„Jeśli wygramy ostatecznie wojnę, to nie będę miał nic przeciwko temu, żeby z Polaków, Ukraińców i tego wszystkiego, co się wokół włóczy, zrobić ostateczną siekaninę” – stwierdził Hans Frank, z wykształcenia prawnik, prywatnie miłośnik muzyki Fryderyka Chopina, Richarda Straussa i Ludwiga Thomasa.
Podobnego zdania był z pewnością Reinhard Heydrich, który związał się z NSDAP ze względu na... pusty portfel. Niemniej, to właśnie temu „przypadkowemu” człowiekowi przypisuje się większe „zasługi”, jeżeli chodzi o nazistowskie ludobójstwo niż Heinrichowi Himmlerowi.
„Był on jednym z najlepszych narodowych socjalistów, jednym z najpotężniejszych obrońców idei Rzeszy Niemieckiej i jednym z największych przeciwników wszystkich wrogów tej Rzeszy” – mówił podczas pogrzebu Heydricha Hitler. W III Rzeszy gubernatorzy śmierci byli w cenie.
Reinhard Tristan Eugen Heydrich zapisał się w historii jako prawdziwy zbrodniarz, protektor Czech i Moraw czy choćby pomysłodawca wsławionego szczególnym okrucieństwem wobec inteligencji i Żydów Einsatzgruppen. Trzeba jednak pamiętać, że zanim dopuścił się tych wszystkich okropności, dorastał wśród szlachetnej muzyki w swoim domu w Halle. Ojciec prowadził konserwatorium, a matka – zamożna katoliczka z bogatego domu – miała dochować szczególnej opieki nad trójką własnych dzieci.
Hans Frank – facet, który uważał się za króla Polski, w drugiej połowie lat 20. bronił nazistów podczas procesów sądowych – jako dziecko był biedny jak mysz kościelna. W książce poświęconej swojemu ojcu Niklas Frank, syn zbrodniarza, zdradza, że dziadek – Karl Frank – był człowiekiem, którego usunięto w Monachium z izby adwokackiej za przekręty. „Według rodzinnego przekazu kury chodziły sobie swobodnie po mieszkaniu dziadka na II piętrze przy Barersstrasse, dzięki czemu podczas I wojny światowej dziadek miał zawsze świeże jaja” – pisze.
To, co łączy obydwu katów, to z pewnością wykształcenie. Obaj spowodowali też ogromne straty w społeczeństwie Rzeczypospolitej. Trudno ocenić, kto bardziej zawinił naszemu narodowi: czy człowiek, który zdecydował o uśmierceniu milionów w Polsce i podżegał do niego, czy może facet, który tym wszystkim w praktyce zarządzał? Jedno jest pewne – ich droga do NSDAP znacząco się różni. Być może zaważyło to, że między Hansem Frankiem a Reinhardem Heydrichem są cztery lata różnicy? Biorąc pod uwagę ścieżki ich kariery, z powodzeniem można powiedzieć, że dochodzili do władzy zupełnie inaczej, a wiek był bez znaczenia. To, co ich łączy, to z pewnością brak gotówki, jaki dotykał ich rodzin. Ale jedno jest pewne: obaj byli stworzeni do kolportowania śmierci.
„Ty, Reinhardzie Heydrichu, byłeś naprawdę dobrym esesmanem” – powiedział Heinrich Himmler nad trumną swojego martwego kumpla. Ale blondyn o aryjskiej urodzie, który przez całe życie zmagał się plotką o swoim rzekomym żydowskim pochodzeniu, nie urodził się przecież esesmanem i pierwszym katem III Rzeszy. W szkole był poniżany, w domu rywalizował o uwagę rodziców. Do tego był prawdziwym prymusem. Czytał w oryginale francuskie teksty, mówił po angielsku i samodzielnie uczył się rosyjskiego. Rodzina była przekonana, że zostanie naukowcem albo jakimś znanym muzykiem. Tymczasem Heydrich – zwłaszcza w obliczu kłopotów finansowych ojca – wymyślił sobie marynarkę. Od końca marca 1922 r. tyrał w wojsku, by zrobić jak największą karierę.
***
Chcesz wiedzieć więcej, jak wyglądały kariery Hansa Franka i Reinharda Heydricha w czasie wojny? Czytaj najnowszy, październikowy numer „Naszej Historii”!