Głosujemy na tych, którzy podzielą się z nami łupami

Marek Kęskrawiec
Marek Kęskrawiec
Szymon Starnawski /Polska Press
Zdaniem wielu komentatorów ostatnie kampanie wyborcze doprowadziły już do skrajnego spolaryzowania polskiego społeczeństwa. Wyborca stojący po drugiej stronie politycznej barykady już nie jest tym, który się myli, ale stał się wrogiem, który na dodatek służy różnym ciemnym siłom.

Ten fatalny dla naszej wspólnoty narodowej proces podziału jest oparty na pojęciach, które w III RP mocno zmieniły swe znaczenie albo wręcz stały się mitami. Jednym zdaniem: naszczuci na siebie przez polityków Polacy kłócą się dziś o Polskę, której nie ma, zaś działacze partyjni wypisują na sztandarach hasła, którym daleko do rzeczywistości.

Gdzie Rzym, a gdzie Krym

Najlepszym przykładem jest stary podział na lewicę i prawicę. Teoretycznie zdecydowana większość Polaków nawet obudzona w środku nocy powie, że prawica do Konfederacja oraz PiS, centrum to PO i PSL, a lewica to Lewica. Wystarczy jednak przyjrzeć się problemowi z bliska, by dojść do wniosku, że albo z partiami jest coś nie tak, albo z pojęciami. Podział na lewicę i prawicę został wymyślony w zupełnie innej rzeczywistości, podczas rewolucji francuskiej, kiedy to na sali zgromadzenia narodowego przedstawiciele arystokracji i duchowieństwa zasiadali po prawej stronie, a ludzie domagający się zmian i emancypacji ludu, po lewej.

Spójrzmy, jak to wygląda dziś w Polsce. Mieniące się prawicą Prawo i Sprawiedliwość odwołuje się do religii i tradycji oraz z niechęcią patrzy na liberalne przemiany społeczne oraz cywilizacyjne: rosnący kosmopolityzm i emancypację mniejszości. To jest niewątpliwie rys wpisujący się w klasyczne pojęcie prawicy. Z drugiej jednak strony, europejska prawica zawsze opowiadała się za ograniczaniem roli państwa, za samodzielnym kształtowaniem życia przez jednostki i zarazem za braniem przez te jednostki pełnej odpowiedzialności za swój los, w tym również za status materialny.

Takiej charakterystyce blisko do poglądów głoszonych dziś przez Konfederację, ale równocześnie niezwykle daleko do polityki prowadzonej przez PiS. Klasyczną prawicę cechuje bowiem oszczędność, wykluczająca nadmierne pochylanie się nad ludźmi ubogimi, a zatem też rozwinięte programy społeczne i transfery socjalne, na których opiera się popularność partii Jarosława Kaczyńskiego.

Podejście PiS do ekonomii, którego główną cechą jest „rozdawanie ryb, a nie wędek”, niechęć (często słuszna) do liberalizmu gospodarczego oraz działania zmierzające do powtórnej centralizacji państwa i ograniczenia praw samorządów - to wszystko cechy dawnej lewicy, niekoniecznie demokratycznej. Politycy PiS w oficjalnych wypowiedziach reagują na takie „oskarżenia” wielkim oburzeniem, ale w prywatnych rozmowach niektórzy wręcz uważają, że złamanie podręcznikowego podziału sceny politycznej to dowód na geniusz prezesa PiS. Nie byłoby zapewne tej strategii, gdyby nie rządy SLD z lat 2001-2005.

Spadkobierca PZPR uciekł wtedy ostatecznie z pozycji lewicowych w stronę neoliberalizmu i rządów wyemancypowanej z ludu, uwłaszczonej biurokracji. Efekt był i nadal jest dla polskiej lewicy miażdżący. Udało jej się co prawda w ostatnich latach powrócić z niebytu, jednak wydaje się to być chwilowe. Obecna Lewica to bowiem sojusz środowiska starego towarzystwa postkomunistów, obyczajowo dość konserwatywnych, z grupą sierot po „Wiośnie” Roberta Biedronia, skupionej na walce o prawa mniejszości, a także z partią Razem Adriana Zandberga, głoszącą co prawda poglądy zgodne z kierunkiem nakreślonym przez nowoczesną zachodnią lewicę, ale funkcjonującą w polskim społeczeństwie, w którym dość mocno brakuje klientów na tę ofertę. Najlepszym dowodem na to są wyniki wyborcze tego środowiska, które poparciem cieszy się w bogatej neoliberalnej Warszawie, natomiast na prowincji, gdzie w wielu miejscach wciąż króluje bieda - Razem jest kompletnie anonimowe.

Ciężko sobie nawet wyobrazić dialog działaczy Razem z dawną lewicową bazą, czyli klasą robotniczą. Świat przeciętnego górnika czy hutnika nie jest zupełnie światem warszawiaka chłonącego treści z Krytyki Politycznej albo weganina rozprawiającego w modnej kawiarni o rosnących nierównościach społecznych. Polski robotnik zasypywanie różnic widzi na swym koncie bankowym pod postacią comiesięcznych wpłat z programu 500 plus, a nie słuchając hermetycznych wywodów rodzimych neomarksistów. Z których na dodatek nic dla niego nie wynika.

Wniosek z tego wszystkiego może być tylko jeden. Podział na lewicę i prawicę jest wciąż atrakcyjny, bo pozwala łatwo opisać rzeczywistość, ale ma jedną wadę - zakłamuje rzeczywistość i tworzy mętną wodę, w której każde właściwie działanie, zarówno „prawicowej” władzy, jak i „lewicowej” opozycji, da się jakoś tam wytłumaczyć. To akurat zapewne nie martwi polityków, którzy nie należą do ludzi specjalnie przywiązanych do głoszonych prawd i idei.

Niestety, coraz mniej tym relatywizmem przejmują się też wyborcy, uczeni w ten sposób akceptacji dla cynizmu. Istnieje oczywiście, szczególnie pośród wyborców PiS, duża grupa przekonana o ideowości ludzi będących obecnie u władzy (i to pomimo faktu, że szefem rządu jest klasyczny „ban¬kster”), ale nie oni zapewniają Zjednoczonej Prawicy rządy. Śmiem twierdzić, że dla milionów wyborców PiS jest atrakcyjny nie dlatego, że jest taki, jaki jest. Wielu Polaków głosuje na tę partię pomimo tego, że jest, jaka jest. Nie tak dawno przecież to Platforma Obywatelska, partia o wiele częściej odwołująca się do europejskości niż do polskości, wygrywała w cuglach kolejne wybory i rządziła przez 8 lat.

Naiwnością byłoby sądzić, że społeczeństwo aż tak „przejrzało na oczy”, że ponownie odkryło w sobie patriotyzm, antykomunizm i religię - a dzięki utrwaleniu tych wartości przez TVP, zamieniło się w konserwatywny naród, żądający zmian w edukacji, sądach oraz dania odporu „lewackiej Unii”. Jeśli nawet takie procesy w części zaszły pośród Polaków, to nie one ostatecznie stoją za sukcesem wyborczym Kaczyńskiego i Dudy. Ich wiktorie nie są efektem odrodzenia narodowego Polaków, ale raczej skutkiem tego, że wielu głosujących straciło złudzenia co do tego, że idee cokolwiek znaczą.

W tym kontekście nawet taki skandal jak unieważnienie małżeństwa i powtórny ślub kościelny Jacka Kurskiego w sanktuarium w Łagiew-nikach, nie wywoła buntu tzw. prawicowego elektoratu przeciwko hipokryzji Kościoła oraz głównego propagandysty partii władzy. Coś takiego mogłoby wywołać oburzenie 15 lat temu. Dziś, po wielu aferach, dotykających wszystkich partii, które kiedykolwiek sięgnęły w Polsce po władzę - kolejne przykłady mogą wywołać tylko wzruszenie ramion. Brutalnie zobrazował to jeden z moich znajomych ze starszego pokolenia, który stwierdził: „To wszystko kłamcy, hipokryci i złodzieje. Dlatego głosuję na tych, którzy się ze mną choć trochę podzielą łupami”. Konstatacja smutna, ale jakże logiczna.

LGBT - idea czy strategia?

Niewielu z komentatorów przy okazji ostatnich wyborów prezydenckich zwróciło uwa¬gę, że po raz pierwszy PiS nie zdecydowało się na wygaszenie w kampanii najbardziej kontrowersyjnych tematów, by przyciągnąć ludzi umiarkowanych, jak to zawsze czynił. Fakt, ukryto jak zwykle, zachowującego się coraz bardziej dziwacznie Antoniego Macierewicza, z pierwszego planu zniknął też (choć nie tak mocno, jak cztery lata temu) Jarosław Kaczyński, ukryto też głęboko wszelkie pomysły zaostrzania ustawy antyaborcyjnej. Wyciągnięto jednak z hukiem, i to na główny sztandar, rzekome zagrożenie szerzeniem się ideologii LGBT, strasząc, że już tylko krok dzieli nas od nadciągającej ze zgniłego Zachodu rewolucji obyczajowej, która pozwoli gejowskim parom na adopcję dzieci.

Czy to przejście na radykalniejsze pozycje miało jednak związek z jakąś głęboką wewnętrzną przemianą, rzeczywistą wiarą w nadchodzący homoseksualny koszmar albo błędem w strategii? Raczej nie. Moim zdaniem to był wynik zimnej, wręcz cynicznej kalkulacji. Stratedzy PiS-u lepiej odczytali ogólne nastroje społeczne w Polsce i doszli do wniosku, że nawet pośród ludzi opowiadających się za opozycją i często przerażonych zawłaszczaniem przez PiS instytucji państwa - obecne przemiany cywilizacyjne są przyjmowane z niepokojem.

Nie dostrzegli tego jednak politycy Platformy Obywatelskiej. Zapomnieli o swoich korzeniach, które przez długie lata po słynnym wystąpieniu tria Olechowski - Płażyński - Tusk z 2001 roku, nadawały tej partii wyraźny rys centrowy z domieszką konserwatyzmu. Ten rys znikł, kiedy Donald Tusk przekazał rządy Ewie Kopacz i wyjechał z Polski. Wtedy okazało się, że na czele PO zabrakło człowieka dobrze rozpoznającego mentalność Polaków. Partia poszła za głosem wielkomiejskiego, a właściwie warszawskiego wyborcy, który jest liberalny, raczej kosmopolityczny, majętny, otwarty na zmieniający się świat i postrzegający tradycję, patriotyzm i religię jako balast, a nie coś budującego wspólnotę, z którą chciałby się identyfikować.

Zapomniano o tym, że większość narodu (i to każdego narodu!), nawet jeśli nie ma głęboko zakorzenionej wiedzy np. historycznej, poddaje się zmianom cywilizacyjnym powoli i większości z nich nie ufa, przez co łatwo wzbudzić w niej poczucie zagrożenia. Nie trzeba też jechać na zapadłą wieś, by spotkać ludzi, dla których małżeństwa homoseksualne, o adopcjach dzieci nie wspominając - to rzecz absolutnie nieakceptowalna, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Podobnie jest z kultywowaniem przeszłości, rocznic, celebrowaniem cierpień Polaków, ale i dumy z naszej historii, wokół których układa narrację PiS.

Dla środowiska Borysa Budki i Rafała Trzaskowskiego to są rzeczy budzące raczej zawstydzenie i kojarzące się z prowincjonalnym myśleniem, jakkolwiek oficjalnie będą temu pewnie zaprzeczać. Tymczasem dla większości Polaków są to wciąż rzeczy ważne, na pewno ważniejsze niż wojna o prawa mniejszości seksualnych. Tu zresztą widać wyraźnie, że o ile Rafał Trzaskowski przed wyborami nie dał się wciągnąć w zastawione przez Andrzeja Dudę sidła dyskusji o LGBT, to już jednak znaczna część jego zwolenników dała się nabrać. W efekcie uruchomili się w Warszawie radykałowie, czego najmocniejszym akcentem, już powyborczym, było obwieszenie słynnej figury Chrystusa u wrót kościoła św. Krzyża tęczowymi emblematami.

Zresztą, nawet w środowisku LGBT akcja ta spotkała się z częściowym sprzeciwem. Nawet niektórzy zdeklarowani geje przyznawali publicznie, że taki publiczny atak na symbol zburzonej przez hitlerowców Warszawy jest przejawem dziur w edukacji i głupoty politycznej. I działa on tak naprawdę na szkodę środowiska LGBT, kojarząc go w całości z radykalnym skrzydłem, które więcej ma wspólnego z wyuzdanymi obrazami z berlińskiej parady miłości niż z umiarkowanym, pokojowym charakterem polskich marszów równości.

Czworokąt prawdę nam powie

To ideowe pomieszanie z poplątaniem sprawia, że polscy wyborcy, którzy w III RP dawali już władzę każdej opcji politycznej, pozwalając na spektakularne zwycięstwa zarówno SLD, PO, jak i PiS-owi - tak naprawdę od 2015 roku głosują nie za ideami, ale za pragmatyzmem. Dają władzę tym „złodziejom”, którzy gotowi są dzielić się najbardziej „łupem”. Ta konstatacja nie znaczy jednak, że nie można próbować opisać rysu ideologicznego, dominującego pośród wyborców w Polsce.

Różne badania socjologiczne, które od wielu lat analizuje m.in. prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mówią wyraźnie, że podstawowy punkt, określający światopogląd przeciętnego głosującego Polaka, niemal nie przesunął się od 2007 roku (kiedy Platforma wygrała po raz pierwszy wybory). Na czworokącie, który określa cztery dzisiejsze główne postawy polityczne, znajduje się on niemal w tym samym miejscu, niemal w centrum całego politycznego spektrum.

Wspomniany czworokąt ma cztery boki, do których przypisane są cztery idee, kierujące politycznymi wyborami i próbujące objąć rzeczywistość dużo szerzej niż prosty podział na lewicę i prawicę. Poszczególne boki nazywa się zazwyczaj tak: Polska Lewica (tradycja i wspólnota traktowana jako balast), Polska Prawica (tradycja i wspólnota jako wartość), Polska Liberalna (rynek nadzieją - rząd problemem), Polska Solidarna (rynek problemem - rząd nadzieją). Nietrudno się domyślić, że PiS krzyżuje prawicę z solidaryzmem społecznym i wiarą w moc centralnego rządu (co kiedyś było domeną lewicy), zaś partie lewicowe bardziej się skłaniają ku niechęci do tradycji i religii, co oczywiste, ale jednocześnie przesuwają się na pozycje liberalne obyczajowo, co mocno oddziela je od „ludu”, w którego imieniu lubią występować.

Gdy się porównuje, jak opisywany czworokąt wyglądał w 2007 roku i jak wygląda dziś, obserwatora uderza w zasadzie tylko jedno - miejsce na tej skali PO. 13 lat temu było to ugrupowanie liberalno-konserwatywne, a dziś jest bardziej liberalno-lewicowe. Biorąc pod uwagę, że przeciętny polski wyborca to mikstura postawy umiarkowanie solidarnej i liberalnej oraz trochę bardziej prawicowej niż lewicowej - wniosek może być tylko jeden. To nie wyborca PO się zmienił. On w zasadzie pozostał taki, jaki był. To jego dawniej ulubiona partia poszła „w szkodę”.

Nie ma innej Polski

Na koniec kilka wniosków po wyborach prezydenckich. Typowo prawicowo-solidarny obywatel stanowił ok. dwóch trzecich elektoratu Andrzeja Dudy, zaś lewicowo–liberalny: jedną czwartą wyborców Rafała Trzaskowskiego. Prowadzi to do wniosku, że politycy i publicyści określający ostatnią elekcję jako prawdziwe zwarcie cywilizacyjne robili to wbrew samemu narodowi, który wcale aż tak bardzo zideologizowany nie jest.

To zaś jest zarówno nadzieją, jak i przestrogą dla władzy oraz opozycji, bo widać wyraźnie, że na zbyt radykalne brnięcie zarówno w lewo, jak i w prawo - nie ma w Polsce na dłuższą metę zgody. Ludzie w Polsce zainteresowani są dziś bardziej swym bezpieczeństwem i finansami niż wojną armii paranoicznego strachu przed geja¬mi z oddziałami domagającymi się gwałtownej tęczowej rewolucji. Kolejny wniosek jest taki, że zmniejsza się różnica w decyzjach wyborczych pomiędzy galicyjską wsią (przywiązaną do religii i tradycji, nie skażoną przesiedleniami, posiadającą „pod ręką” groby przodków, co zawsze pogłębia patriotyzm), a wsią zachodniopomorską (często postpegeerowską, stworzoną przez wykorzenionych przesiedleńców, dużo mniej religijną i konserwatywną).

Dziś widać wyraźnie, że nic tak bardzo nie zbliżyło obu tych odległych krain do siebie, jak oferta transferów socjalnych PiS-u, który - co jest faktem - wyciągnął setki tysięcy ludzi z ubóstwa. I kolejny wniosek. Nie ma żadnego sensu pokazywanie map preferencji wyborczych w oparciu o wyniki w województwach, gdzie Trzaskowski wygrał z Dudą 10:6. Prawdę o Polsce pokazuje dopiero mapa powiatowa, na której widać wyraźnie, że nawet w tych samych regionach, o tej samej przeszłości historycznej, wieś zagłosowała inaczej niż miasta. Ale i tu nie wolno stawiać barykady.

Nie istnieje bowiem w Polsce podział: za Dudą starzy, niewykształceni, zazwyczaj ze wsi, a za Trzaskowskim: młodzi, wykształceni, z miast. W każdej z tych kategorii widać wyraźne tendencje, ale nigdzie nie są one gwałtownie wychylone. Twarde dane mówią, że generalnie na obszarach, gdzie wygrał Duda, 35 proc. zagłosowało za Trzaskowskim, a tam, gdzie wygrał Trzaskowski, 40 proc. głosowało za Dudą. Pod względem wieku i wykształcenia jest podobnie. Nie istnieje więc żaden podział na dwie Polski, nie ma żadnego wschodu, który byłby innym światem niż zachód kraju. Już bardziej można rozdzielić świat starych i młodych, ale ich również nie dzieli żadna przepaść. Nie da się więc stworzyć żadnych wyraźnych granic i podzielić narodu na dwa. Ktokolwiek będzie taki pogląd kreował, działa wyraźnie na szkodę Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Głosujemy na tych, którzy podzielą się z nami łupami - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl