O przykrym wydarzeniu poinformowało w sobotę OSP Wojtkowa (pow. bieszczadzki).
- To był dom rodzinny naszego kolegi, który dalej jest strażakiem. Przykra sprawa, wszystko zaczęło się palić jeszcze nad ranem. Tyle szczęścia w nieszczęściu, że kolega zdążył wyjść z budynku. Udało się uniknąć większej tragedii - mówi Daniel Markowicz, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Wojtkowej.
- Dom spłonął doszczętnie. Alarm usłyszeliśmy jeszcze przed godziną 7, przyjechaliśmy praktycznie natychmiast. Budynek stał całkowicie w ogniu, jak tylko pojawiliśmy się na miejscu, zawalił się płonący dach. Po prostu paliło się wszystko - opowiada prezes Markowicz.
Na razie przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana. Daniel Markowicz podkreśla, że dom był w fatalnym stanie. Dach był załamany i wszystko nadawało się do remontu, ale do budynku cały czas podłączony był prąd. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przyczyną mogło być zwarcie. Niestety, nie udało nam się skontaktować z bieszczadzką strażą pożarną ani policją.
Na miejscu pożar gasiło około ośmiu zastępów straży pożarnej, m.in. z Ustrzyk Dolnych, Ropienki czy właśnie Wojtkowej. Mężczyzna stracił niestety cały dobytek, ale druhowie z OSP nie zamierzają zostawić go samego z tym dramatem.
- Mamy już zapytania ze strony organizacji czy osób zajmujących się pomocą poszkodowanym. Będziemy chcieli zrobić zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy dla kolegi, który stracił dom. Chodzi o ubrania, meble itp. Od straży staramy się zapełnić paczkę, żeby kolega, pomimo tej tragedii, miał normalne święta - opisuje D. Markowicz.
