Historyk wytyka fantazję reżysera w jednej z nowszych produkcji „Mistrz”, którego bohaterem jest bokser Tadeusz Pietrzykowski. Film jest z 2020 roku, gdzie rozstrzeliwanie więźniów przed Ścianą Śmierci odbywa się za pomocą broni do… uboju bydła.
- Kogoś poniosła fantazja. Rozstrzeliwano przy pomocy broni małokalibrowej, czyli karabinkiem z tłumikiem – podkreśla Igor Bartosik. - Z relacji esesmanów znamy szczegółowo sposób rozstrzeliwania więźniów.
Innym nadużyciem jest scena rozstrzeliwania w kostnicy krematorium I, w filmie „Kornblumenblau” (1988). Owszem, tam też odbywały się egzekucje, ale nie przez strzał z bliska w tył głowy z pistoletu, jak to zostało pokazane.
- Kompletną fikcją jest przyjście na egzekucję do krematorium komendantowej obozu, która - przed szefem obozowego wydziału politycznego - domaga się ułaskawienia dwóch więźniów, z którymi była w jakiejś bliższej zażyłości – dodaje historyk.

Muzyka i psy na rampie
Jednym z wielu mitów o tematyce obozowej jest muzyka podczas przyjazdu pociągu z transportem na rampę w Brzezince, czy już podczas selekcji, mająca na celu uspokojenie przeznaczonych na śmierć.
- Jeśli ktoś z ocalałych z transportu, bo przecież nie wszyscy przywiezieni ginęli od razu w komorach gazowych, wspominał o odgłosach muzyki, mógł coś takiego zapamiętać. Nie wynikało to jednak z obecności orkiestry przy selekcji – tłumaczy Igor Bartosik. - W sąsiedztwie rampy wyładowczej, na odcinku BIB, w obozie kobiecym, w jednym z baraków mieszkała orkiestra obozowa. Zwyczajnie mogła mieć próby. Podczas największego nasilenia przybywających transportów Żydów węgierskich na zagładę, a było to w okresie od maja do sierpnia 1944, selekcje odbywały się praktycznie przez całą dobę, a życie obozowe toczyło się swoim rytmem.
Podczas selekcji na wielu filmach widać esesmanów z psami, co – zdaniem historyka – także jest nadużyciem. Z relacji członków Sonderkommando wiadomo, że żołnierze z psami, jeśli już, byli bardziej w pobliżu obiektów zagłady. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach eksterminacji Żydów, w 1942 roku, kiedy zabijano w prowizorycznych komorach gazowych, na które zaadaptowane zostały dwie wiejskie zagrody.
- Psy były szkolone do agresji wobec więźniów w pasiakach, a w transportach przybywali przecież ludzie w cywilnych ubraniach – tymi słowami Igor Bartosik obala kolejny częsty filmowy mit.
Selekcja na rampie w Birkenau
Selekcji nowoprzybyłych więźniów nie może zabraknąć w żadnym filmie o tematyce obozowej. Jej pokazanie nie jest zwykle doskonałe. Wiadomo, że ludzie z transportu byli okłamywani o rzekomo czekającej ich kąpieli. Z relacji świadków Sonderkommando wiemy, że ofiary przychodziły pod krematoria spokojne i nieświadome czekającej ich rychłej śmierci.
W filmie „Koniec naszego świata” (1964), selekcja pokazana jest jako zbiorowy przemarsz przed obliczami esesmanów, całymi rodzinami. Błąd. Selekcje przeprowadzano osobno dla kobiet i dzieci oraz mężczyzn. Ustawiono ludzi w kolumny, piątkami w każdym szeregu.
W tym samym filmie pokazane jest też, że jedna z niespokojnych młodych dziewcząt, która otrzymała szansę na życie, nie chce się odłączyć od rodziny. Nagle esesman odprowadza ją za barak i tam zabija strzałem z pistoletu.
- Mógł się zdarzyć taki przypadek, ale to nie w niemieckim stylu – analizuje Igor Bartosik. - Władzom obozowym zależało głównie na tym, aby selekcję przeprowadzić sprawnie oraz utrzymać ofiary w nieświadomości czekającego ich losu. Nikt nie decydowałby się na zabijanie ludzi z broni palnej w pobliżu miejsca selekcji.
Dla potwierdzania swoich słów historyk przeciwstawia obraz selekcji z filmu „Triumf ducha” (1989 rok), gdzie została ona oddana najbardziej realnie. Tam też jedna z kobiet, której podarowano dalsze życie w obozie, nie chce odłączyć się od rodziny. Esesman z uśmiechem na twarzy pozwala jej zostać z bliskimi, kierując wszystkich do gazu.

W „Triumfie ducha” wiernie oddany jest też klimat selekcji. Ustawienie przybyłych w dwóch kolumnach i poddanie selekcji najpierw kobiet i dzieci, a dopiero potem mężczyzn. Pokazane są emocje przerażonych ludzi oraz pomoc więźniów funkcyjnych, sprzątających odzież z transportu, przybyłym na rampę. Jeden z nich, szepcze młodemu chłopcu, by powiedział, że ma 16 lat, choć w rzeczywistości jest 12-latkiem. Chłopiec, przed obliczem esesmana, odpowiada, że ma 16 lat. Dzięki temu zostaje skierowany do obozu. Otrzymuje szansę na życie.
Z kolei w serialu amerykańskim „Wojna i pamięć” (1988), pokazane jest też wyjmowanie z wagonów zwłok ludzi zmarłych, bo przecież nie wszyscy potrafili przeżyć kilku czy kilkunastodniową podróż w ekstremalnych warunkach.
Proces zagłady
W samej akcji zagłady też są nieścisłości. W „Pasażerce” (1963) Andrzeja Munka esesman wrzuca granulat będący nośnikiem gazu, kiedy jeszcze ofiary wchodzą do rozbieralni. Nie można było wprowadzić ludzi do pomieszczenia napełnionego gazem ani też wprowadzać kolejnych ofiar do rozbieralni, kiedy inni byliby jeszcze w komorze gazowej. Po zabiciu jednej grupy ludzi, trzeba było nie tylko z komory usunąć zwłoki do części przeznaczonej do ich spalenia, ale uprzątnąć rozbieralnię, tak, aby nowi ludzie nie czuli zaniepokojenia.
Munk pokazał w tym fragmencie też ludzkie oblicze mordercy, kiedy dziecko, przed wejściem do rozbieralni, podchodzi do esesmana i beztrosko głaska po głowie trzymanego przez niego psa, a żołnierz się uśmiecha.
- W tej scenie widzimy mnóstwo dzieci, więc być może jest to nawiązanie do likwidacji żydowskiego sierocińca z Wilna, z 1943 roku. Wówczas przywieziono właśnie dużo dzieci, w wieku od 7 do 10 lat. Tak wspominają świadkowie – zwraca uwagę historyk.
Najmocniejszą sceną zabijania w komorze gazowej jest ta z serialu „Wojna i pamięć”. Idący na śmierć główny bohater, Arron Jastrow, grany przez Johna Gielguda, przed wejściem do krematorium odwraca się, by spojrzeć na księżyc. W filmie główny bohater trafia do Birkenau z getta w czeskim Terezinie, a 8 marca 2025 roku minie 81. rocznica zagłady w Birkenau Żydów z Terezina.

- Ze wspomnień członka Sonderkommando Załmena Gradowskiego wiemy, że właśnie podczas zagłady Żydów z Terezina była piękna, gwiaździsta i księżycowa noc. Wiele ofiar, przed wejściem do budynku krematorium, mając świadomość swego tragicznego losu, ostatni raz spoglądała na piękne niebo – wyjawia Igor Bartosik.
W samym momencie zabijania w filmie „Wojna i pamięć” jest błąd. Do komory nie wrzucano całych puszek z gazem, jak to zostało pokazane, a jedynie jego nośnik, czyli wsypywano granulat nasączony cyjanowodorem. Pokazanie momentu umierania ludzi w komorze gazowej robi mocne wrażenie.
- Główny bohater w ostatniej chwili życia modli się, a wiemy z relacji świadków tych akcji, że ludzie w ostatniej chwili życia wołali o pomoc, albo właśnie się modlili – informuje Igor Bartosik. - Jestem zwolennikiem tego, żeby nie pokazywać pewnych rzeczy dosłownie, przekraczając pewne bariery. Powinno się zachować szacunek dla ofiar i nie obnażać ich.
Zdaniem historyka, filmem mającym najmniej przekłamań i błędów merytorycznych, jest właśnie „Triumf ducha”.
