Był czwartek, dokładnie godz. 13.58, gdy ratownicy zostali wezwani do Bystrej. Już samo zgłoszenie brzmiało dramatycznie: ludzie w studni, pomóżcie! Dosłownie w kilka sekund na miejsce wyruszyły służby ratunkowe. Gdy dotarły one na miejsce, mężczyźni byli już na powierzchni. To sąsiedzi pospieszyli z pierwszą pomocą, próbując reanimować braci. Akcję przejęli strażacy i ratownicy medyczni, którzy minutę po nich dotarli do celu. Mimo wysiłku wielu osób, lekarz stwierdził zgon obu mężczyzn.
Dochodzenie w tej sprawie prowadzi teraz prokuratura.
- Została zarządzona sekcja zwłok i dopiero na podstawie jej wyników będę mógł coś więcej powiedzieć - zastrzega Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach. - W tej chwili nie możemy wykluczyć niczego, choć najbardziej prawdopodobne scenariusz to ten o nieszczęśliwym wypadku - dodaje.
To była nagła awaria, bracia poszli szukać jej przyczyny
W gospodarstwie, w którym doszło do tragedii, mieszkały trzy osoby: dwóch braci i ich siostra. To właśnie ona podniosła alarm. - Z informacji, które posiadam, wynika, że nagle zabrakło im wody w domu - mówi Ryszard Guzik, wójt gminy Gorlice, na terenie której leży wieś Bystra. - Bracia poszli sprawdzić, co się dzieje. Bardzo możliwe, że chcieli odpowietrzyć instalację - dodaje.
Kobieta, zaniepokojona długą nieobecnością braci, postanowiła sprawdzić, co ich zatrzymało. Gdy podeszła do studni, zauważyła, że obaj są w jej wnętrzu. Przerażona zaczęła wzywać pomocy. Prawie natychmiast zjawili się wspomniani sąsiedzi, którzy po wyciągnięciu mężczyzn sami rozpoczęli reanimację. - Przejęliśmy od nich poszkodowanych - relacjonuje kpt. Mirosław Bogusz z PSP w Gorlicach. - Dosłownie minutę później pojawiły się dwa zespoły ratownictwa medycznego - dopowiada.
Siostra mężczyzn doznała szoku i straciła przytomność. Stres i stan zdrowia zrobiły swoje. Strażacy szybko podali jej tlen. Na miejsce wezwany został trzeci zespół ratownictwa medycznego, który ostatecznie zdecydował, żeby zabrać ją do szpitala.
- To byli zwykli ludzie - mówi o tragicznie zmarłych Ryszard Guzik. - Mieszkali w domu po rodzicach. Prowadzili wspólnie małe gospodarstwo rolne. My, jako gmina, oczywiście poprzez ośrodek pomocy społecznej udzielimy kobiecie wsparcia. Również psychologicznego, jeśli będzie taka potrzeba - dodaje.
Domowy wodociąg jak system naczyń połączonych
Ludzie zachodzą w głowę, jak mogło się to wydarzyć. Studnia, w której zginęli mieszkańcy Bystrej, była bardzo płytka.
- Studnia miała około dwóch i pół metra głębokości, z bardzo zamulonym dnem - mówi kpt. Mirosław Bogusz. - Wysokość lustra wody od powierzchni gruntu wynosiła raptem około metra - dodaje.
Instalacja wodna w tym gospodarstwie składa się z dwóch oddalonych od siebie zbiorników na różnych wysokościach. Jeden z nich, ten bliżej domu, to studnia, w której znajduje się pompa hydroforowa i jest w niej również instalacja elektryczna. Ten drugi, górny, to zbiornik, z którego woda pod własnym ciśnieniem spływa do dolnego. Górna część jest narażona na zapowietrzenie, które blokuje przepływ wody. Wtedy konieczne jest odkręcenie zaworu i ponowne wypełnienie rur wodą, która wypchnie powietrze. Tym najpewniej zajmowali się bracia.
- W takim przypadku jak ten, śmierć to kwestia sekund - mówi Tomasz Płatek, lekarz internista z gorlickiego szpitala. - Wystarczy zachłyśnięcie wodą i odcięcie dopływu powietrza do mózgu. Jeśli pomoc przyjdzie natychmiast, to jest szansa na ocalenie. Każda dodatkowa sekunda ją zmniejsza - dodaje.
Michał Szurek, specjalista zajmujący się zarówno kopaniem, jak i czyszczeniem studni, ocenia wypadek jako niezwykle rzadki.
- Na takiej głębokości, z całą stanowczością, można wykluczyć obecność niebezpiecznych gazów, którymi mogliby się podtruć - mówi Michał Szurek. - Takie gazy w naszym terenie ze względu na budowę geologiczną występują znacznie głębiej. Moje doświadczenie mówi mi, że na około 15 metrach - podkreśla.
Tłumaczy, że praca przy studniach wymaga zabezpieczenia. - Za każdym razem ktoś, kto wykonuje takie zajęcie, jest asekurowany - zapewnia.
Chodzi nie tylko o obecność drugiego człowieka.
- Moi pracownicy zawsze mają na sobie specjalne szelki, do tego oczywiście jest lina - wyjaśnia przedsiębiorca. - Jeśli jest konieczne, to również rura, przez którą można zaczerpnąć powietrza - objaśnia. - I podstawowa sprawa: nigdy, podkreślam to bardzo mocno, nigdy opuszczamy się do studni głową w dół. Trzeba to robić pionowo, w pozycji wyprostowanej - dodaje.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Barometr Bartusia. Piękna twarz polskiego kapitalizmu
Źródło: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto