Kilka razy dostawałem telefony z kasy filharmonii czy na pewno wykupię zarezerwowane bilety bo w razie czego są na nie chętni. A było to w czerwcu, czyli prawie pół roku przed wydarzeniem.
Niewątpliwie Nohavica ma w Polsce ugruntowaną markę i jest uznawany za „swojaka”. Po części dlatego, że jego piosenki trafiają w gusta słowiańskiego słuchacza, a nie bez znaczenie jest również to, iż Czech czuje się u nas jak u siebie w domu - co sam wielokrotnie podkreśla i w tym przypadku nie jest to jedynie retoryka grzecznościowa: Nohavica naszym ojczystym językiem posługuje się lepiej niż niejeden krajan.
Bard z Ostrawy cieszy się popularnością także w środowisku artystycznym. Przykładem muzyczny hołd jaki został mu złożony w 2008 r. - chodzi o płytę „Świat według Nohavicy”, na której m.in. Zamachowski, Andrus, Sikorowski, Geppert wzięli na warsztat dorobek Jaromira Nohavicy.
Na jego koncertach byłem dwa razy - w 2008 w Chatce Żaka i dwa lata później, w Centrum Kongresowym AR. Występ w Chatce miał aurę szczególną, bo z racji ograniczonej ilości miejsc wytworzyła się mocno interakcyjna atmosfera z Noha-vicą. Przed sceną pojawili się wówczas jego wierni fani z transparentem „Banik Banik Ostrava - Barcelona 6:0”, co było jasnym nawiązaniem do skocznej piosenki „Fotbal”, którą bard zadedykował właśnie Banikowi.
Teraz przyszedł czas na trzecie spotkanie z mistrzem Jaromirem, spotkanie „oko w oko”. Tak, byłem tym szczęśliwcem, który miał go niemalże na wyciągnięcie ręki (moc pierwszego rzędu!).
Wyszedł na scenę punktualnie, o g. 20, sam, zaczynając setem tylko na gitarę. Usłyszeliśmy m.in. utrzymane w klimacie piosenki turystycznej „Dokąd się śpiewa”. Kilka minut później do Nohavicy dołączyli: Robert Kuśmierski (akordeon, piano) i Pavel Plánka (instrumenty perkusyjne) i zrobiło się dynamicznej, choć nie od razu. Delikatnie marszowy takt perkusji wieścił „Sarajevo”. Utwór szczególnie mi bliski, bo właśnie on rzucił mnie w nurt fascynacji Nohavicą.
Lubelski koncert Czecha był swoistą zabawą konwencji: utwory sentymentalne kontrowane były dynamicznymi. Czasem zahaczało to nawet o bałkański dynamit niczym u Bregovica. - Lublin to piękne miasto, „Sztukmistrz z Lublina” to jedna z moich ulubionych książek, każdy z nas jest w swoim życiu kuglarzem - mówił Nohavica zapowiadając „Wędrownych kuglarzy”.
Nohavica przedstawił swoją wersję utworu „Tu te laisses aller” zmarłego kilka dni temu Charles’a Aznavour’a. - „Bibliotekarza” napisałem w 1981 roku jako młody chłopak, który pracował w przez kilka lat w bibliotece - wyjaśniał Nohavica. Liryczny charakter miał też „Psalm 41”. W pewnym momencie Nohavica, Kuśmierski i Plánka stali się klasycznym jazzowym trio, przybierając nazwę „Trio de Janeiro”. I to nie był koniec zabawy gatunkami: usłyszeliśmy też bossnovę („Cukrářská bossanova”) i blues („Plebs Blues”).
Było też coś dla dzieci: piosenka logopedyczna „Krecik w metrze” i zaaranżowane na beachboys’ową nutę „W morzu jest miejsca dość”. Na bis zabrzmiała oczekiwana przez wszystkich „Kometa”. Dokładnie o 22.00 Nohavica zszedł ze sceny. Oczywiście w towarzystwie owacji na stojąco.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Praca w Lublinie. Sprawdź, które firmy szukają pracowników
Pierwszy samochód. TOP 15 aut dla początkującego kierowcy. Jeździłeś którymś z nich?
Nowy biurowiec w centrum Lublina. Zobacz, jak gmach wygląda od środka (ZDJĘCIA)
Większość katolików NIE WIE jak odmawiać różaniec! A czy TY wiesz jak to robić? [QUIZ]

Jeśli masz tak na imię - uważaj za granicą! Możesz spotkać się z dziwną reakcją - sprawdź, czy jesteś na liście

Poszukiwani przestępcy z woj. lubelskiego. Widziałeś ich? (ZDJĘCIA), cz. XIV