Groźny no deal. Polska straci na wyjściu Wielkiej Brytanii z UE

Katarzna Stańko
dr Przemysław Biskup
dr Przemysław Biskup
Niebezpieczne gry polityków, nierówności społeczne, splot interesów gospodarczych i utrata tożsamości narodowej. Scenariusze i przyczyny brexitu analizuje dla Polska Times dr Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Co Wielką Brytanię czeka w najbliższym czasie?
Dziś (w poniedziałek) Theresa May przedstawi plan B ws. brexitu. Miała zaledwie 3 dni na jego przygotowanie. Najprawdopodobniej będzie to wariacja na temat planu A. Prawdopodobnie rozpocznie się też nowa tura rozmów z UE. Z prawnego punktu widzenia  zeszłotygodniowe głosowanie dotyczyło uchwały o skierowaniu do prac parlamentarnych ustawy ratyfikującej porozumienie brexitowe z 25 listopada i stanowiło pierwszy krok do ratyfikacji umowy brexitowej. Z konstytucyjnego punktu widzenia dla ukończenia ratyfikacji potrzebna jest stabilna większość parlamentarna, której po wtorkowym głosowaniu nie da się już zbudować w oparciu o umowę brexitową w jej obecnej postaci. Według obecnego stanu prawnego (brytyjska ustawa o wyjściu z UE z czerwca 2018r.) brexit ma nastąpić 29 marca o godzinie 23 czasu Greenwich. Z drugiej strony wyłania się obecnie ponadpartyjna grupa posłów zdeterminowanych do zapoczątkowania prac nad ustawą mającą wykluczyć możliwość wyjścia z UE bez porozumienia lub rozpisać ponowne referendum w tej sprawie.
 
Co oznaczałby twardy brexit dla Polaków?
Brak stabilności prawnej. Status Polaków mieszkających na Wyspach w krótkiej perspektywie nie musi być zły. Rząd brytyjski wie, że potrzebuje obywateli UE na brytyjskim rynku pracy. Jednak fundamentalny status tych osób ulegnie osłabieniu, jeśli nie uzyskały wcześniej obywatelstwa brytyjskiego lub stałego pobytu. Pod znakiem zapytania stanie zakres i warunki świadczeń socjalnych, emerytalnych, bezpłatnej opieki zdrowotnej czy szkolnictwa. Studia w WB są płatne, z różnymi stawkami w zależności od posiadanego obywatelstwa. Polacy być może musieliby również uzyskiwać pozwolenia o pracę i pobyt w Zjednoczonym Królestwie.
 
Co może oznaczać dla biznesu?
Konsekwencje są niepokojące. Im rozstanie będzie bardziej „wrogie”, tym trudniej będzie odbudować relacje handlowe. Jeśli Unia Europejska i Wielka Brytania się nie porozumieja, wymiana gospodarcza pomiędzy WB a UE zostanie oparta na zasadach Światowej Organizacji Handlu (WTO), które są pod wieloma względami mniej korzystne i mają mniejszy zakres zastosowania niż przepisy obowiązujące na wspólnym rynku UE. Jednocześnie Wielka Brytania stanie się największym rynkiem zewnętrznym dla UE, większym nawet niż USA. Dla unijnych firm twardy brexit to może być duży problem. Do tej pory tego nie dostrzegaliśmy, bo kraj ten był częścią wspólnego rynku. Skomplikują się procedury graniczne dla eksporterów produktów, w szczególność pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Dla przewoźników - będą kontrole graniczne, fitosanitarne. Wszystko będzie zajmowało dużo czasu. Przewoźnicy będą musieli uzyskać licencje, co zwiększy koszty transakcyjne. W ramach UE Wielka Brytania popierała tradycyjnie swobodę przepływu usług i była sojusznikiem Polski w tej kwestii. Po jej wyjściu ze Wspólnoty wzmocnią się zapewne tendencje protekcjonistyczne na rynkach  unijnym i brytyjskim, co już obecnie widać na przykładzie kwestii pracowników delegowanych.
 
Polacy będą wracać?
Ci, którzy są już osadzeni w Wielkiej Brytanii – niekoniecznie. Wielka Brytania pozostanie dużym państwem z rozwiniętą gospodarką. Może dojść do spowolnienia, ale to raczej nie będzie kataklizm. Osoby tam zakorzenione, ze stabilną pozycją zawodową  i życiową będą sobie radzić. Natomiast nie jest to dobry okres, aby wyjeżdżać do Wyspy.
 
Brytyjczycy chcą wyjazdu cudzoziemców?
Nastroje antyimigranckie się uspokoiły. Brytyjczycy wciąż chcą zaostrzenia polityki imigracyjnej, ale nie są już na poważnie zgłaszane postulaty wykluczenia osób, które już się tam osiedliły legalnie. Brytyjczycy są praworządnym społeczeństwem i dominuje przekonanie, że osoby, które przyjechały legalnie i są w WB od wielu lat mają prawo do poszanowania ich praw i statusu.
 
Co będzie z unijnym budżetem?
Brytyjczycy mogą odmówić zapłacenia tzw. rachunku rozwodowego i wówczas trzeba by renegocjować obecny budżet UE. Polska jest na jego mocy największym beneficjentem netto do końca roku 2020. Jeśli będzie mniej pieniędzy w budżecie, wówczas trzeba będzie obciąć wydatki albo skłonić państwa członkowskie do płacenia większych składek. Choć polityka budżetowa UE forsowana przez Wielką Brytanię była rozbieżna z polskimi postulatami w kwestii wspólnej polityki rolnej czy funduszy strukturalnych, jednak brexit będzie pod wieloma względami problemem dla Polski. WB była największym reprezentantem państw spoza strefy euro i jako jedno z dwóch państw, obok Danii, nie miała obowiązku przystąpienia do wspólnej waluty. Oznaczało to, ze mogła ona nalegać na rozróżnianie pomiędzy interesami gospodarczymi UE jako całości i interesami strefy euro. Przypomnijmy, że Polska ma traktatowy obowiązek przyjęcia euro. Po brexicie UE i strefa euro będą najprawdopodobniej utożsamiane przy planowaniu polityki gospodarczej, co łatwo może mieć negatywy wpływ na interesy takich państw jak Polska. WB stanowiła naturalny ośrodek skupienia dla koalicji tworzonych przez państwa spoza strefy euro. Na przykład, Polska i Wielka Brytania razem miały ok 2/3 głosów potrzebnych do zbudowania koalicji blokującej. Bez Wielkiej Brytania taka koalicja będzie musiała mieć dodatkowo od 6 do 8 państw.
 
Zatem znacząco zmienia się układ polityczny w UE.
Wzrośnie znaczenie Francji i Niemiec, które samodzielnie będą mogły tworzyć ośrodki dla koalicji blokujące, a cztery największe państwa strefy euro będą praktycznie nie do przegłosowania przez pozostałe państwa. To pokazuje nowy układ sił, który wynika z lizbońskiego systemu podziału głosów. To rezultat mechanizmu autokorekty zawartego w tym systemie, który dla nas jest niekorzystny.
 
A inne aspekty współpracy międzynarodowej?
W przypadku „wrogiego rozstania” unijno-brytyjskiego osłabnie najprawdopodobniej współpraca wojskowa w NATO. Wielka Brytania, gdyby po brexicie nastąpił kryzys gospodarczy, będzie mniej wydawać na obronność, a to oznacza w pierwszej kolejności redukcję brytyjskiej obecności wojskowej na wschodniej flance NATO. Brytyjskie siły zbrojne przechodzą obecnie szeroko zakrojona modernizację i w pierwszej kolejności będą finansować świeżo zbudowane lotniskowce czy budowane atomowe okręty podwodne z pociskami balistycznymi kosztem uczestnictwa w wielkich ćwiczeniach wojskowych w naszym regionie czy garnizonu w Estonii. Partia Pracy pod wodzą Jeremy'ego Corbyna głosi wprost potrzebę cięć w wydatkach wojskowych. Polska jest tymczasem państwem granicznym UE i NATO – zarówno z Rosją jak i Ukrainą, więc prawdopodobny spadek zaangażowania tak znaczącego w kwestiach bezpieczeństwa sojusznika jak Wielka Brytania będzie dla nas odczuwalny.
 
Jak ocenia Pan wynik głosowania nad odrzuceniem porozumienia ws. brexitu zawartego między brytyjskim rządem a UE, negocjowanym przez Theresę May?
To historyczna porażka rządu.

Dlaczego przydarzyła się tak dotkliwa porażka premier May?
Na brytyjskiej scenie politycznej powstała egzotyczna koalicja najtwardszych zwolenników i przeciwników brexitu, zarówno z Partii Konserwatywnej, czyli macierzystej partii Teresy May rządzącej obecnie Wielką Brytanią, jak i opozycyjnej Partii Pracy. Dla jednych posłów porozumienie podpisane przez May 25 listopada w Brukseli jest zbyt radykalne a dla innych zbyt zachowawcze. Tak naprawdę ok. 75% posłów w Izbie Gmin nie chce brexitu, ale jest konfrontowana z wynikiem referendum z 2016 r., w którym większość Brytyjczyków opowiedziała się za wyjściem ze Unii (51,89 proc. głosujących, przeciw 48,11 proc.). Dziś społeczeństwo brytyjskie wciąż jest zasadniczo podzielone na tym tle, jak dwa lata. Opozycyjna Partia Pracy i jej lider Jeremy Corbyn - sam będący zwolennikiem brexitu, mimo, że zdecydowana większość jego posłów woli pozostać w UE - traktowała głosowanie przede wszystkim jako grę polityczną wymierzoną przeciwko konserwatystom w celu przejęcia władzy, zaś May przetrwała to głosowanie, ponieważ konserwatyści chcieli utrzymać się przy władzy i mimo podziałów wewnętrznych utrzymali dyscyplinę i jedność.
 
Co najbardziej nie podoba się przeciwnikom porozumienia z UE?
Naruszenie integralności terytorialnej Zjednoczonego Królestwa poprzez wprowadzenie bezterminowego mechanizmu unii celnej i regulacyjnej pomiędzy Wielką Brytanią a Irlandią Północną i z obowiązkiem stworzenia granicy celnej pomiędzy właściwą Wielką Brytanią i Irlandia Północną w wypadku, gdyby Brytyjczycy chcieli różnicować swoją politykę handlową w stosunku do UE. Dla wszystkich przeciwników porozumienia wynegocjowanego przez Panią May oznacza to naruszenie integralności terytorialnej WB, a także stworzenie niebezpiecznego precedensu, który mógłby doprowadzić do secesji Szkocji. Dodatkowo zwolennicy brexitu uważają, że umowa podpisana 25 listopada w Brukseli nie gwarantuje prawdziwego wyjścia z UE. Zawiera ona ich zdaniem zbyt wiele ustępstw wobec UE i zachowuje zbyt wiele powiązań Wielkiej Brytanii ze Unią. Z Ich punktu widzenia punkt sporny stanowi tez 39 mld funtów (50 mld euro), które Zjednoczone Królestwo musi na mocy tej umowy wypłacić UE do końca 2020 r. Zdaniem brexiterów Wielka Brytania nie otrzymuje w zamian za tzw. rachunek rozwodowy nic istotnego, a chcieliby otrzymać gotową umowę handlową. Z kolei krytycy umowy z pozycji anty-brexitowych uważają, że Wielka Brytania będzie ponosić koszty funkcjonowania w UE nie mając przy tym praw członkowskich.
 
Będzie nowe referendum?
Referendum jest jednym z pomysłów, ale wciąż nie jest poparte przez żadną wielką partię polityczna, a jedynie przez poszczególnych posłów. Referendum wymagałoby nowej legislacji, a do tego potrzeba większości parlamentarnej. Bardziej prawdopodobne jest budowanie większości parlamentarnej przez May wokół pomysłu nowego porozumienia z UE, na wzór tego, które Norwegia podpisała z Unią Europejską. Może jakiegoś rodzaju unii celnej.
 
Donald Tusk i część unijnych polityków sugerowało albo rezygnację z brexitu, albo rozpisanie nowego referendum.

Złagodzenie stanowiska brytyjskiego wymaga legitymizacji, którą mogą zapewnić nowe wybory. Nowych wyborów nie chce rządząca Partia Konserwatywna. Zresztą, nowe wybory czy referendum nie gwarantują sukcesu. Dlaczego? Partia Pracy raczej chce blokować brexit, ale jest w jej szeregach grupa eurosceptyków, do której należy sam lider, czyli Jeremy Corbyn. Elektorat Partii Pracy jest podzielony w kwestii brexitu. Zatem ostentacyjna deklaracja Partii Pracy w kwestii brexitu skończyłaby się rozłamem jej elektoratu i utratą jego części. Czyli szanse na zwycięstwo w nowych wyborach są niepewne. Paradoksalnie „no deal” dla Partii Pracy jako maszyny wyborczej jest pod pewnymi względami lepszy na obecnym etapie niż porozumienie z UE. Zwłaszcza „no deal” pod patronatem, a zatem i na odpowiedzialność, konserwatystów. Całe odium za brak porozumienia będzie można zrzucić na konserwatystów a pozostanie swoboda działania. rady ze strony Tuska nie uwzględniają realnej sytuacji na brytyjskiej scenie politycznej.  
 
Inne rozwiązanie oprócz twardego brexitu?
Brexit bez umowy, ale kontrolowany, czyli no deal do marca, wyjście z UE i próba wypracowania ram prawnych w międzyczasie i poszukiwania porozumienia w najbardziej krytycznych obszarach. Są narzędzia do łagodzenia i zaostrzania sytuacji po obu stronach. Unia Europejska ze względu na swoich obywateli oraz firmy ma motywację, aby wypracować jakieś ustępstwa na rzecz Wielkiej Brytanii. Możliwy jest też wspomniany bunt szeregowych poslow z różnych partii przeciw May i Corbymowi i przeforsowanie przez nich przy wsparciu spijera Izby Gmin Johna Bercowa poselskiego projektu ustawy zmuszajacej rząd do przedłużenia negocjacji poza datę 29 maja (za zgodą UE) czy do rozpisania nowego referendum.
 
Wróćmy do źródeł. Skąd ten cały brexit? Czy winą można obarczyć kampanie dezinformacyjne na temat UE. Fake newsy, które pojawiały się na temat okradania Wielką Brytanię przez UE, co powodowało m.in. kryzys w brytyjskiej służbie zdrowia i brak pieniędzy na leczenie obywateli brytyjskich?
Ja bym podzielił przyczyny na dwie grupy, czyli długofalowe i doraźne. Po pierwsze, od wielu lat politycy brytyjscy nie dyskutowali na tematy unijne w kontaktach z elektoratem. Nie było sensownej debaty publicznej ani kampanii informacyjnych. Unia Europejska była sferą polityki elitarnej, o której nie dyskutowano ze społeczeństwem. Społeczeństwo jej nie rozumiało: ani korzyści z członkostwa, ani konsekwencji wystąpienia z UE. Po  drugie powodem są nierówności społeczne w Wielkiej Brytanii, które przekładały się nierówności w podziale korzyści i kosztów integracji europejskiej. Brytyjczycy, którzy głosowali za brexitem, według mnie, często robili to zgodnie ze swoim  indywidualnym interesem. Oni mieli ograniczone korzyści z członkostwa, a musieli płacić realna cene. Dla większości przeciętnych wyborców w WB integracja europejska wytwarzają  presję płacowa w dół a przyjazd 2-3 mln osób z UW wzmogl presje na usługi publiczne, np. mieszkania socjalne. Z kolei zwolennicy UE w WB często nie dostrzegają, że ich sukces w UE jest skutkiem wysokiego kapitału intelektualnego (np. wykształcenie i znajomość jeżyków obcych), który jest funkcją ich pochodzenia społecznego. Przy niskiej mobilności społecznej wykluczało to wielu Brytyjczyków z aktywnego korzystania z szans na wspólnym rynku. Po trzecie sama natura integracji europejskiej, która Brytyjczykom nie odpowiadała. Natomiast z kwestii doraźnych, to po pierwsze spadek notowań obu największych partii, co sprzyjało upolitycznieniu integracji europejskiej. Cameron na fali obiecanego referendum wygrał wybory w 2015 r. Niestety, potem zaniedbał przeprowadzenia porządnej kampanii referendalnej. Warto pamiętać, że za swoich rządów przeprowadził on trzy referenda: na temat systemu wyborczego w 2011 r, niepodległości Szkocji w 2014 no i w 2016 na temat brexitu. Za każdym razem stosował tę samą taktykę, oparta na kampanii negatywnej (tzw. Project Fear) Przy trzecim referendum przestała ona działać i wyborcy poprali brexit. Kampania prounijna była bardzo słaba.

Z czego wynikał sukces kampanii na rzecz brexitu?
Z narracji, że UE sprzyja niekorzystnej dla Brytyjczyków konkurencji oraz utracie kontroli nad swoim państwem i że na dodatek za to trzeba słono placic, bo Wielka Brytania była płatnikiem netto. Do tego doszedł fakt, że na wspólnym rynku aktywnie działa tylko kilkanaście procent firm brytyjskich, choć często są to koncerny międzynarodowe. Niemniej regulacji unijnych musi przestrzegać 100% podmiotów, z czym wiążą się liczne koszty. UE nie cieszy się silnym poprciem małego biznesu, który jednak tworzy bardzo wiele miejsc pracy.

Wracamy do nacjonalizmu?
Moim zdaniem kluczowe sa interesy gospodarcze i ich percepcja przez obywalieli brytyjskich oraz zaniepokojenie o tożsamość narodową

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

b
baca
Ale mnie wkurza to gdybanie, każdy mądry, może koniec świata by przepowiedział a nie wie co będzie jutro.
Wróć na i.pl Portal i.pl