Wtedy nie wiadomo było jeszcze, w którą stronę Ameryka skręci, ale już widać było, że skręt będzie bardzo mocny. Pomyślałem więc, że rozmowa z tak doświadczonym dyplomatą o możliwych konsekwencjach tego skrętu może się okazać bardzo ciekawa.
Tylko jak ją zacząć, gdy nie wiadomo, w którą stronę ten skręt zostanie wykonany? Przypomniałem sobie książkę, którą czytałem kilkanaście lat temu na wakacjach w Syrii i Libanie, w dodatku ambitnie, bo w oryginalnej wersji językowej. Zapytałem Frieda o „Narodziny i upadek mocarstw” Kennedy’ego - a jemu natychmiast błysnęły oczy. Oczywiście, znał - w końcu klasyka. W dodatku klasyka ważna, ponadczasowa, cały czas aktualna. Ambasador chętnie wciągnął się w rozmowę. Choć, jak to on ma w zwyczaju, z przekorą, na kontrze. „Ta książka została zbudowana na całkowicie fałszywej tezie, że upadek Stanów Zjednoczonych jest nieuchronny. Pod tym względem wpisywała się ona w intelektualną tradycję obecną w USA, którą określa się mianem deklinizmu, schyłkowości. Chodzi o przekonanie, że schyłek Ameryki ma być nieodwracalny i pozostaje tylko się z nim pogodzić” - mówił mi Fried. I od razu wskazał, jak bardzo ta pozycja, wydana po raz pierwszy w 1988 r., okazała się pod tym względem nietrafiona. W końcu USA to cały czas państwo numer 1 na świecie, niemal pół wieku po jej premierze.
Teraz do naszych rąk trafia jej polska wersja, bardzo elegancko wydana przez wydawnictwo Prześwity. Po raz kolejny można się przekonać, jak potężne to dzieło. Nie da się go sprowadzić do prostej konkluzji, że przewidywania upadku potęgi USA są przesadzone. To erudycyjna wyprawa w głąb światowej cywilizacji na przestrzeni dziejów. Paul Kennedy prowadzi nas przez kolejne zmiany w globalnym układzie sił, pokazując, jak głodne sukcesu kraje odnoszą wielki sukces, by potem załamać się pod wpływem własnych kryzysów. Schemat uniwersalny - ale sposób, w jaki Kennedy go opisał, robi wrażenie także dzisiaj. Bo wszystkie potęgi upadają. Tyle że nigdy nie wiemy, kiedy do tego dochodzi.
