Gwiazda serialu "Policjantki i policjanci": Niektórzy mówią o mnie „gliniarz” albo „pies”. Nie obrażam się za to [ROZMOWA]

Robert Migdał
- Za chwilę będzie 500 odcinków „Policjantek i policjantów”. W każdym odcinku są dwie historie, czyli uzbierało się ich już około tysiąca - mówi Mariusz Węgłowski
- Za chwilę będzie 500 odcinków „Policjantek i policjantów”. W każdym odcinku są dwie historie, czyli uzbierało się ich już około tysiąca - mówi Mariusz Węgłowski ATM Grupa
Mariusz Węgłowski, piosenkarz, aktor, gwiazda serialu „Policjantki i policjanci” (gra postać Mikołaja Białacha), opowiada o pracy w policji i w świecie filmu i estrady

Dobry policjant, to jaki policjant?
Musi być dobrym człowiekiem. To jest nieodzowna cecha. Poza tym musi być sumienny, rzetelny, potrafiący dobrze i szybko ocenić sytuację, w jakiej się znajduje. Dobry psycholog. Praca policjanta to nie jest zwykła praca od 8 do 16. To jest służba. Bo dobry policjant jest policjantem przez cały czas, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

Empatyczny?
Koniecznie. Nie może odwracać głowy, gdy dzieje się coś złego. Pamięta pan przypadek warszawskiego policjanta, który został ugodzony nożem na przystanku? On był po pracy, bez munduru. Zadziałał automatycznie, nie myślał. Widział, że komuś dzieje się krzywda i stanął w obronie napadniętej osoby.

Pan od dziecka chciał być policjantem? Bo ja jako chłopak bawiłem się z kolegami, na podwórku, w złodziei i policjantów.
Ja też się tak bawiłem, ale zawsze stałem po stronie dobra. Nigdy nie byłem złodziejem (uśmiech). Jako młody człowiek chciałem pracować wśród ludzi i dla ludzi i marzyło mi się, żeby być muzykiem, piosenkarzem, aktorem. Dopiero w siódmej, ósmej klasie szkoły podstawowej postanowiłem, że będę policjantem: zobaczyłem w telewizji akcję antyterrorystów i tak mnie to zafascynowało, że wiedziałem, że to będzie moje życie, mój sposób zarabiania na chleb. Poza tym zawsze byłem ruchliwy, coś trenowałem. Zafiksowałem się na oddziały specjalne. Przeszedłem wszystkie niełatwe stopnie selekcji. I dopiąłem swego.

Policyjne tradycje rodzinne? Tato, bracia, wujkowie?

A gdzie tam. Rodzice prowadzili gospodarstwo rolne pod Wrocławiem, jeden brat mechanik samochodowy, drugi brat - kierowca, siostra nauczycielka… Szóstka nas była dzieciaków: mam trzech braci, dwie siostry. Ja byłem z tej całej ekipy najmłodszy i pierwszy w rodzinie nałożyłem mundur.

Po szkole policyjnej przez pewien czas pracował pan w prewencji.
Przez ten czas miałem okazję wyczyścić trochę krawężników we Wrocławiu. Tak powinno być. Nie można za szybko awansować. Bo kto nie poczuł piachu Colosseum, ten cóż może mówić o walkach gladiatorów. Potem przeniosłem się do Kompanii Antyterrorystycznej. I blisko 18 lat pracy w niej spędziłem.

A gdy już pan nałożył mundur antyterrorysty.
Wtedy poczułem się megadumny, że mam ciemnoszary mundur w ciapy. Że się udało, że spełniłem marzenia. Że dzięki sobie, dzięki własnej pracy, bez żadnej pomocy, kontaktów. Pewnie dlatego to smakowało tak cudownie.

A lekko nie było.
No nie. Skoki spadochronowe, poligony, mało snu, mnóstwo pracy, cały czas była dokręcana śruba. Nieźle w dupę dostawaliśmy, ale tak powinno być - bo antyterrorysta musi być i fizycznie, i psychicznie mocny. W doborowych jednostkach musi być duża selekcja, bo - nieskromnie mówiąc - muszą zostać na polu walki tylko najlepsi.

Prawie 20 lat w policji. Co pan najbardziej zapamiętał?
Wychowałem się w rodzinie wielodzietnej, sam mam córkę i może dlatego wszystkie dzieci wzbudzają we mnie sympatię. Dziecko to dla mnie istota, którą trzeba najbardziej chronić. I chyba dlatego najbardziej pamiętam dzieci, które były świadkami naszych policyjnych akcji: zapłakane, przestraszone. Szkoda mi było tych niewinnych istot, których rodzice coś spieprzyli, a one przez to cierpiały. No i kiedy niewinni ludzie musieli cierpieć, bo znaleźli się w nieodpowiednim czasie i miejscu, akurat kiedy my wkraczaliśmy do akcji…

Na przykład?
(uśmiech) Bywało tak, że zatrzymywaliśmy bandytów w domach publicznych i przy okazji w takim burdelu zatrzymywaliśmy też innych „gości”, którzy tylko przyszli się zabawić, a żadnego przestępstwa na sumieniu nie mieli. Przypadek. Oczywiście, że po sprawdzeniu, po przejściu wszystkich procedur, zostali wypuszczeni, ale w momencie akcji nikt z nas się z nimi nie cackał.

No bo jak tacy antyterroryści wpadają do lokalu, to jest dym.
Nie zawsze krzyczą, gryzą, biją. Kiedy zatrzymywani reagują na polecenia, kładą się na ziemię, i dają się skuć i wyprowadzić, to na tym się robota antyterrorystów kończy. Przekazujemy zatrzymanego pana innym, dziękujemy, koniec roboty, wychodzimy.

Zajrzała panu kiedyś śmierć w oczy?
Wiele razy, ale można się do tego przyzwyczaić. W czasie akcji trzeba jednak wyłączyć myślenie o śmierci, złe przeczucia, bo to tylko może pokomplikować robotę. Ja miałem zawsze dużo szczęścia w życiu, w pracy. Raz tylko byłem ranny - w rękę. Jedyną pamiątką tego do dzisiaj jest to, że codziennie rano, kiedy wstaję mam dwa palce sztywne, bo mam uszkodzony nerw łokciowy. Mówię, że miałem szczęście, bo nie dostałem pociskiem w krtań, oko…

Czemu zakończył pan przygodę pod hasłem „praca w policji”?
W pewnym momencie służby doszedłem do takiego momentu, że osiągnąłem wszystko to, co mogłem osiągnąć. Wiedziałem, że w policji już nie zrobię kroku do przodu, że już tylko będę stał w miejscu. A ja jestem człowiekiem, który lubi nowe wyzwania, lubi, jak się coś wokół niego dzieje. I zadałem sobie pytanie: czy jeszcze do pięćdziesiątki popracuję w policji, czy też poszukam sobie nowych wyzwań. Postawiłem na to drugie.

Nadpobudliwa ruchliwość?
ADHD połączone z pracoholizmem. Jestem o tym przekonany. Wiem, że potrzebuję odpoczynku, ale najlepiej mi się odpoczywa w pracy (uśmiech). I nawet kiedy po 13 godzinach zdjęć na planie serialu „Policjantki i policjanci” mam czas, żeby odetchnąć, to odpoczywam w ruchu, na przykład na treningu: sporty walki, boks.

Pewnego dnia zapukał pan do drzwi: show-biznes.
Najpierw postawiłem na muzykę. Cały czas mnie ciągnęło do grania, śpiewania. Miałem przez całe życie kilka zespołów, w których występowałem, prowadziłem imprezy jako konferansjer, grałem na nich jako muzyk i piosenkarz. I z kilkoma chłopakami zrobiliśmy płytę w klimacie disco polo dance. Zespół się nazywał Hellos. Nasze piosenki gdzieś tam latają po internecie. I zacząłem też chodzić na szereg castingów - reklamy, filmy.


Czemu pociągał pana akurat ten świat?

Bo scena, aktorstwo, muzyka mnie kręciły od zawsze.
Mały Mariuszek występował w przedszkolu, wierszyki recytował na akademiach szkolnych?
Ależ oczywiście, że tak. Nawet role dziewczynek grałem…

No nie, twardziel Węgłowski dziewczynką?
Miałem dwie siostry, które mnie niekiedy przebierały w sukienki, bo wystawialiśmy dla licznej rodziny domowe przedstawienia. Sześcioro rodzeństwa, rodzice, dziadkowie… - najbliżsi to było 10 osób. A na imprezach typu imieniny, urodziny, 20 osób to był standard. Były więc wierszyki, granie scenek, naśladowanie znajomych - mówili, że byłem genialny w podrabianiu znajomego mojego taty, pana Jurka Szyszki. Oklaski zdobywałem, naśladując jego zachowanie, ruchy. Od najmłodszych lat bawiłem publiczność. I już jako dorosły facet postanowiłem znów wrócić do grania. Na castingach jednak ciągle słyszałem: „Okej, okej, zadzwonimy do pana...”, co było dla mnie jasnym sygnałem: „Spadaj mały, tam są drzwi”. Ale pewnego razu dostałem e-maila z zaproszeniem na casting do serialu. Poszedłem, jedna rozmowa, druga, trzecia, ale nie wiedziałem, do jakiego filmu, bo wszystko było owiane tajemnicą. Po kilku castingach zostało tylko kilku mężczyzn, aż w końcu zostałem sam i tylko mi nowe partnerki podsyłano do zagrania kolejnych scen: przed reżyserem, operatorem, scenarzystą, producentem. A ja grałem i o nic nie pytałem, bo jestem po robocie w służbach: „Nie pytać, czekać”. To jest dobra zasada. W końcu reżyser wstał i powiedział: „Mariusz, ty już domyśliłeś się, że my cię kupujemy, prawda? Witamy na pokładzie”. I wtedy mi powiedzieli, że to będzie serial policyjny. I tak się zaczęły „Policjantki i policjanci”.

Pana świat
Trafiłem w dychę, ale i realizatorzy zdawali sobie sprawę, że moje doświadczenie, obycie w tym zawodzie, będzie procentowało na planie, bo ja przecież z aktorstwem przez duże „a” nie miałem nic wspólnego.

Naturszczyk
No tak, bo ja sobie tylko przecież pogrywałem dotychczas aktorsko. Musiałem się grania uczyć. Ale byłem kopalnią wiedzy, jeśli chodzi o sprawy policyjne, np. jak się zachować w czasie interwencji, że przez radiostację policyjną woła się „Robert do Mariusza”, a nie „Mariusz do Roberta”, a na początku w scenariuszu było odwrotnie i trzeba było to, po moich sugestiach, żeby było bardziej prawdziwie, poprawić. Prowadziłem też szkolenia dla aktorów z posługiwania się bronią. Szybko się nauczyli, a ja miałem satysfakcję. Nikt im dziś nie zarzuci, że mają strzelać, broń jest gotowa, wycelowana, a oni trzymają palec poza językiem spustowym.

Serial jest kręcony we Wrocławiu, historie wyglądają bardzo wiarygodnie.
Bo są zaczerpnięte z życia. Z archiwów komendy. Takie rzeczy, jak u nas w serialu, dzieją się, działy się naprawdę. Koledzy policjanci zarzucają mi jedynie, że akcja dzieje się za szybko - w jednym odcinku zdarzenie, przesłuchanie, chwilę później zatrzymanie. A tak w filmie trzeba, bo przecież dla widza nie byłoby atrakcyjne, jeżeli byśmy kogoś, kto nie chce mówić, przesłuchiwali cztery godziny.

Dodaje pan coś od siebie w scenariuszu, na planie?
Za chwilę będzie 500 odcinków „Policjantek i policjantów” - szacun dla scenarzystów, że tyle historii opisali, napisali, bo w każdym odcinku są dwie historie - czyli uzbierało się ich już około tysiąca. Przez ten czas wiele razy wychodził ze mnie stary policjant i z własnego doświadczenia coś dorzucałem w dialogi. Przemycam na przykład swoje powiedzonka: „grzeczniej”, „łapki na gumki”…

„Łapki na gumki”?
Ręce przy sobie.

Serial oglądają prawie trzy miliony widzów.
Dla nas to też fenomen. Zwłaszcza, że „Policjantki...” lecą w TV4, która ma mniejszą widownię od Polsatu, TVP czy TVN, a „wycięliśmy” ich policyjne seriale. Różni ludzie nas oglądają. Kiedyś siedzę w poczekalni u lekarza, obok mnie facet odziany w złoto, dobrze ubrany, wydziarany. I w pewnym momencie mówi: „Czaiłem się trochę, ale powiem panu szczerze. Wyszedłem niedawno z aresztu na Świebodzkiej. Miałem taki epizod - siedem miesięcy siedziałem. I wie pan co oglądaliśmy pod celą? >>Policjantki i policjantów<<. Piona”. Innym razem spotkałem kibiców piłkarskich, którzy wracali z meczu i wiadomo - nie przepadają za policją. Dwóch chłopaków i dziewczyna. Jeden z chłopaków zawołał: „Panie Mikołaju, panie Mikołaju. Możemy sobie fotkę zrobić?” Na co dziewczyna: „Fotkę sobie z nim będziesz robił”? Na co facet: „No to co, że pies, ale fajny gość”. I zrobiliśmy sobie selfie...

Gliniarz. Pies. To dla policjanta obraźliwe?
Mnie to wcale nie rusza. Wiele razy słyszałem, jak tak o mnie mówili. Jeden gość wprost mi powiedział, bo chciał sprowokować: „Jesteś psem”, na co mu odpowiedziałem: „Nie, człowiekiem”. I odpuścił… Policjanci sami na siebie, o sobie mówią „glina”, rzucają: „jedziemy na psiarnię”, „w naszej psiarni to trzy światy”. Policjanci, tacy jak ja, którzy pracowali na pierwszej linii ognia, nie mieli czasu, żeby się na takie bzdety obrażać. To były dla nich pierdoły, że ktoś na nich powiedział, że są „psami”. Uraża to pewnie tylko tych, którzy na którymś tam piętrze siedzą za biurkiem, w wielkim gmachu i się boczą, że ktoś napisał o komendzie „jebana psiarnia”. Tacy policjanci mają problem ze sobą, powinni pójść do pana doktora, usiąść na kozetce, i o tym porozmawiać.

Pokazujecie prawdziwe życie, nie tylko strzelanki-rąbanki.
Bardzo mi się podoba, że nasz film ma walory edukacyjne. Bo to jest ważne, zwłaszcza że oglądają nas młodzi ludzi. Podejmujemy różne tematy: przemoc, szkodliwość narkotyków, alkoholu, paserstwo, kradzieże. I te wszystkie złe sytuacje, zachowania są piętnowane. Dobro walczy ze złem i zwycięża. Pokazujemy policję, którą niekoniecznie trzeba lubić. Bo policja ma nakazywać pewne rzeczy, pilnować, trzymać porządek. I nawet bandyci, kiedy potrzebują pomocy, to też dzwonią po policję.

Praca antyterrorysty, aktorstwo, ale muzyka ciągle w panu siedziała i w końcu wyszła.
Wybuchła. Nagrałem z zespołem płytę, śpiewam piosenki, bo chcę, żeby ludzie przy mojej muzyce świetnie się bawili. Bo ja sam lubię się bawić. Na scenie dzielę się swoją pozytywną energią, której mam niemało. A jak przy okazji zarabiam na tym pieniądze, to super. O graniu, śpiewaniu, nigdy nie zapomniałem. Muzyka czekała na swój czas w moim życiu. Teraz mam za sobą fantastyczny band, z najwyższej półki, razem gramy, dajemy koncerty, i bardzo nas to kręci.


Płyta nosi tytuł „Mówię wam”. Teksty piosenek są jak żywcem wyciągnięte z pana życia.

Są mojego autorstwa, natomiast nie jestem sprawny technicznie, jeśli chodzi o komponowanie, więc tylko zamysły muzyczne podrzucam producentowi i tworzymy razem, w zespole, z muzykami. To trochę rap, hip-hop, folk. Jest o życiu, trochę filozoficznych „rozkminek”, o miłości też jest, o zasadach, jakimi warto się kierować w życiu.

Pana plany? Marzenia?
Żeby udało mi się żyć z grania, z muzyki. Czuję, że scena to jest moje miejsce.

Rozmawiał Robert Migdał

Mariusz Węgłowski o sobie

Policjant, aktor, piosenkarz...

Pochodzę z małej miejscowości pod Wrocławiem. Od 17 lat jestem w związku małżeńskim z Agnieszką, a od lat 15 jestem szczęśliwym tatą córki Nikoli.
Już jako młody chłopak (oprócz tego, że chciałem być Lewandowskim lat 80., czyli Bońkiem) marzyłem o tym, żeby zostać policyjnym komandosem.
Moją pierwszą pasją, którą odkryłem w bardzo młodym wieku, była jednak muzyka, śpiew, taniec, a nade wszystko gra na perkusji. Pierwsze zarobione pieniądze pochodziły właśnie z minikoncertu, a właściwie wykonania piosenki na żywo pt. „Z tamtej strony Wisły”, którą grając na zdezelowanych garnkach i miskach, wykonałem dla podpitych sąsiadów, którzy leżeli na trawce, popijając winko po pracy.
W 1996 udało mi się dostać do Szkoły Policji w Katowicach. Czułem się cudownie i podczas codziennego marszu na stołówkę postanowiłem, że napiszę hymn kompanii szkolnej. Dowódca kompanii go zaakceptował i tak to stałem się dumnym autorem jedynego hymnu, który wykonywaliśmy trzy razy dziennie, idąc na posiłki. To była moc. Po zaliczeniu wstępnego szkolenia rozpocząłem pracę w Oddziale Prewencji we Wrocławiu. Kiedy tylko zaczął się nowy nabór do KAT, z miejsca zgłosiłem się na egzaminy. Przetrwałem prawie 3-letnie, naprawdę ciężkie szkolenie i byłem już pełnowartościowym „operatorem”.
W pewnym momencie kariery w „firmie” doszedłem do wniosku, że osiągnąłem wszystko, co dało się osiągnąć - postanowiłem pójść na casting: dostałem główną rolę i od kilku lat pracuję przy jego produkcji. Pojawiały się również mniejsze role, epizody. W serialu „Świat według Kiepskich”, „Pierwsza miłość”, „Fala zbrodni”.
Podczas pracy przy serialu „Policjantki i policjanci” napisałem piosenkę „Odwieczna walka”, która jest pewnego rodzaju autobiograficzną opowieścią nie tylko o mnie, ale i o życiu. Piosenka ta odniosła sukces na YouTube - w ciągu kilkunastu dni klip zrealizowany przez ATM Grupa obejrzało ponad milion widzów.
źródło: mariuszweglowski.pl

Robert Migdał
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Gwiazda serialu "Policjantki i policjanci": Niektórzy mówią o mnie „gliniarz” albo „pies”. Nie obrażam się za to [ROZMOWA] - Gazeta Wrocławska

Komentarze 9

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

F
Franek
Ogladam bo lubie ale teraz same powtorki to mni denerwuje .Sa fajne akcje ale troche przekolorowane najbardziej mi sie podoba Bialach i Ola.Sa fajni a nam sie marzy zeby taka policje byla na codzien i zeby mozna bylo zalatwic na policji takie zyciowe sprawy jak spokoj w bloku .No moze sa takie bloki ale nie u nas w tarnowskiej spoldzielni to tylko uklady bo korupcja szaleje i dlatego marzymy o sprawiedliwosci .Jak mozna byc szczesliwym Polakiem jak cisza nocna to huk jakby armaty graly i co tu mozna zrobic z tym nic bo jak zglosisz to nikt ze sasiadow do ciebie sie nie odzywa tylko spiskuja i dalej bucza i hucza klimatyzatorami w bloku nigdy nie ma spokoju Calodobowo rabanie pompami huk straszny a mozesz lokatorze zarobic pobyt we wariatkowie jak wezwiesz na pomoc 112.Nikt ludziom nie pomaga a policja slyszy jak przyjezdza wzywana ale nic nie robi i narazasz sie sasiedzie i wyslaja takich na nas bandziorow strach sie bac skad sie to bierze zeby wsrod ludzi bandyci chodzili?
F
Franek
Ogladam bo lubie ale teraz same powtorki to mni denerwuje .Sa fajne akcje ale troche przekolorowane najbardziej mi sie podoba Bialach i Ola.Sa fajni a nam sie marzy zeby taka policje byla na codzien i zeby mozna bylo zalatwic na policji takie zyciowe sprawy jak spokoj w bloku .No moze sa takie bloki ale nie u nas w tarnowskiej spoldzielni to tylko uklady bo korupcja szaleje i dlatego marzymy o sprawiedliwosci .Jak mozna byc szczesliwym Polakiem jak cisza nocna to huk jakby armaty graly i co tu mozna zrobic z tym nic bo jak zglosisz to nikt ze sasiadow do ciebie sie nie odzywa tylko spiskuja i dalej bucza i hucza klimatyzatorami w bloku nigdy nie ma spokoju Calodobowo rabanie pompami huk straszny a mozesz lokatorze zarobic pobyt we wariatkowie jak wezwiesz na pomoc 112.Nikt ludziom nie pomaga a policja slyszy jak przyjezdza wzywana ale nic nie robi i narazasz sie sasiedzie i wyslaja takich na nas bandziorow strach sie bac skad sie to bierze zeby wsrod ludzi bandyci chodzili?
...4
Panu Policjantowi chciałbym zadać pewne pytanie. Czy Pan Policjant uważa, że polskie dzieci sa wystarczająco zabezpieczone polskim prawem przed latającymi luzem psami? Nie wiem gdzie operuje Pan glina, ale ten problem jest szczególnie widoczny na wsiach i peryferiach miast, gdzie tylko od woli psa zależy czy ugryzie i zabije dziecko czy nie? Tam bowiem psy lataja luzem i nie są skrępowane płotem i swym panem. Proponuje Panu glinie zapoznać się z historia 5-letniego Kubusia z Katlewa uśmierconego w brutalny sposób przez psy, przemyśleć to, i podzielić sięz nami wszystkimi przemyśleniami na ten temat. A jeśli ten koment nie dojdzie do Pana policjanta, to apeluję, aby ktoś inny go skopiował i mu dostarczył. Ja na prawdę doceniam, że jest Pan szeryfem, ale sa tez ważniejsze rzeczy...
A
Aga
Super policjant, super człowiek , super aktor. Życzę powodzenia , zdrowia i sukcesów na planie i w życiu zawodowym.
X
XR
generalnie tego typu seriali, ale ten faktycznie ma coś w sobie. Powodzenia!
G
Gość
hehe
t
towarzyskie
,, byli w domu publicznym ale nic na sumieniu nie mieli" rzeczywiście...Już samo przebywanie w agencji towarzyskiej w celu,, zabawienia się" a nie wymiany okien, instalacji czy naprawy kuchenki świadczy o zwyrolstwie. Korzystanie z nierządnic i zadawanie z dz..i świadczy o człowieku bardzo źle.
W
Ww.
zamienić kilka słów osobiście z p. Mariuszem. Bardzo fajny,normalny człowiek. Powodzenia w spełnianiu dalszych planów życiowych, oraz conajmniej 1000 odc. w serialu.
K
Kasia
Na początku nie mogłam się przekonać do tego człowieka w Policjantkach i Policjantach, bo wydawał się nadętym, półmózgim dresem. Ale kilka odcinków wystarczyło i okazało się, że to całkiem fajny i serial i aktor. Teraz serial oglądam regularnie i po tym wywiadzie cieszę się, że spełnia swoje marzenia i wydaje się być szczęśliwym, mega pozytywnym człowiekiem. Jeśli podczas pracy w policji był tak samo twardy i jednocześnie łagodny i empatyczny jak pokazuje to w serialu, to życzyłabym wszystkim policjantom takiej postawy :)
Wróć na i.pl Portal i.pl