Jak wygląda wrogie przejęcie od kuchni

Agnieszka kropielnicka, Tomasz Dominiak
W czasach kryzysu rośnie rola analityków, którzy jednym raportem mogą posłać firmę na bruk albo ułatwić zmianę jej właściciela. Oto historia o tym, jak wygląda wrogie przejęcie od kuchni.

Czy akcje Lotosu, jednej z dwudziestu największych polskich spółek paliwowych notowanych na giełdzie, mogą być warte zero złotych? Taką wycenę ogłosił w poniedziałek Robert Réthy, analityk włoskiej grupy finansowej UniCredit, sugerując, a właściwie prorokując wprost możliwość bankructwa gdańskiej spółki. Jeszcze w październiku Réthy wyceniał te same akcje na 25 zł.

Zarząd Lotosu uznał ocenę Réthyego za bezpodstawną, ale jego opinia zdążyła zrobić swoje - już o 10:30 w dniu ogłoszenia szokującej wartości akcji (czy raczej jej kompletnego braku) kurs spadł o 20 proc., do niecałych 11 zł. Lotos jako jedyny spadł tego dnia tak bardzo. Co się stało? Czy to spekulacyjny atak, który ma na celu obniżenie wartości spółki, a w konsekwencji tzw. wrogie przejęcie przez inną firmę (wśród kandydatów wymienia się rosyjskie koncerny naftowe)? Czy może głupota bądź niewiedza węgierskiego analityka?

Zdania są podzielone, a sam Réthy ze wstydem przyznał, że "po prostu nie potrafił wycenić akcji Lotosa". Jeżeli to próba wrogiego przejęcia, jak twierdzi prezes Lotosu Paweł Olechnowicz, to jest ona wyjątkowo ordynarna. Klasyczne wrogie przejęcie to rodzaj gry. Zaczyna się zazwyczaj od plotki, że dana firma ma kłopoty finansowe.

Nieoficjalne informacje podsyca się przez kilka tygodni, a nawet miesięcy, kiedy to kurs akcji systematycznie spada. Dopiero na końcu prezes spółki dowiaduje się z radia, telewizji bądź inter-netu o tym, że ktoś złożył ofertę na śmiesznie tanie akcje prowadzonego przezeń przedsiębiorstwa, i tak naprawdę może zacząć odliczać dni do swojego odejścia.

Wrogie przejęcie często przyjmuje też formę oferty nie do odrzucenia. Jedna firma ogłasza skup akcji za cenę wyższą niż na giełdzie. Im różnica większa, tym akcjonariusze są bardziej skłonni do ich pozbycia się. Wystarczy skupić nieco ponad 50 proc. akcji i już można zainstalować swoich ludzi w radzie nadzorczej oraz zarządzie. Zakładając jednak, że opinia Réthyego jest początkiem takiej próby zamachu na Lotos, z całą pewnością nie przypomina światowej klasyki.

Największym wrogim przejęciem był zakup kilka lat temu przez koncern telekomunikacyjny Vodafone niemieckiej firmy Mannesmann. Jej szef Klaus Esser jeździł po całej Europie i przekonywał głównych udziałowców, aby nie przyjmowali oferty Vodafone. Twierdził, że wartość kierowanej przez niego firmy jest dużo wyższa niż 100 mld euro zaproponowane przez brytyjski Vodafone. - Po prostu nie pasujemy do siebie - mówił Esser w wywiadach prasowych. Vodafone i tak dopiął swego, ale dopiero po tym, jak podbił cenę. I to niemal dwukrotnie do 183 mld euro.

My w dokonywaniu tego typu zamachów nie mamy wprawy. W Polsce przeprowadzono dotąd zaledwie jedno wrogie przejęcia. Osoby (prawne) dramatu to W. Kruk, firma jubilerska o XIX-wiecznych korzeniach, notowana na giełdzie od 2002 roku i spółka Vistula & Wólczanka. W maju tego roku prezes V&W Rafał Bauer ogłosił, że chce kupić większość akcji Kruka, czym zupełnie zaskoczył cały rynek.

Najbardziej zdumiony był sam Wojciech Kruk, który stworzył z rodzinnej firmy ekskluzywną sieć jubilerską, niemającą sobie równych w kraju. - Mam już 60 lat i sądziłem, że nic złego mnie w życiu nie spotka - mówił zaszokowany prezes Kruka. A młody i energiczny szef V&W Rafał Bauer był tak pewny siebie, że pozował do zdjęć na tle jego salonu jubilerskiegto z cygarem w ręku.

I rzeczywiście, wkrótce Wojciech Kruk wraz z rodziną pozbyli się swoich akcji. Nie chcieli kierować firmą w sytuacji, gdy ich decyzje będą blokowane przez nowego właściciela: Vistulę & Wólczankę. Do rodziny Kruka należało bowiem tylko nieco ponad 26 proc. akcji. Reszta znalazła się w rękach V&W. Wojciech Kruk wolał sprzedać swoje akcje po dobrej cenie i stracić kontrolę nad firmą, niż mieć je nadal w sytuacji, gdy faktycznie firmą będzie i tak zarządzać konkurent.

Rafał Bauer triumfował, bo oto on, młody wilk biznesu, wygryzł starego i doświadczonego konkurenta. Jednak Wojciech Kruk nie próżnował. Namówił swojego przyjaciela Jerzego Mazgaja, właściciela sieci sklepów Alma Market, do kupna akcji... Vistuli. Razem Kruk i Mazgaj nabyli 10 proc. Vistuli, co pozwoliło im przejąć władzę nad spółką. Szybko posypały się głowy osób odpowiedzialnych za przejęcie Kruka przez Vistulę. A prezes Bauer, widząc co się święci, sam zrezygnował ze stanowiska.

W przypadku Lotosu takich dramatycznych zwrotów akcji na razie nie było. Komisja Nadzoru Finansowego twierdzi nawet, że w ostatnich dniach nie doszło do skupienia akcji gdańskiej rafinerii przez jednego gracza. To jednak wcale nie oznacza, że ktoś nie szykuje się do przeprowadzenia frontalnego ataku na drugi co do wielkości polski koncern paliwowy.

- Kryzys to świetna okazja do zakupu akcji - mówi Piotr Kuczyński, analityk z firmy Xelion. Dziś jedna akcja największego koncernu motoryzacyjnego na świecie General Motors jest warta tyle, co galon benzyny. - Podczas bessy wyceny spółek giełdowych są niewiarygodnie niskie i zawsze znajdzie się ktoś, kto chce na tym zarobić - podkreśla Kuczyński.

Chętnych na Lotos nie odstrasza nawet to, że blisko 60 proc. jego akcji posiada Skarb Państwa. Reszta jest na giełdzie i wystarczy kupić zaledwie co drugą z nich, i już można obsadzać swoimi ludźmi radę nadzorczą, która z kolei powołuje i odwołuje prezesa. Nic więc dziwnego, że oficjalny raport węgierskiego analityka Roberta Réthyego z UniCredit, zbijający wartość akcji Lotosu do okrągłego zera, wzbudził tyle emocji.

- Analitycy kreślą najczarniejsze scenariusze dla firm, które jeszcze kilka miesięcy temu chwalili - mówi Marek Rogalski z domu maklerskiego First International Traders. - Sądzą, że kryzys uzasadnia skrajny pesymizm, ale z drugiej strony tracą przez to wiarygodność. W efekcie powstaje pytanie, komu teraz ufać.

Analitycy coraz częściej wróżą z fusów, co bywa śmiertelnie niebezpieczne. Niedawno bank BNP Paribas podał, że polska gospodarka w przyszłym roku będzie się rozwijać w ślimaczym tempie 0,4 proc. Efekt? Złotówka zaczęła szybko tracić na wartości, bo część inwestorów zaczęła panicznie pozbywać się polskiej waluty.

O tym, że działania jednego człowieka potrafią wywrócić firmę do góry nogami, wiadomo nie od dziś. W połowie lat 90. ING kupił bank Barings za symbolicznego funta. Nie byłoby tej transakcji, gdyby nie działalność Nicholasa Leesona, maklera pracującego w azjatyckim oddziale Baringsa. Prowadził on bardzo ryzykowne transakcje na rynku akcji i rządowych obligacji. Doprowadziło to Barings do straty ponad 820 mln funtów.

Gdy Leeson zorientował się w sytuacji, uciekł z Singapuru. Na biurku zostawił wiadomość "I?m sorry".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

o
opole
Czyli gangsterka z lat 20-tych USA na calego.
Wróć na i.pl Portal i.pl