Happeningi z cechami terroryzmu. Kto finansuje ataki aktywistów na dzieła sztuki?

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Aktywistki grupy Just Stop Oil oblały zupą obraz "Słoneczniki" Vincenta van Gogha.
Aktywistki grupy Just Stop Oil oblały zupą obraz "Słoneczniki" Vincenta van Gogha. PAP/EPA/JUST STOP OIL HANDOUT
Obserwując ataki aktywistów klimatycznych na dzieła sztuki, nie sposób pozbyć się wrażenia, że mamy do czynienia z realizacją zorganizowanego planu, obmyślonego, sfinansowanego i wdrożonego w życie przez ludzi, których na to zwyczajnie stać. Poza tym, jak uważa dr Artur Winiarski, dyrektor prywatnego muzeum Villa La Fleur w Konstancinie, te swego rodzaju happeningi, mają też niestety cechy terroryzmu.

Zamachy na sztukę ze strony ekoaktywistów nie są niczym nowym. Już od czasów starożytnych niektórzy usiłują w ten sposób pozyskać uwagę szerszego audytorium. Herostrates, szewc żyjący w czasach starożytnych – w IV wieku przed naszą erą, owładnięty był obsesją sławy. W 356 roku przed naszą erą podpalił Artemizjon – świątynię bogini Artemidy. W starożytności uważana była za jeden z siedmiu cudów świata. Herostrates uznawany jest za pierwszego terrorystę w historii. Za tę zbrodnię został skazany na śmierć, ale starożytni przewidzieli dlań dodatkową karę (nieskuteczną, jak się okazało): damnatio memoriae, czyli skazanie na zapomnienie poprzez wymazanie o Herostratesie wszelkich wzmianek z dokumentów pisanych. Ze zmowy milczenia wyłamał się jeden z historyków – kronikarzy, dzięki któremu miano pierwszego terrorysty przetrwało w zbiorowej pamięci po dziś dzień. Jak się okazało, Herostrates wiedział co robi. Zbrodnia, której się dopuścił, odbija się echem jeszcze tysiące lat po jego śmierci.

Naziści, futuryści i sufrażystki

Zamachami na dzieła sztuki wsławiły się również sufrażystki. Na początku XX wieku jedna z nich, Mary Aldham (niektóre źródła mówią o Mary Wood) pocięła tasakiem _Portret Henry’ego James_a pędzla Johna Singera Sargenta, znajdujący się w londyńskiej Royal Academy. Była to jej forma sprzeciwu przeciwko odmawianiu kobietom praw wyborczych.

Mary Aldham dobrze wpisała się ze swoją działalnością w ducha epoki. W 1909 roku Tomas Marinetti, ojciec ruchu futurystycznego, na łamach paryskiego „Figaro” opublikował pierwszą programową wypowiedź futuryzmu – rodzaj manifestu, wskazującego kierunek rozwoju ruchu. Futuryzm sławił wojnę – „jedyną higienę świata” – militaryzm, patriotyzm, anarchię, moralizm i pogardę wobec kobiet oraz feminizmu (interesujące, że prezentował tym samym pogląd o skrajnie różnym zwrocie co sufrażystki). Nawoływał do burzenia muzeów, bibliotek i akademii, głosząc przy tym pochwałę nowoczesności, pędu i przemysłu. Czytamy w nim między innymi:

„To z Włoch rzucamy w świat ten nasz manifest gwałtowności niszczycielskiej i podpalającej, którym ustanawiamy dziś Futuryzm, ponieważ chcemy uwolnić ten kraj od śmierdzącej gangreny profesorów, archeologów, zawodowych przewodników i antykwariuszy.
Zbyt długo już były Włochy targowiskiem tandeciarzy. Chcemy uwolnić je od niezliczonych muzeów, które pokrywają ten kraj niezliczonymi cmentarzyskami.
Muzea: cmentarze!... Są zaiste identyczne przez nieszczęsne pomieszanie licznych ciał, które się nawzajem nie znają. Muzea: publiczne sypialnie, w których spoczywa się na zawsze obok istot nienawistnych lub nieznanych! Muzea: absurdalne rzeźnie malarzy i rzeźbiarzy, którzy zabijają się wzajemnie ciosami barw i linii wzdłuż skłóconych ścian!”.

Sztuka stała się również celem nazistów. Zorganizowana w Monachium w 1937 roku wystawa Sztuka Zdegenerowana prezentowała sztukę wynaturzoną w rozumieniu nazistowskiej doktryny (niem. Entartete Kunst). W ówczesnym rozumieniu tego terminu chodziło głównie o sztukę nowoczesną, niezgodną z obowiązującą ideologią. Sztuka tego rodzaju usuwana była z państwowych muzeów i prywatnych kolekcji. Wiele spośród dzieł zaliczonych do zdegenerowanych zostało sprzedanych przez nazistów za granicę – często po zaniżonych cenach. Niestety, wiele spośród obrazów uznanych za stojące w poprzek nazistowskiej doktrynie zostało intencjonalnie zniszczonych.

Przeciwnicy satanizmu, niedocenieni artyści i wściekli ojcowie

W 1952 roku dwóm aktywistom galerii i muzeum sztuki w Glasgow nie spodobał się zakup obrazu Salvadora Dali Chrystus świętego Jana od Krzyża, który zawisł w Galerii Sztuki i Muzeum Kelvingrove. Podstawą wzburzenia był fakt, że muzeum zakupiło ze swoich środków obraz artysty, który nie należał do lokalnej społeczności. Odebrane zostało to jako przejaw braku chęci promowania lokalnych talentów, chociaż jak się okazało obraz był inwestycją i został zakupiony poniżej ceny katalogowej (za 8200 funtów; znacznie później rząd hiszpański zaoferował odkupienie obrazu za kwotę przyprawiającą o zawrót głowy – za 80 milionów funtów). Zwieńczeniem kontrowersji narosłych wokół obrazu była atak, który miał miejsce w 1961 roku: jeden ze zwiedzających uszkodził obraz kamieniem i rozerwał jego płótno rękoma. Po tym incydencie i odnowieniu malowidła dzieło zostało umieszczone za ochronną szybą. Słusznie, jak się okazało – w latach 80. kolejny z zamachowców wypalił do obrazu z broni palnej.

W 2013 roku jeden z protestujących, powiązany z ruchem Fathers4Justice, czyli organizacją zajmującą się walką o zmianę prawa rodzinnego i rozwodowego w Wielkiej Brytanii, przykleił w Galerii Narodowej w Londynie zdjęcie chłopca do malowidła Johna Constable’a Wóz na siano. Atak nastąpił po publicznym wygłoszeniu przez organizację wezwania do ojców, by podejmowali cotygodniowe oddolne akcje w duchu sufrażystek, by w ten sposób wymusić na politycznym establishmencie zmianę przepisów prawa rodzinnego. Wandale powiązani z organizacją Fathers4Justice mieli również na koncie zamach na portret królowej wiszący w Westminster Abbey.

3. października 2020 doszło również do masowego ataku na zbiory w czterech muzeach znajdujących się na Wyspie Muzeów w Berlinie. Ucierpiały przede wszystkim kolekcje Muzeum Pergamońskiego oraz Nowego Muzeum. Nieznany sprawca lub sprawcy spryskali kilkadziesiąt znajdujących się w zbiorach obiektów oleistą cieczą. Zamach przeprowadzony był na tyle sprawnie, że ani zwiedzający ani pracownicy obiektów nie zauważyli momentu ataków. Po dziś dzień sprawców ataku nie ujęto. Plotki krążące po internecie głoszą, że za atakami mieli stać zwolennicy teorii spiskowych, a ideologicznym podłożem ataków miały być rzekome powiązania Muzeum Pergamońskiego ze światowym ruchem satanistycznym.

Ile kosztuje nas terroryzm wystawowy?

– Na Zachodzie sztuka oznacza wydarzenie – pojawia się w prasie i jest szeroko komentowana. W takich miejscach dobrze jest zrobić, jak mniemam, rodzaj happeningu. To jest taka tania reklama, ale mająca też niestety cechy terroryzmu

– zauważa dr Artur Winiarski, dyrektor prywatnego muzeum Villa La Fleur w Konstancinie.

Jak na razie działalność muzealna aktywistów klimatycznych przyniosła jedynie dyskusję o tym, jak lepiej zabezpieczyć dorobek kulturowy zgromadzony w muzeach. Powraca również wątek kosztów, dostępności arcydzieł światowego malarstwa dla szerokich mas jego miłośników oraz tego, w kogo uderzą konsekwencje tego rodzaju happeningów.

– Byliśmy już świadkami tego, jak zmieniły się podróże lotnicze, od kiedy terroryści zaczęli atakować samoloty – wnosić ładunki wybuchowe i tak dalej. W efekcie teraz już nie można podróżować tak, jak kiedyś. Ktoś nam zabrał przyjemność podróżowania: dzięki zamachowcom dziś musimy przechodzić przez bramki, pokazywać cały bagaż zabierany na pokład, na lotnisku znaleźć się dwie godziny przed odlotem… Czy chcemy, żeby galerie malarstwa wyglądały pod względem bezpieczeństwa tak, jak dziś wyglądają nasze lotniska?

– zastanawia się prof. Magdalena Gawin, była generalna konserwator zabytków, a dziś dyrektor Instytutu Pileckiego.

– Obraz za szkłem nie jest tym samym co płótno, na które możemy bezpośrednio patrzeć. Dotąd szklana tafla była wykorzystywana w wyjątkowych okolicznościach – Mona Lisa w Luwrze prezentowana jest za szkłem i parę innych arcydzieł – więc to, co nas powinno najbardziej martwić, to jest zmiana, która nastąpi w związku z tymi barbarzyńskimi atakami, która nam utrudni obcowanie z arcydziełami sztuki – zauważa dr Gawin.

Obawę tą zrozumieją miłośnicy muzeów. Szkło często przeszkadza w podziwianiu detali dzieła, generując odbicia świetlne i zaburzając odbiór malowidła. Dobrze przygotowana ekspozycja obejmuje takie zaprojektowanie oświetlenia, by zwiedzający mieli jak największy komfort w obcowaniu ze sztuką. Przy powszechnym wykorzystaniu szklanych zabezpieczeń – szczególnie w przypadku dzieł wielkoformatowych – zadanie to będzie zdecydowanie utrudnione.

Kolekcjonowanie sztuki to też jeden ze sposobów akumulowania kapitału. Niektórzy z kolekcjonerów zamykają nabyte przez siebie dzieła w skrytkach bankowych, nie decydując się na ich prezentację szerszej publiczności. Jednak duże muzea, organizując wystawy i głośne wydarzenia, uczestnicząc w ruchu muzealnym zabiegają o współpracę również z kolekcjonerami prywatnymi. Atrakcyjność konkretnej wystawy, w zależności od zapotrzebowania i jej tematyki, w dużej mierze zależy od tego, jakie obrazy wypożyczane są czasowo z jednego muzeum do innego lub od prywatnego kolekcjonera. Nadto wiele z instytucji wchodzi we współpracę z kolekcjonerami prywatnymi, nierzadko prezentując ich zbiory na ekspozycjach stałych.

– Całkowicie podzielam tę obawę, że kolekcjonerzy prywatni będą bardziej ostrożnie wchodzić we współpracę z muzeami i rzadziej prezentować posiadane zbiory szerszej publiczności

– obawia się dr Magdalena Gawin.

Jej słowa wydają się znajdować odzwierciedlenie w faktach. Efektem ataku na Stogi Moneta w Muzeum Barberini była decyzja jego fundatora, Hasso Plattnera, o czasowym zamknięciu wystawy dla zwiedzających, o czym muzeum poinformowało w swoich social mediach i w komunikatach prasowych:

„Podstawą dla zamknięcia stało się życzenie fundatora muzeum, Hasso Plattnera, by przeanalizować sytuację z krajowymi i międzynarodowymi partnerami oraz instytucjami wypożyczającymi dzieła i przedyskutować ryzyko ujawnione przez ostatnie ataki”.

– Prawda jest taka, że w przypadku ruchu muzealnego jest on realizowany w większości przypadków tylko wtedy, jeżeli są spełnione pewnego rodzaju kryteria. Po pierwsze, jeżeli dzieło jest ubezpieczone. Po drugie – gdy jest zabezpieczone, czyli tu wchodzą w grę fizyczne zabezpieczenia: ochrona, podgląd, i tak dalej. Wystąpienie strat spowodowanych wandalizmem jest minimalizowane. Nie jestem w stanie przewidzieć, jaka będzie średnia zachowań prywatnych kolekcjonerów sztuki i czy ktoś po prostu nie będzie chciał wypożyczyć swojego obrazu, bo boi się tego rodzaju ataków – wyjaśnia dr Artur Winiarski.

Podwyższone środki bezpieczeństwa oznaczają jednak wyższe koszty, poniesione w związku z zabezpieczeniami. Kogo obciążą?

– Nie wiem, w którym momencie nastąpi przełożenie konsekwencji ataków na pieniądze. Wszystko ma swoją wytrzymałość. Ubezpieczyciele będę chcieli móc dalej pracować i ubezpieczać sztukę, żeby te wystawy były dalej organizowane. Raczej nie podniosą cen swoich usług, bo te i tak już są bardzo wysokie. Oczywiście pewnie będą próbowali minimalizować ryzyko poprzez postawienie nowych warunków. Raczej to muzea dostaną więcej obowiązków. Pewnie tak, ceny biletów do muzeów będą droższe

– wskazuje dr Winiarski.

Sztuka tylko dla bogatych, czyli kto pociąga za sznurki?

Kwestia finansowa dotycząca ataków wymierzonych w sztukę ma jeszcze jeden interesujący aspekt, w którym wiele miejsca zajmują milionerzy i miliarderzy.

Z jednej strony – jak już zostało wspomniane – wielu niezwykle zamożnych kolekcjonerów sztuki udostępnia swoje kolekcje publicznie na ekspozycjach stałych. Kolekcja sztuki, której właścicielem jest miliarder Hasso Plattner, jeden z najzamożniejszych ludzi na świecie, prezentowana jest na ekspozycji stałej w poczdamskim Muzeum Barberini, które Plattner ufundował. To do niego należał obraz Stogi Claude Moneta, wart ponad 110 milionów dolarów, obrzucony w drugiej połowie października sałatką ziemniaczaną. Na podobnej zasadzie działa też wystawa Od Moneta do Picassa w wiedeńskiej Albertinie. Prezentowane tam zbiory należały do nieżyjącego już Herberta Batlinera, milionera i prywatnego kolekcjonera sztuki oraz do jego żony Rity. Smaczku dodaje tej sprawie fakt, że Batliner uważany jest za wynalazcę mechanizmu finansowego, który milionerom i miliarderom całego świata umożliwił unikanie zobowiązań wobec fiskusa poprzez ukrywanie swoich dochodów w rodzinnych fundacjach.

Z drugiej strony za finansowaniem klimatycznych aktywistów i ich ataków wymierzonych w dzieła sztuki w Europie stoją kalifornijscy milionerzy, zrzeszeni w organizacji Climate Emergency Fund. Jak podaje strona organizacji, w swoim portfolio mają takie organizacje, jak:

  • Just Stop Oil (działają w Wielkiej Brytanii);
  • Stopp Oljeletinga (Norwegia);
  • Save Old Growth (Kanada);
  • Derniere Renovation (Francja);
  • Ultima Generazione (Włochy);
  • Fireproof Australia (Australia);
  • Renovate Switzerland (Szwajcaria);
  • Declare Emergency (USA);
  • Restore Passenger Rail (Nowa Zelandia).

Wszystkie te grupy zjednoczone są w sieci A22, której głównym fundatorem jest CEF. Just Stop Oil i Ultima Generazione otrzymały z tego źródła już ponad milion dolarów wsparcia od 2020 roku, ale te kwoty rosną w zawrotnym tempie. Doskonały PR i starannie zaplanowane publicity przyciągają uwagę możnych tego świata, którzy albo wierzą w misję głoszoną przez organizację albo widzą w poparciu jej swój interes. Jedną z osób, która udzieliła CEF-owi finansowego (cztery miliony dolarów) i wizerunkowego wsparcia, był Adam McKay, reżyser takich hitów jak Nie patrz w górę, Vice czy The Big Short.

Mając za sobą takie wsparcie i kapitał oraz taką strukturę, organizacje aktywistów klimatycznych niewiele sobie robią z przedsięwziętych przez instytucje i rządy działań, i rozszerzają spektrum swoich destrukcyjnych happeningów na inne obszary. Jednym z ostatnich jest wandalizowanie własności prywatnej. Najlepszym dowodem na to, że zorganizowane grupy aktywistów nie obawiają się konsekwencji prawnych swoich akcji, są organizowane przez nich w social mediach plebiscyty, w których zachęcają do głosowania nad kolejnym obiektem, który ma paść ofiarą ataku w imię realizacji postulatów klimatycznych. W ten sposób obiektami zamachów padły między innymi salony Roleksa w Londynie czy fasady instytucji państwowych, które aktywiści pokrywają rozpyloną farbą.

Przyglądając się z tej perspektywy działaniom aktywistów klimatycznych, nie sposób pozbyć się wrażenia, że nie mamy tu do czynienia z oddolnym ruchem, zatroskanym o jakość życia i dostęp do zasobów przyszłych pokoleń, ale z realizacją zorganizowanego planu, obmyślonego, sfinansowanego i wdrożonego w życie przez ludzi, których na to zwyczajnie stać. Nie znaczy to, że intencje aktywisty, który przykleja się do ramy znanego obrazu, nie są czyste i że nie powoduje nim faktycznie troska o dobro wspólne. Zastanawia jedynie brak refleksji, bo poza spektakularnym happeningiem destrukcyjne zamachy wymierzone w malarstwo nie przynoszą nic ponad wzmożoną dyskusją o środkach bezpieczeństwa, którymi objąć należy pozostały dorobek kulturowy. Herostrates osiągnął swój cel, w gruncie rzeczy prosty – osobisty rozgłos – bo nic więcej za nim nie stało. Aktywiści, którzy mienią się tymi, którzy walczą o lepsze dobro wspólne – czy jeśli chodzi o klimat, czy o prawa kobiet czy też o wsparcie dla lokalnego środowiska twórczego – nie uczą się historii i wydają się nie dostrzegać ciągów przyczynowo-skutkowych, które mogłyby prowadzić do realizacji ich postulatów. To nie siekiera wbita w płótno Portretu Henry’ego Jamesa przyniosła sufrażystkom prawa kobiet, a mozolna praca u postaw, mająca na celu zmianę świadomości u decydentów w tamtych czasach, niekiedy podparta politycznym czy gospodarczym interesem. Podobnie jest dziś z kwestiami klimatycznymi: to nie zmiany klimatu są dziś głównym problemem, w imię którego walczą aktywiści. Problemem jest smycz, w którą dali się ubrać, zupełnie nieświadomi tego, że stojący za nimi mocodawcy mogą dziś konkurować z demokratycznymi rządami nie tylko organizacyjnie, ale i finansowo, a ich interesy niekoniecznie reprezentują większość, w imieniu których rzekomo decydują się występować.

Jak dotychczas działania klimatycznych aktywistów nie odniosły żadnego znaczącego rezultatu i nie wpłynęły na zmianę kursu polityki klimatycznej w krajach Europy czy świata. A sztuka? Wedle porzekadła „Gadał dziad do obrazu…” nie tylko nie przemówi w swojej obronie, nadal będzie w kontekście happeningu jedynie narzędziem do zwracania uwagi, ale i zapewne przyjmie kolejną porcję farby czy spożywczej papki. Klimatyczni aktywiści przyszli po sufrażystkach, futurystach, nazistach, wkurzonych ojcach i zwolennikach teorii spiskowych. I zapewne nie jest to koniec pochodu. Zmienią się jedynie ci ciągnący za sznurki i ich interesy.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl