Nie milczy, kiedy trzeba mówić. Nie ucieka od tematów, które inni wolą omijać. Kiedy w ubiegłą niedzielę na Placu Konstytucji w Warszawie wzięła mikrofon do ręki mówiąc: „Mój mąż zawsze bronił praw kobiet. Głosujcie na Rafała!” – widać było, że nie stanęła tam jedynie jako żona kandydata na prezydenta. Ma doświadczenie i głos. Nie chce być tłem. Nie zamierza tylko reprezentować. Ale też nie ukrywa, że ma misję. Małgorzata Trzaskowska była w tej kampanii jedną z najbardziej zaangażowanych spośród innych przyszłych Pierwszych Dam, jakie mieliśmy szansę poznać. Jeśli Rafał Trzaskowski zamieszka w Pałacu Prezydenckim, można się spodziewać, że jego żona wniosłaby do pałacu coś, co w polskiej polityce wciąż wydaje się tak rzadkie, a mianowicie autentyczność.
Ma 46 lat. Ślązaczka, urodzona w Rybniku, w Krakowie ukończyła Akademię Ekonomiczną. Z Rafałem Trzaskowskim poznała się w 1997 roku, w Kolegium Europejskim w Natolinie. W rozmowie z magazynem „Vogue” Małgorzata Trzaskowska opowiadała o początkach swojej relacji z Rafałem Trzaskowskim, nazywając ich spotkanie miłością od pierwszego wejrzenia. Jak wspominała, podczas wizyty u brata na zakończeniu roku Kolegium Europejskiego, dostrzegła Rafała z daleka i jak sama przyznała, pomyślała nagle: „To będzie mój mąż”. Przeczucie to nawet dla siebie samej uznała za zaskakujące, a jednak intuicja okazała się trafna. Ślub wzięli w 2002 roku. Mają dwójkę dzieci: córkę Aleksandrę i syna Stanisława, którego imię nawiązuje do przodka Rafała, Stanisława Wojciecha Trzaskowskiego, sędziego i wojskowego. Wychowują dzieci po swojemu, w duchu wolności i odpowiedzialności. – Kościół nie zdał egzaminu, gdy PiS atakował sądy czy prawa kobiet – wypowiadała się Małgorzata Trzaskowska, dodając wprost. – Dlatego nie posłaliśmy dzieci na religię, a nasz syn nie przystąpił do pierwszej komunii. Wielu naszych znajomych zerwało relacje z Kościołem. A ci, którzy je utrzymują, robią to często z powodu presji starszego pokolenia.

Muzotok - Arek Jakubik - Social Media Disco x 5 Deresza
Zawsze bliżej jej było do działania niż do etykiet. Zawodowo związana była z warszawskim ratuszem przez ponad dekadę – od 2007 do 2019 roku. Przez te dwanaście lat pracowała w stołecznym ratuszu: zajmowała się promocją miasta, rozwojem gospodarczym, współpracą z NGO-sami. Jej praca zbiegła się z kadencją prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Z pracy w ratuszu zrezygnowała w 2019 roku, kiedy to jej mąż objął urząd prezydenta Warszawy. Zrobiła to, żeby uniknąć konfliktu interesów. Ale z życia publicznego bynajmniej nie odeszła. Zaczęła działać jeszcze bardziej intensywnie: współpracowała z Feminoteką, prowadziła warsztaty w szkołach, koordynowała projekt „Młodzi Liderzy”, wspierający kompetencje przywódcze wśród młodzieży. Wspierała organizacje społeczne, zawsze starając się być blisko ludzi i ich spraw. Pojawiły się też kontrowersje – organizacja MiniCiti, z którą była związana, została skrytykowana za profrekwencyjną kampanię, w której konserwatywni wyborcy zostali przedstawieni w sposób uznany za krzywdzący. Rafał Trzaskowski zapewnił, że jego żona nie brała udziału w przygotowaniu spotu. Ale sam fakt, że wokół niej zawiązała się taka debata, pokazuje, jak bardzo wymyka się stereotypowi cichej towarzyszki prezydenta. Zatem gdy ona sama mówi, że nie będzie milczącą Pierwszą Damą, to wiadomo, że nie jest to deklaracja kampanijna. W rozmowie z TVN24 mówiła o tym wprost: - Nie zamierzam tylko reprezentować. Chcę działać.
Na liście jej priorytetów są prawa kobiet, edukacja emocjonalna, zdrowie psychiczne młodzieży. A także, co wielokrotnie sama podkreślała, leczenie traum i rozmowy bez tabu i upominanie się o prawa tych, którzy często nie mają jak krzyczeć. Długo była osobą prywatną i tę prywatność bardzo chroniła. – Czasy są jednak wyjątkowe i dziś naszym obywatelskim obowiązkiem jest angażowanie się w sprawy zasadnicze – mówiła już w 2018 roku w rozmowie z „Vogue Polska”. To chyba był w jej życiu ów moment przełomowy, bo od tamtego jej obecność w przestrzeni publicznej stawała się coraz wyraźniejsza.
Posłanka PO Agnieszka Pomaska w jednym z wywiadów mówiła o Trzaskowskiej: „To osoba, z którą każdy chciałby pójść na kawę i porozmawiać”. Faktycznie, szybko skraca dystans, a w relacjach z innymi stara się być uważną. Tematów trudnych nie unika, wręcz przeciwnie, otwarcie o nich mówi, przyznając, że milczenie nikomu nie pomaga. I tak w rozmowie z Onetem opowiedziała o stracie swoich dwóch ciąż: – Po narodzinach pierwszego dziecka zaczęliśmy starać się o kolejne. Straciłam dwie ciąże. Drugą w piątym miesiącu. Lekarze byli zmuszeni wywołać przedwczesny poród. Gdyby do tej straty doszło teraz, nie zdecydowałabym się po raz kolejny zajść w ciążę, bo z prawem, które obecnie obowiązuje, bałabym się o swoje zdrowie i życie – mówiła.
Teraz nie zadaje retorycznych pytań. Z bólem pyta: - Mówi się, że Polki nie chcą rodzić dzieci, ale jak mają to robić, skoro odbiera się im podstawowe prawa do decydowania o sobie, do bezpieczeństwa, do ochrony własnego zdrowia?
I nie traktuje tego jako politycznych haseł. Nie jest to deklaracja polityczna, lecz egzystencjalna – kobieta, która sama przez to przeszła, nie zgadza się na odbieranie innym kobietom prawa do decyzji i bezpieczeństwa. Ma świadomość, jak wiele innych kobiet codziennie przechodzi przez podobne doświadczenia. Jej doświadczenia przekładają się na jej zaangażowanie. Mówi o potrzebie edukacji emocjonalnej w szkołach, o leczeniu traumy, prawach kobiet, wsparciu zdrowia psychicznego młodzieży. Nie są to dla niej modne hasła; traktuje je jak życiowy program.
Małgorzata Trzaskowska publicznie opowiedziała też o własnej walce z rakiem piersi. Guz pojawił się pół roku po kontrolnej wizycie. – Mój przypadek pokazuje, że nawet wizyta u lekarza raz w roku to za mało. Musiałam zawalczyć o zdrowie. To były traumatyczne i długie miesiące. Czekanie na wyniki, tysiące scenariuszy w głowie i strach przed tym, co będzie jutro. Ale udało się dzięki profilaktyce – informowała w mediach społecznościowych. Dodając: „Badajcie się. Nie odkładajcie. Nie zwlekajcie”.
Aktywna jest w mediach społecznościowych, ale bez przesady – nie epatuje codziennością. Choć ostatnio, z okazji Dnia Matki Małgorzata Trzaskowska opublikowała w mediach społecznościowych osobisty wpis, w którym wspomina swoją zmarłą mamę. Nazwała ją pierwszą przewodniczką i autorytetem, podkreślając jej obecność, empatię i troskę. Do wpisu dołączyła archiwalne fotografie z dzieciństwa, pokazujące więź łączącą je w rodzinnych, domowych realiach Rybnika. Zwróciła tym samym uwagę na swoje przywiązanie do wartości rodzinnych, pamięci o bliskich i emocjonalnej spójności między tym, co prywatne, a tym, co publiczne. Pokazuje również, że to nie publiczne deklaracje budują jej wizerunek, ale autentyczność i odniesienia do własnych doświadczeń. Częściej jednak swojej obecności używa świadomie, do promowania wartościowych inicjatyw. Ostatnio była to wizyta z Jolantą Kwaśniewską w Domu Pomocy Społecznej „Wójtowska”, gdzie otwarto kolejny Kącik Babci i Dziadka. Małgorzata Trzaskowska mówiła wtedy: – Musimy się wspierać i rozmawiać. Gdy kobiety się łączą, mogą przenosić góry.
Bycie Pierwszą Damą to dla niej nie jest ceremonialny zaszczyt. Bardziej istotna jest możliwość działania. I nie chodzi tu wcale o wielkie słowa, a chodzi o konkrety takie jak pomaganie, profilaktyka, edukacja. Oraz bliskość.
W sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” z 2020 roku 43,8 procent Polaków uważało, że Pierwsza Dama powinna komentować bieżące sprawy społeczne i polityczne. 44 procent stało wtedy na stanowisku, że Pierwsza Dama nie powinna tego robić. Mamy podzielone społeczeństwo, ale historia uczy, że aktywne Pierwsze Damy potrafiły zmieniać społeczną percepcję władzy. Przykładem jest Jolanta Kwaśniewska: jako Pierwsza Dama była samodzielna, medialna i lubiana. Maria Kaczyńska, choć raczej cicha, to jednak mocno zaznaczała swoją obecność. Agata Kornhauser-Duda to długo milcząca towarzyszka prezydenta Dudy, potem może nieco bardziej widoczna, ale nadal powściągliwa.
Jeśli chodzi o Małgorzatę Trzaskowską, to możemy być pewni, że jeśli zostanie Pierwszą Damą, nie zamierza ani stać z boku, ani milczeć. Nie chce być ikoną bez treści, ale silną, świadomą kobietą, która, jak pisała ostatnio o swojej mamie – opatruje nie tylko zdarte kolana, ale i głębsze rany. Jeśli w czerwcu 2025 roku zamieszka w Pałacu Prezydenckim, nie będzie to przeprowadzka żony prezydenta. Możemy sobie wyobrazić, że w pałacu zamieszka kobieta z charakterem, która nie będzie dodatkiem do męskiego życia publicznego; która wie, co znaczy ból, czym jest bliskość, i co to naprawdę znaczy działać.