Inwazja Rosji na Ukrainę. Scenariusz na 2023 rok: wielkie pancerne bitwy, a później zamrożony front

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Rosja ma przewagę artyleryjską nad Ukrainą
Rosja ma przewagę artyleryjską nad Ukrainą mil.ru
Nic nie wskazuje na to, by w drugim roku inwazji Rosji na Ukrainę wojna miała się skończyć. Żadna ze stron nie ma wystarczającego potencjału, by znokautować przeciwnika. Obie są też zbyt zdeterminowane, by uznać porażkę, nawet jeśli z wiosenno-letniej wymiany ciosów któraś z nich wyjdzie bardziej osłabiona.

Spis treści

Nie da się określić rozwoju wydarzeń w wojnie Rosji z Ukrainą na cały bieżący rok. Wiele bowiem będzie zależało od wiosennego starcia. Wyniki spodziewanej ofensywy rosyjskiej – największej od lutego 2022 – jak też spodziewanej kontrofensywy ukraińskiej wpłyną na sytuację w kolejnych miesiącach.

Scenariusz wojny: cele Rosji

Celem szykowanego uderzenia Rosjan jest co najmniej zdobycie całego Donbasu, a więc pełnia realizacji choćby jednego z szeregu celów, jakie przedstawił Władimir Putin ogłaszając inwazję rok temu, a które nie zostały dotąd zrealizowane, ale i Kreml się z nich nie wycofał. Celem maksimum dla Moskwy pozostaje oczywiście pełne pokonanie Ukrainy, ale obecnie nie widać na to szans. Stąd można zakładać, że Rosja po ewentualnym sukcesie w Donbasie, przy jednoczesnym obronieniu dotychczasowych zdobyczy na południu, zdecyduje się znów zmniejszyć intensywność działań. Z dwóch powodów.

Po pierwsze, wszystko wskazuje na to, że zapowiadana wiosenna ofensywa przyniesie Rosji ogromne straty ludzkie, wyczerpując większość zasobów ludzkich z pierwszej fali mobilizacji, z jesieni 2022. Moskwa więc znów będzie musiała wziąć pauzę, zanim do boju gotowi będą żołnierze z drugiej fali mobilizacji, już przesądzonej. Te kolejne 200-300 tys. ludzi będzie gotowych do rzucenia na front – jeśli mamy się oprzeć na długości szkolenia pierwszej fali – gdzieś w środku lata. Wtedy może dojść do kolejnej dużej ofensywy, choć oczywiście dużo będzie zależało od tego, co wydarzy się w najbliższych miesiącach na froncie.

Po drugie, takie kilkumiesięczne interwały w kampanii wojennej Rosji przeciwko Ukrainie mają – tak się zakłada na Kremlu – w końcu zmęczyć Zachód i samych Ukraińców. Putin przyjął, że czas gra na jego korzyść. Zresztą polityka Zachodu – a więc dostawy coraz to ważniejszych dla wojny typów broni Ukrainie zawsze z dużym opóźnieniem, po tygodniach dyskusji i nacisków – utwierdza Rosję w tym przekonaniu. Taka „zbrojeniowa kroplówka” faktycznie pozwala Ukrainie trwać i nie przegrywać, a nawet pozwoliła na odbicie części terenów na południu i południowym wschodzie, ale nie wystarcza do dokonania przełomu w wojnie. Naczelny dowódca ukraińskich sił zbrojnych generał Wałeryj Załużny powiedział, ile potrzeba sprzętu, by móc pokonać Rosjan: dodatkowe 300 czołgów, 600-700 bojowych wozów piechoty, 500 haubic. Póki co, widać, że aż tyle broni z Zachodu nie napłynie, na dodatek nie będzie to jednorazowy zastrzyk pomocy.

Scenariusz wojny: cele Ukrainy

Warto przypomnieć narrację, jaka pojawiła się po jesiennych sukcesach Ukrainy: wypchnięciu wroga z obwodu charkowskiego, wygranych pod Iziumem i Łymanem, zmuszeniu Rosjan do odwrotu z zachodniej części obwodu chersońskiego. Przez szereg kolejnych tygodni właściwie wszyscy zaangażowali się w spekulacje pod hasłem „gdzie i kiedy nastąpi kolejna zwycięska kontrofensywa ukraińska?”. Jeszcze w grudniu okazało się, że takie myślenie jest zbyt optymistyczne. Wycofanie dużego zgrupowania z prawobrzeżnej Chersońszczyzny i ustawienie nowej linii obrony na Dnieprze pozwoliło rosyjskiemu dowództwu przerzucić znaczne siły do Donbasu: wzmocnić tam natarcie na Bachmut, ale przede wszystkim zatrzymać ukraińskie postępy w obwodzie ługańskim, na linii Swatowe-Kreminna, kluczowej dla utrzymania rosyjskich pozycji w północnej części Donbasu. Do tego na front docierały kolejne tysiące zmobilizowanych w październiku żołnierzy, coraz lepiej wyszkolonych i uzbrojonych. Właściwie od początku stycznia br. Ukraina nie prowadzi już działań ofensywnych.

Oczywiście nie tylko dlatego, że Rosjanie wzmocnili i wciąż wzmacniają siły w Donbasie i obwodzie zaporoskim. I nie tylko dlatego, że trzeba duże zasoby ludzkie i materiałowe poświęcać na obronne działania w rejonie Bachmutu, a od niedawna także leżącego bardziej na południe Wuhłedaru. Trzeci powód to oczywiście przygotowania do kolejnej kontrofensywy. To wymaga koncentracji odpowiedniej liczby wojsk i zapewnienia formowanemu zgrupowaniu odpowiedniego uzbrojenia. W tym miejscu oczywiście mówimy choćby o zachodnich czołgach. Dowództwo armii ukraińskiej musi działać rozważnie, odpowiednio dzieląc środki między obronę tam, gdzie Rosjanie coraz mocniej naciskają, a tam, gdzie to Ukraina planuje uderzenie. Taka rozwaga wymaga czasu. Zresztą trzeba czekać też na Leopardy, Abramsy i Challengery – cenne tygodnie stracono na skutek obstrukcji Niemiec.

Opóźnienie w decyzji o przekazaniu czołgów zmieniło sytuację strategiczną na niekorzyść Ukrainy, bo dało czas Rosji. I dziś to Rosjanie są typowani jako strona, która pierwsza wyprowadzi cios. Wybierając czas i miejsce. To zmusza Kijów do modyfikacji celów. Po pierwsze więc, odparcie rosyjskiej ofensywy. Ale w taki sposób, by mieć jeszcze siłę do wykonania własnego uderzenia. Celem jest wyzwolenie jak największej części okupowanych ziem i po raz kolejny pokazanie, że przy odpowiedniej zachodniej pomocy Rosja będzie zbierała kolejne cięgi. Kijów też zdaje sobie sprawę, że czas ucieka i że w pewnym momencie będzie musiał usiąść do rozmów, bo nie ma takiego potencjału, by rozbić rosyjską armię i wyprzeć siłą Rosjan zarówno z ziem zajętych po 24 lutego 2022, jak i tych okupowanych od 2014 roku. Chodzi więc o to, by mieć jak najsilniejszą pozycję negocjacyjną. A na pewno czymś takim byłoby przerwanie lądowego połączenia Krymu z Rosją.

Scenariusz wojny: gdzie i kiedy?

Kiedy można rozpocząć duże działania ofensywne z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu? Choć zima nie jest tak surowa w tej części Europy, jak zwykle, to jednak grunt zamarzł na tyle, by w miarę swobodnie się poruszać. Ale to okno możliwości zamknie się w marcu. Ukraina do tego czasu nie będzie jeszcze gotowa użyć w pełni nowej broni, z czołgami na czele, Rosjanie też póki co nie zebrali wystarczających sił. Czyżby więc trzeba było czekać aż do maja, gdy wyschnie step? Na pewno Rosji jednak bardziej zależy na przyspieszeniu działań ofensywnych. W maju bowiem Ukraina będzie wzmocniona czołgami zachodnimi.

Trudno oczekiwać działań ofensywnych jednej lub drugiej strony w obwodzie chersońskim. Wymagałoby to przekroczenia szerokiej rzeki Dniepr. Sama przeprawa jest już bardzo trudną operacją, ale po niej trzeba ustanowić zaopatrzenie dla nacierających jednostek poprzez przeprawy, które przeciwnik najprawdopodobniej będzie starał się zniszczyć ze wszystkich sił. Z drugiej strony, gdyby Ukrainie udało się sforsować rzekę, zdobyć przyczółek i wyprowadzić z niego uderzenie, to jest to najkrótsza droga na Krym. Jeśli Dniepr jest barierą, to za nią reszta terenu aż do przesmyku, wręcz przeciwnie, pomaga w ofensywie - jest to stepowa równina, na której nie ma wielu miejscowości.

Utrzymanie wschodniej części obwodu chersońskiego jest z tego powodu ważne dla Rosji. Ale także dlatego, że wraz z sąsiednią okupowaną częścią obwodu zaporoskiego ma znaczenie polityczne. Wszak do września to formalnie część Rosji. I to właśnie linia frontu w obwodzie zaporoskim wydaje się być kluczowa z punktu widzenia Moskwy. W razie powodzenia wojska rosyjskie odsunęłyby linię frontu, dzięki czemu korytarz lądowy z Krymu stałby się bezpieczniejszy, w szczególności ten kolejowy, który jest ostrzeliwany przez ukraińskie pociski wysokiej precyzji. Ale jeszcze większą wartość ten obszar stanowi dla Ukrainy. Potężne uderzenie na Melitopol i Berdiańsk pozwoliłoby dotrzeć do wybrzeża Morza Azowskiego i odciąć od zaopatrzenia zgrupowanie wojsk rosyjskich w obwodzie chersońskim - zaopatrzenie przez Krym stało się problematyczne po zbombardowaniu mostu krymskiego. Ten zaporoski odcinek frontu to przeszło 100 km, a ukształtowanie terenu sprzyja pancernym szarżom. Moskwa jednak od dłuższego czasu zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa ukraińskiej ofensywy w tym rejonie, więc w głębi obrony znajdują się rezerwy, zaś Melitopol i Berdiańsk są pospiesznie fortyfikowane.

W ostatnim czasie coraz więcej mówi się, że Rosja za miejsce ofensywy obierze obwód ługański. Tyle że Donbas generalnie to trudny teren do wielkich działań ofensywnych, dla jednej i drugiej strony. Z jednego choćby zasadniczego powodu: w tym regionie wojna toczy się od 2014 roku, więc obie strony są ufortyfikowane i dobrze przygotowane do walki. To również region przemysłowy, naszpikowany zakładami przemysłowymi i miastami, miejscami z wzniesieniami, niemożliwy do szybkiego zajęcia w wyniku choćby i potężnej ofensywy. Jeśli więc potwierdzą się doniesienia, że właśnie w obwodzie ługańskim nastąpi wczesnowiosenne wielkie uderzenie Rosji, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że będzie to raczej powtórka z krwawych bojów o Bachmut, czy wcześniej Siewierodonieck, niż szybka ekspansja jak ta rosyjska w obwodach chersońskim i zaporoskim na początku inwazji.

Potencjały Ukrainy i Rosji

Jeśli chodzi o liczbę personelu wojskowego, to po pierwszej fali mobilizacji w Rosji, dowództwo zdołało obsadzić jednostki frontowe ludźmi, wprawdzie niezbyt dobrze wyszkolonymi do działań ofensywnych, ale całkiem sprawnymi, aby załatać dziury na froncie, przez które Ukraina mogłaby przeprowadzić głębokie uderzenia. Tylko część zmobilizowanych trafiła na front, reszta albo szkoli się w obozach i na poligonach, albo jest trzymana w rezerwach. Szacunki dotyczące liczebności tych rezerw są bardzo różne, od 150 do 300 tys. ludzi. Ukraina też ma rezerwy, ale jej armia jest znacząco mniejsza od armii rosyjskiej. Aktywnie jednak szkoli żołnierzy i oficerów na swoich poligonach i bazach szkoleniowych za granicą. Mowa nawet o 50 tys. Ukraińców szkolonych w krajach NATO.

Rosja ma przewagę nie tylko w ludziach, ale także w liczbie sprzętu, zwłaszcza w lotnictwie, artylerii i pojazdach opancerzonych. Częściowo niweluje to obecność po stronie ukraińskiej nowocześniejszego, lepszego od rosyjskiego, sprzętu z Zachodu. Co ważne, wojsko ukraińskie ma przewagę pod względem łączności, rozpoznania taktycznego i operacyjnego oraz namierzania celów dla artylerii, ma też więcej broni precyzyjnie naprowadzanej i nowoczesnych systemów przeciwpancernych, co w wielu przypadkach pozwala Ukraińcom skutecznie konfrontować jednostki rosyjskie na poziomie taktycznym. Ukraińska armia korzysta z danych zachodniego wywiadu, w tym z satelitów, których jest więcej niż w Rosji, a także z informacji pochodzących z różnych samolotów zwiadowczych, które stale pełnią dyżury w pobliżu granic Ukrainy. Wreszcie Siły Zbrojne Ukrainy są lepiej zmotywowane i lepiej zorganizowane niż armia rosyjska - system zarządzania oddziałami wykorzystujący internet pozwala dowódcom różnych szczebli na szybkie podejmowanie decyzji, wydawanie rozkazów, podczas gdy pionowa struktura hierarchiczna w armii rosyjskiej spowalnia czas reakcji na zagrożenia.

Z drugiej strony, Rosjanie wyciągają jednak wnioski z niepowodzeń i najgorszą rzeczą byłoby ich lekceważyć, widząc w nich tylko mięso armatnie źle zarządzane przez głupich dowódców. W ostatnim czasie widać choćby zmianę taktyki po stronie rosyjskiej. Oczywiście na niektórych odcinkach wciąż rzuca się kolejne fale żołnierzy do natarcia, by osłabić obrońców, ale to głównie byli więźniowie z Grupy Wagnera. Regularnych żołnierzy, zwłaszcza ze specnazu czy wojsk powietrznodesantowych, dowództwo oszczędza. Na większości linii frontu Rosjanie przeprowadzają zaś sprawdzające lokalne ataki, by znaleźć słaby punkt w obronie ukraińskiej. Zresztą właśnie cała operacja zajęcia Sołedaru nastąpiła po tym, jak Rosjanie rozpoznali tam słabe ogniwo ukraińskiej obrony i rzucili nagle na małym odcinku ogromne masy ludzi i sprzętu do ataku.

Jeśli zaś mowa o obronie, to Rosjanie już od listopada intensywnie rozbudowują linie fortyfikacji, ale też szykują rezerwy na tyłach, które będzie można rzucić do boju na dany odcinek, gdzie byłoby ryzyko przerwania frontu przez nacierających Ukraińców.

Perspektywa długoterminowa

Niezależnie do tego, kto uderzy pierwszy, gdzie, kiedy i z jakim skutkiem, nie wydaje się, żeby taka ofensywa była na tyle skuteczna, by położyć kres wojnie. Prędzej wzmocni jedną lub drugą stronę na czas jakiś. Należy oczekiwać znów spowolnienia działań wojennych aż do lata. Wtedy dojdzie do kolejnych dużych ruchów, chyba że z jakiegoś powodu, choćby wewnętrznego, jedna ze stron będzie skłonna rozmawiać. Ale nawet takie rozmowy to prędzej zamrożenie konfliktu, niż jego zakończenie.

od 16 lat

lena

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl