Powinniśmy już mieć za sobą burzliwą dyskusję na temat powołań do reprezentacji. W tym roku nic takiego nie nastąpiło. Jedyne, o czym się mówiło podniesionym głosem, to fatalna kontuzja bramkarza Drągowskiego we Włoszech w kilka dni po powołaniu do kadry. Nie widać też zniszczeń na płotach wokół hotelu z kadrowiczami, które próbowali sforsować fani czy fotoreporterzy. Nie ma wreszcie rozbioru na czynniki pierwsze przedturniejowych sparingów reprezentacji - z tego prostego powodu, że taki mecz zagrała jeden, na dodatek bez Lewandowskiego i Zielińskiego.
Zgoda, Polacy mają teraz na głowie o wiele ważniejsze sprawy niż piłka nożna, a mundial w Katarze zbiera cięgi niczym nowicjusz na stoperze. Ale mimo wszystko warto na parę tygodni zapomnieć o szarej rzeczywistości i łamaniu praw człowieka przez szejków. Tak jak to robią Duńczycy. Protestowali, póki mogli, a teraz skupiają się na grze. Licho wie, jak długo Polacy poczekają na kolejny mundial. Może czterdzieści lat - jak wieszczył kiedyś kasiarz „Duńczyk” w filmie „Vabank”.
