„(…) wypowiadamy Panu łączącą nas umowę o pracę w części dotyczącej uprawnienia do bezpłatnego węgla z chwilą odejścia na emeryturę lub rentę. (…) W wyniku zmiany umowy po przejściu na emeryturę, rentę lub korzystania ze świadczenia przedemerytalnego (…) nie będzie Pan uprawniony do bezpłatnego węgla” – to fragment pisma, jaki górnicy kopalni Piast i Ziemowit dostali w listopadzie 2014 r. od Kompanii Węglowej.
Niepodpisanie tej zmiany warunków umowy o pracę skutkowało rozwiązaniem umowy o pracę z dniem 28 lutego 2015 r.
Wszystkie związki zawodowe mówiły: podpiszcie, a my to potem załatwimy i do dziś nic w tym temacie nie zrobiły
– denerwują się górnicy-emeryci. Część z nich do podpisania takiej zmiany została zmuszona na kilka miesięcy przed przejściem na emeryturę, jak np. Bogdan Gałgan.
- W czerwcu 2015 r. przechodziłem na emeryturę, a w styczniu musiałem ten aneks podpisać – mówi.
- To było: podpis albo zwolnienie. Prawnie usankcjonowany szantaż chamski. A dziś mówi się nam, że nic nam się nie należy, bo podpisaliśmy – dodaje inny**.
Zaczynamy bój. Piszemy do premiera, marszałków, posłów, rzecznika praw obywatelskich, do PIP-u. A jak trzeba będzie, to i do Warszawy się wybierzemy
– zapewniają emerytowani górnicy, którzy w poniedziałek, 19 lutego, o godz. 13 spotkali się z dziennikarzami pod KWK Piast w Bieruniu.
Są rozżaleni. Tym bardziej, że górnicy nie są jedyną grupą zawodową, której przysługuje deputat węglowy. Dostają go m.in. kolejarze (1,8 t) i wdowy po kolejarzach, a likwidację deputatu zaczyna się od górników.
- Czujemy się poszkodowani, bo kobiety, które pracowały na powierzchni dostały odszkodowanie za deputat, a my, którzy ten węgiel wydobywaliśmy, nie dostajemy nic – mówią.
- Ja przechodziłem na urlop górniczy. Na Ziemowicie było spotkanie z dyrektorem Setlakiem, który nas zapewniał, że ci, co przejdą do SRK [Spółka Restrukturyzacji Kopalń] będą mieć węgiel. I były dwie panie z ZUS-u z Rybnika, które przestrzegały, żeby sobie ktoś nie napisał, że chce w naturze, bo nie dostanie, a jak napisze, że w pieniądzach, to dostaniemy, a tu się okazuje, że też nie. A dyrektor Setlak zapewniał, że będzie się nam to należało. Powiedział, że stratni będą ci, co zostają na kopalni i z kopalni przejdą na emeryturę, a ci, co na emeryturę przejdą z SRK deputat będzie się im należał. Mówiliśmy, że podpisaliśmy zrzeczenie się, to powiedział, że nas to nie będzie obowiązywało – mówi Bogusław Warzecha, który na urlop górniczy przeszedł w 2016 r., a od lutego br. jest na emeryturze.
- Podpisywaliśmy to z nieistniejącą Kompanią Węglową, a część odchodzi na emerytury z PGG, więc zawirowań prawnych jest bardzo dużo. Mam nadzieję, że to jest niekonstytucyjne, że sprawa zostanie rozwiązana. Trzy lata temu, po tym podpisie, wiedziałem, że będą w takiej sytuacji, ale potem jednak były nadzieje, że to się jakoś rozwiąże. Zresztą związki cały czas zapewniały, że to jest chwilowe. Że trzeba podpisać, żeby był spokój społeczny, a oni potem będą negocjować, bo wreszcie jest z kim rozmawiać, że teraz wszyscy grają w jednej lidze, że jest zespół trójstronny, są rozmowy. Faktem jest, że wszystkim żyje się lepiej, ale niech jeszcze ten węgiel dadzą. Tego brakuje do pełni szczęścia – mówi Mariusz Pilch.
Wykreślenie deputatu z umowy o pracę było tłumaczone „trudną sytuacją ekonomiczno-finansową” Kompanii Węglowej oraz „zagrożeniem upadłością”.
- Firma była w kryzysie, zachowaliśmy się jak prawdziwi patrioci i teraz oczekujemy, żeby ten patriotyzm został zrekompensowany – mówili górnicy.
Jerzy Demski, przewodniczący Związku Zawodowego Górników Dołowych, zapewnił, że starania są czynione; że nikt z założonymi rękami nie siedzi.
- W tej sytuacji co wy jest 45 tys. osób – powiedział.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego TYDZIEŃ
