Z Warszawy do Wrocławia. Tylko tutaj miał szansę na ratunek
Liczyła się każda sekunda. 51-letni pacjent szpitala na Mazowszu był po ciężkim zawale serca i wymagał pilnej interwencji specjalistycznego zespołu kardiologicznego. Okazało się, że operacji podejmą się lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Problemem był czas. Mężczyznę należało jak najszybciej przetransportować do USK, ale transport drogą lądową nie wchodził w grę. Spowodowałby zbyt duże ryzyko. Medycy zaczęli więc szukać sposobu, aby 51-latek jak najszybciej znalazł się we wrocławskim szpitalu. Z pomocą ruszyli policyjni lotnicy.
- Nie było chwili do stracenia. Musieliśmy dość szybko odpowiedzieć, czy będziemy mogli ten lot wykonać. Byliśmy ostatnią deską ratunku. Na szczęście, między innymi taką właśnie sytuację ćwiczyliśmy razem z lekarzami i ratownikami medycznymi Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA zaledwie kilka miesięcy temu, więc byliśmy dobrze przygotowani. Wiedzieliśmy, jak sprawnie przystosować Black Hawka do transportu chorego. Przećwiczyliśmy też ułożenie noszy, rozlokowanie sprzętu i sposób komunikacji między zespołem medycznym a załogą w trakcie lotu. To nam bardzo ułatwiło zadanie - mówi insp. pil. Robert Sitek, naczelnik Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji KGP.
Transport pacjenta śmigłowcem Black Hawk zajął niewiele ponad godzinę
Śmigłowiec Black Hawk w składzie dwóch pilotów i crew chief wystartował z bazy na lotnisku Warszawa-Babice, aby po chwili zabrać pacjenta oraz zespół medyczny ze szpitala w województwie mazowieckim i udać się na lądowisko przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Chory na oddziale Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu był już po 75 minutach.
– To nie była prosta sprawa. Tylko kilka ośrodków w Polsce może podjąć się leczenia pacjentów z tak poważną chorobą serca. Lekarze mazowieckiego szpitala zrobili, co w ich mocy, by pomóc pacjentowi, który przeszedł zawał, a duży obszar niedokrwienia spowodował, że serce było niewydolne i trzeba było pracę lewej komory serca zastąpić krótkoterminowym mechanicznym wspomaganiem krążenia. W tym przypadku potrzebne było wdrożenie specjalnej długotrwałej procedury medycznej. Bez tego nie miałby szans. Jego życie wisiało na włosku. W naszym ośrodku było miejsce, mogliśmy pomóc. Wtedy okazało się, że musimy jeszcze znaleźć sposób na bezpieczne przewiezienie pacjenta. Pokonanie prawie 400 km karetką stanowiło dla niego zbyt duże ryzyko. Musieliśmy więc szukać sposobu na transport lotniczy. Transport samolotem wydłużyłby ten czas. I tym razem okazało się, że tylko dzięki współpracy Policji i LPR możemy wszystko zorganizować sprawnie i bezpiecznie dla pacjenta – mówi koordynator ds. transplantacji serca wrocławskiego szpitala Mateusz Rakowski.
51-latek jest teraz pod obserwacją lekarzy z Instytutu Chorób Serca, którzy podejmą decyzję co do wymiany wszczepionej wcześniej pompy na bardziej zaawansowany układ, który odciąży i wspomoże pracę serca. Kolejnym krokiem będzie kwalifikacja do transplantacji albo do mechanicznego wspomagania krążenia długoterminowego, z którym pacjent będzie mógł opuścić szpital.
