do przeżywania ich musimy niestety zawalczyć. Kobiety najpierw zajmują się dziećmi, potem pracą, później starszymi członkami rodziny. Cały czas jesteśmy uwikłane w społeczne oczekiwania. Od nas się wymaga, żebyśmy dawały radę, żebyśmy pełniły kilka ról jednocześnie. To jest potwornie obciążające. Kobieta, która tupnie nogą, nie zgodzi się na coś, natychmiast jest posądzana o bycie histeryczną i to w tym pejoratywnym rozumieniu. A przecież nasza emocjonalność to nasza siła. To właśnie dzięki niej widzimy więcej, czujemy więcej, rozumiemy więcej. Jednak, gdy się buntujemy, mówimy o naszym cierpieniu czy potrzebach znów słyszymy: „Histeryczka”! Uważam, że przed kobietami jeszcze długa droga, by wywalczyć sobie prawo do bycia asertywną, skoncentrowaną na sobie, czasem nawet egoistyczną. Nadal istnieje ten przestarzały etos kobiety, która rozumie innych, opiekuje się innymi, ustępuje. Słyszę czasem: „Jesteś kobietą, powinnaś to zrozumieć”. I myślę: „Ale dlaczego”? Jestem człowiekiem jak każdy inny. Nie muszę wszystkiego rozumieć, wszystkiego brać na siebie, wszystkiego wybaczać. Nie muszę przesuwać swoich granic tylko dlatego, że natura stworzyła mnie do rodzenia dzieci.

Zapytam z innej strony - czy samotność może być też luksusem, nawet jeśli niektórzy powiedzą, że to tylko pudrowanie cierpienia?

Pudrujemy cierpienie wtedy, gdy jesteśmy nieszczere przed sobą. Najważniejsze to usiąść w ciszy, zadać sobie pytanie i usłyszeć odpowiedź: czy mi jest dobrze? Jeśli naprawdę chcemy być blisko siebie, jeśli chcemy zająć się sobą, odpocząć, skupić się na swoim wnętrzu, to samotność, w sensie bycia samą, może być czymś bardzo wartościowym. Boli nas wtedy, gdy bardzo pragniemy empatycznej, dojrzałej, karmiącej bliskości, ale taką bliskość też możemy sobie same dać. To, jak przeżywamy samotność, czy ona jest wyborem, czy cierpieniem, w dużej mierze zależy od nas. Ludzie z natury są istotami stadnymi. Jeśli nie chcemy być sami, to są wokół nas osoby, które chętnie do naszej przestrzeni wejdą. Samotność, jak każdy kryzys, to etap, który możemy przejść po swojemu i na własnych zasadach.

To jest też pytanie o to, czy samotność można przeżyć dojrzale?

Absolutnie tak. Dojrzale, to znaczy w szczerości ze sobą: co mi odpowiada, co jest dla mnie dobre, a co trudne. Dojrzale, czyli z poczuciem sprawczości: jeśli coś jest trudne, to staram się temu zaradzić, zaopiekować się sobą. Dojrzale, to również z uważnością na własne emocje, z pozwoleniem sobie na ich przeżywanie. Przede wszystkim z pozwoleniem sobie na to, żeby się sobą zaopiekować. Myślę, że kobiety powinny się tego uczyć. Tego, jak opiekować się sobą, począwszy od zrobienia sobie dobrej kawy i powiedzenia: „Teraz mam 15 minut tylko dla siebie i nie zamierzam się niczym zajmować”, aż po rzeczy dużo bardziej złożone, głębsze. I tego właśnie uczy samotność. Bo w samotności, chcąc nie chcąc, musimy się sobą zająć. Zobaczyć siebie, usłyszeć siebie. I to jest ta ogromna szansa.

Co się zmienia w kobiecie, kiedy przestaje się bać samotności?

Zaczyna być przede wszystkim asertywna, bo wie, że może sobie zapewnić bardzo wiele. Zaczyna być twarda, niepokorna, bo nie wpuszcza do swojego życia byle kogo. Zaczyna się sobą opiekować – więc bywa posądzana o egoizm. Ale staje się swoją najlepszą przyjaciółką. Jeśli nauczymy się samotności, to nauczymy się ciepłego, pełnego miłości bycia ze sobą. A to moim zdaniem jest fundament relacji z innymi. Przestajemy zadowalać się ochłapami, które ktoś nam rzuca. Stajemy się odporne na manipulacje. Potrafimy urządzić swoją przestrzeń na własnych zasadach. Nikt nie mówi nam, co jest dla nas dobre; same to wiemy. I to są właśnie wartości.

Które kobiety są Pani zdaniem najbardziej narażone na destrukcyjną samotność?

Najpierw trzeba zdefiniować, czym ona właściwie jest. Destrukcyjna samotność to ta, która nas rani, sprawia cierpienie. Wynika często z tego, że jesteśmy zależne od innych. A prawda jest taka, że w pewnym sensie zawsze będziemy zależne, bo potrzebujemy człowieka, potrzebujemy bliskości. Ale w tej samotności możemy się nauczyć, że relacje da się budować na własnych zasadach. Przez pryzmat własnych potrzeb, a nie żebrania o czyjąś uwagę. Bliskość może mieć różne formy: przyjaciółka, sąsiadka, koleżanka od herbaty w weekend. Takie relacje nie muszą być bardzo głębokie, a jednak mają ogromną wartość. Destrukcyjna samotność zaczyna się tam, gdzie czujemy, że bez najbliższych: bez partnera, rodziny jesteśmy niepełne. To jest nieprawda. Zasadniczo jesteśmy kompletnymi osobami, które mogą sobie zorganizować dobre życie. Oczywiście, jego jakość, radość, przyjemność rośnie, gdy pojawia się bliskość. Ale tę bliskość możemy też sobie same dać.

Chciałabym jeszcze wrócić do tematu samotności w macierzyństwie. Jakie zdania najczęściej słyszy Pani w gabinecie od matek na ten temat?

Najczęściej mówią, że zostały same. Z dylematami, lękami, rozterkami, obowiązkami. Macierzyństwo to także wiele niepokoju. Sama zostałam mamą w wieku 38 lat. Wcześniej, mając 36–37 lat, wydawało mi się, że pozjadałam wszystkie rozumy i jestem już bardzo mądra. Macierzyństwo mnie przeraziło. Pojawiło się we mnie mnóstwo lęków: o dziecko, o jego zdrowie, o to, czy dobrze je wychowam. To mnie przytłoczyło. I kobiety często o tym mówią, że nie mają z kim o tym porozmawiać. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy szczególnie w okresie macierzyństwa budowały kobiece relacje. Takie nasze symboliczne kobiece wioski. To mogą być inne mamy, koleżanki naszych dzieci. Nie muszą to być przyjaciółki od serca, ale kobiety, które nas rozumieją w tym konkretnym obszarze. Takie, do których można zadzwonić i zapytać: „Czy możesz odebrać mojego młodego z przedszkola? Bo stoję w korku”. A my odwdzięczamy się, kiedy trzeba. Albo powiedzieć: „Wiesz, moje dziecko mnie dzisiaj strasznie męczy, mam go po prostu dosyć”. I one to rozumieją. Bo tylko inna matka naprawdę to zrozumie. Najlepiej taka, która jest na podobnym etapie. Mama nastolatka zrozumie, kiedy mówimy, że mamy ochotę uciec z domu. Mama niemowlaka – kiedy płaczące dziecko budzi nas dziesiąty raz w nocy, a my już nie mamy siły. Inni, choćby nie wiem jak dobrzy, często są skłonni do krytyki. Bo od matek oczekuje się, że będą nadludźmi. To okrutne. Kobiety są często samotne właśnie w tym rozdźwięku między szczęściem a zmęczeniem, między zachwytem a strachem. Często słyszę też o rozczarowaniu partnerem, że nie zawsze mężczyzna potrafi naprawdę stanąć do współodpowiedzialności. Że kobiety są pogubione, bo budują siebie na nowo i nie wiedzą, co zrobić ze starymi przyzwyczajeniami, potrzebami. To są kobiety aktywne zawodowo, które czują rozdarcie. I ta samotność wynika z niemożności przegadania głębokich, trudnych dylematów: co z moją pracą? co z moim wyglądem, który się zmienia? co ze zdrowiem, które czasem się pogarsza? Dlatego uważam, że antidotum na to może być zwrócenie się ku partnerowi; jeśli mamy to szczęście, że jest empatyczny. I dopuszczenie go do tej sfery. A jeśli nie mamy takiego partnera, co się niestety zdarza, to poszukanie innych kobiet. Kiedyś dzieci wychowywały całe wioski: babcie, ciotki, sąsiadki. Dziś kobieta zostaje z macierzyństwem sama. Samotna w logistyce, samotna wieczorem, kiedy dziecko śpi, a ona jest wykończona i nie wie, co dalej. Czy wracać do pracy? Jak pogodzić etat z macierzyństwem? Jak sobie poradzić finansowo, logistycznie? I nie ma z kim o tym pogadać. Wtedy najlepszą rozmówczynią bywa inna matka.

Dobrze to pokazał serial „Matki pingwinów”.

To właśnie przykład tego, że człowiek w podobnej sytuacji może być dla nas ogromnym wsparciem. Zawsze powtarzam moim pacjentkom: rozglądajcie się za grupami wsparcia. Jest ich wiele dla kobiet w podobnym momencie życia. I mam nawet taką tezę, że dobra grupa wsparcia może być równie cenna jak terapia. Bo chodzi o relację z kimś, kto naprawdę czuje i rozumie to, co mówimy. Co ważne, nie musimy się z tą kobietą rozumieć we wszystkim. Możemy być zupełnie różne: jedna jest z natury hipiską, druga to konkretna bizneswoman. Możemy się nie zgadzać w wielu kwestiach zawodowych, życiowych czy światopoglądowych. Ale zmęczenie, rozdarcie, codzienna pomoc, to są rzeczy, które nas łączą. I to, moim zdaniem, jest ogromnym ukojeniem, które matki mogą sobie wzajemnie dawać. Dlatego w macierzyństwie warto dopuścić do siebie drugą kobietę, pokazać jej swoją słabość. To był mój pomysł, który sprawdził się rewelacyjnie. Stworzyłam wokół siebie siatkę wspierających mam i jesteśmy w kontakcie do dziś, choć nasze dzieci mają już po 10–12 lat. Nadal sobie pomagamy: jak któreś dziecko choruje, przyniesiemy rosołek, podwieziemy kogoś do pracy czy szkoły. To właśnie ta codzienność, w której tak często brakuje nam pomocnego ramienia, szczególnie jeśli mężczyzna nie stanowi dla nas pełnego oparcia.

Jeszcze 20–30 lat temu o samotności w macierzyństwie mówiło się rzadko. Miało się wrażenie, że to temat niewygodny, bo burzy wizerunek Matki Polki. Czy ten obraz wciąż jest obecny w świadomości współczesnych matek?

Oj tak, ten obraz Matki Polki wciąż jest żywy. Mam wrażenie, że to nasze przekleństwo; nasz ciężar. Nikt nie mówi i ja też tego nie mówię, że macierzyństwo to udręka. Większość kobiet zgodzi się, że jest wspaniałe. Ale chodzi o to, by mówić, że macierzyństwo ma różne twarze. Twarz matki to także twarz zapłakana, zmęczona, rozdrażniona i samotna. Tymczasem Matka Polka to wciąż ta, która jest wiecznie zachwycona i bierze wszystko na swoje barki. Choć moim zdaniem, to się powoli zmienia, dzięki książkom, wywiadom, czy rozmowom takim jak nasza, to nadal bywa tak, że gdy kobieta mówi: „Czuję się samotna”, spotyka się z niezrozumieniem. „Jak to samotna? Przecież masz dzieci!”. No mam. Ale dzieci nie zastąpią dorosłego człowieka, z którym mogę odbyć dojrzałą rozmowę; który mnie wesprze i pocieszy. Dzieci nie są od pocieszania. Do pewnego wieku nie ugotują sobie obiadu, nie odbiorą się z przedszkola. Potrzebują opieki. Relacja z dziećmi nie jest relacją partnerską; przez wiele lat to relacja, w której to one opierają się na nas. Czerpią nasz czas, siły, emocje. Oczywiście, my też coś dostajemy. Ich miłość jest wielką nagrodą. Gdyby nie to, pewnie padłybyśmy ze zmęczenia. Ale to nie jest ta relacja, która nas społecznie, psychicznie nakarmi. Przez lata odbierano matkom prawo do mówienia o zmęczeniu i samotności. Oczekiwano, że sam fakt bycia matką uczyni je permanentnie szczęśliwymi, odpornymi na wszystko. To ogromne nieporozumienie. Na szczęście to się zmienia. Coraz częściej pokazuje się tę drugą stronę macierzyństwa: zmęczenie, nieumyte głowy, podpuchnięte oczy. I bardzo dobrze, że to się pokazuje. Dziewczyny, które dopiero myślą o macierzyństwie, muszą wiedzieć, że to nie jest tylko sielanka.

Moja mama wszystko dźwigała na własnych barkach, wszystko musiała ogarniać. To przekazywała: że matka musi dźwigać, bo dzieci, bo kredyt, bo rodzina. Bo wizerunek.

Od poprzednich pokoleń przejmujemy to, co piękne i wartościowe: ideały, ważne przekonania, ale też uczymy się rzeczy trudnych i obciążających. Dostajemy w pakiecie ich ciężary, ich negatywne schematy. I większość z nas niesie je dalej przez życie. Choć trzeba przyznać, że współczesne kobiety to już inne pokolenie, które w dużym stopniu potrafi odcinać więzy przeszłości: modę odejść od partnera, jeśli nie jest dla mnie naprawdę partnerem. Pracuję, jestem niezależna finansowo. A jednak pewne postawy wciąż są z nami. To umęczenie, zaciskanie zębów, samotność z wyboru: „Nie będę się nikomu żalić, nie powiem, co się dzieje w moim domu”. To właśnie jest samotność, którą sobie same fundujemy. Bo jeśli nie powiesz innej kobiecie: „Słuchaj, u mnie jest ciężko, jestem wykończona”, to jak masz dostać wsparcie? Może ona odpowie: „U mnie też tak jest”. I już możecie ze sobą porozmawiać, dać sobie nawzajem ukojenie. Jeśli tylko udajemy, że wszystko jest super, to jak mamy przestać czuć się samotne? Żeby nie być samotną, potrzebna jest otwartość. Potrzebne jest zaufanie, choćby do innych kobiet.

Które z historii opisanych w książce są dla Pani najważniejsze, najmocniej Panią poruszyły?

Dla mnie każda kobieta, którą spotkałam w życiu, miała swoją historię do opowiedzenia i każda była poruszająca. Mam w głowie setki kobiecych opowieści. Życia by mi nie starczyło, żeby je wszystkie spisać. A jednak każda z nich porusza mnie na swój sposób. I zawsze, niezależnie od tego, jak trudna była ta opowieść, na końcu zachwyca mnie jedno: że my, kobiety, mimo wszystko potrafimy być szczęśliwe. Mamy w sobie ogromną siłę. Zawsze dodaję – pomimo wszystko. Spotykają cię trudne rzeczy? To wyszarpuj sobie to szczęście odważnie, egoistycznie, z każdej sekundy. I pamiętaj: masz siebie i masz inne kobiety wokół siebie. To mnie niezmiennie zachwyca, że w najtrudniejszych momentach życia potrafimy odnaleźć w sobie odnaleźć odwagę, by być szczęśliwymi.

Książka

Maria Rotkiel, "Samotność kobiet", Wydawnictwo Marginesy, 2025 r.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Czegoś takiego jeszcze nie było! Elektryczny samolot wylądował na lotnisku

Czegoś takiego jeszcze nie było! Elektryczny samolot wylądował na lotnisku

„To rozdziera serce”: lekkoatletki schodzą z podium bojkotując transeksualnego rywala

„To rozdziera serce”: lekkoatletki schodzą z podium bojkotując transeksualnego rywala

Wróć na i.pl Portal i.pl